Rozdział 12

1 0 0
                                    

Ja: ‚Ale dlaczego miałaby to robić?'
Luke: ‚Tego nie wiemy. Będzie jednak trzeba ją śledzić i podsłuchiwać. Jeśli cokolwiek ma do ukrycia, znajdziemy to.'

Zamknełam laptopa i wstałam z łóżka. Poczułam silną potrzebę zrobienia czegoś, jakiegokolwiek kroku. Założyłam ciepły sweter na bluzkę i upiełam włosy w wysoki kucyk. Zima w tym roku dawała się we znaki.
Podeszłam do lustra i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Potrzebowałam chłopaków i naszego śledztwa. Widziałam jak trudno idzie mi się zabranie za naukę. Dopóki Amandy nie będzie w domu, nic nie wróci do normy.

Wyciągnełam spod biurka stary plecak szkolny w ciemnych kolorach. Spakowałam portfel, dokumenty, laptopa, kartkę i coś do pisania. Wyciągnełam z szafy kurtkę zimową, nieco za małą, jednak ta idealna została na dole. Teraz musiałam opracować plan ucieczki. Całe szczęście drzwi od pokoju miałam zamknięte, jednak nie na klucz. Musiałam zrobić to jak najbardziej dyskretnie. Na dworze nie było żadnego śniegu, ani oblodzenia, dlatego ucieczka nie powinna być za trudna. Otworzyłam okno i kucnełam na parapecie. Zerknełam w dół i na moment zakręciło mi się w głowie. Zamknełam oczy i obiecałam sobie, że już nigdy tam nie spojrzę. Wystawiłam obie nogi poza parapet i przygotowałam się do skoku. Odległość między oknem a dachem ganku nie była za duża, może z metr wysokości. Najbardziej bałam się hałasu, nie wiedziałam z czego wykonany jest dach. W pewnym momencie po prostu zamknełam za sobą okno, zacisnełam mocno oczy i skoczyłam. Bum. Usłyszałam głuche bębnięcie, jednak nie było ono zbyt głośne. Teraz zejście z dachu. Na szczęście był płaski więc zejście przypominało to wcześniejsze. Przykucnełam na krawędzi i poszukalam jedną nogą belki ogrodzenia ganku. Wydawało mi się, że już ją wyczułam i upuściłam nogę. Stopa poślizgneła się i przez chwilę nie mogłam odznaleźć równowagi. 'Chryste!', pomyślałam. Gdy już mi się to udało, postawiłam drugą stopę i przykucnełam na belce. Skoczyłam na trawę i podbiegłam do ogrodzenia. Odnalazłam klucz pod jednym z krasnali ogrodowych i wyszłam poza teren domu. Na moment zatrzymałam się. Miałam plecak i wszystkie kończyny w nienaruszonym stanie. Nie poszło wcale tak źle.
Postanowiłam pobiec do szkoły. Chciałam złapać chłopaków i koniecznie z nimi porozmawiać. Obawiałam się trochę Mirandy. Nie wiedziałam co może mi zrobić, jednak nieobecność gdziekolwiek działała mi na rękę. Jesli faktycznie jest to Miranda, muszę pozostać niezauważona. Zatrzymałam się blisko głównego wyjścia i ukryłam w krzakach. Pozostało mi czekać. Cieszyłam się, że temperatura na zewnątrz była niska. Gdyby jakiekolwiek robale zaczeły chodzić koło mnie, albo tych krzaków, nie dałabym rady ukrywać się w takich warunkach.
Dzwonek.
Fala uczniów wypłyneła ze szkolnego budynku na radosne spotkanie z domem. Znałam to uczucie aż za dobrze. Szukałam wzorkiem znajomych twarzy, jednak natknełam się na Mirandę. Rozmawiała z Nancy Fisher, z młodszej klasy. Ukryłam się głębiej w zaroślach przez co nie widziałam kto wychodzi ze szkoły. Odczekałam kilka minut i wyjrzałam z zarośli. Przy wyjściu zostały już nieliczne osoby. Kurde, straciłam okazję. Trzeba było wcześniej napisać do nich, że przyjdę. Wyszłam z krzaków i podeszłam w stronę szkoły, może zaraz z niej wyjdą. Z nadzieją patrzyłam na szkolne, przezroczyste drzwi. To ostatnie co pamiętam. Potem poczułam tępy, mocny ból z tyłu głowy i straciłam przytomność.

Przed sobą widziałam duży, biały sufit. Na środku zawieszona była lampa przy której latały dwa owady. Styczeń i owady. Przekazałam wyrazy podziwu dla tych stworzeń. To niezłe osiągnięcie, żeby przeżyć tak długi czas. Obraz zaczął mi się lekko zamazywać więc mrugnełam kilka razy.
- Charlie, spójrz! - krzyknął cicho tata. Zaraz nad moją twarzą zobaczyłam zarysy twarzy mamy. Pomrugałam jeszcze kilka razy i obraz się wyostrzył. Spróbowałam podnieść głowę. Zaraz jednak poczułam przeszywający ból z tyłu czaszki, a pole widzenia przesłoniły mroczki. Skrzywiłam się i położyłam głowę z powrotem na poduszkę. Cicho jęknełam. Spróbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło, jednak bez skutku.
- Tak, doktorze, obudziła się. - odezwał się głos mamy.
- Dobrze, proszę się odsunąć, zobaczymy co się dzieje. - odezwał się silny, męski głos. Nagle usłyszałam szlochanie mamy.
- Nie płacz, Charlie. Wszystko będzie dobrze. - odezwał się tata.
Lekarz oglądał moją twarz, szyję, poświecił latarką w oczy, zajrzał do buzi i do uszu. Cały czas czułam okropny ból z tyłu głowy. Miałam ochotę się popłakać.
- Proszę o podanie leków przeciwbólowych - lekarz poprosił pielęgniarkę stojącą tuż za nim.
- Co.. Co mi jest? - wyjąkałam cicho.
- Wstrząs mózgu i spory upływ krwi. Ktoś ci nieźle przyłożył. Nie powiedziałbym, że to cud, że żyjesz, jednak miałaś sporo szczęścia. Możesz mieć problemy ze wzrokiem, część potyliczna mózgu nieźle oberwała. - uśmiechnął się do mnie doktor. Chciałam zrobić to samo, ale wydawało mi się, że mogłam jedynie kontrolować swój oddech. Usłyszałam głośniejszy płacz mamy i więcej uspokajających słów taty. Nie znosiłam gdy płakała. Chciałam jej powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale mogłam nie być zbyt przekonująca.
Poczułam, że chce mi się spać, jak wtedy gdy z Amandą zarwałyśmy dwie nocki. Zamknełam oczy przypominając sobie tamte dni.

Obudziłam się już w pozycji bardziej siedzącej. Mogłam otworzyć szerzej oczy i zobaczyć więcej kolorów, z czego zdałam sobie sprawę dopiero teraz.
Nie czułam już bólu w tylnej części głowy, więc postanowiłam zbadać co się z nią dzieje. Dotknełam tego miejsca i od razu pożałowałam. Pomimo grubego bandaża, dotyk wywołał przeszywający ból. Zasyczałam i wykrzywiłam ponownie twarz. Dopiero teraz spostrzegłam, że koło mnie siedzi Scott. Zdziwiłam się lekko.
- Scott? - spytałam. Na dźwięk swojego imienia przestraszył się i podniósł wzrok na mnie. Jego twarz rozpromieniła się.
- Pamiętasz mnie! - powiedział ucieszony.
- Oczywiście, że Cię pamiętam.
- Cieszę się bardzo. Dobrze, że żyjesz. Jak się czujesz?
- Dziwnie. Nie pamiętam co się stało. Gdzie są rodzice?
- Ach tak, kazali mi ich powiadomić jak tylko się obudzisz. Już ich wołam. - Scott wstał szybko z krzesła i ruszył do drzwi.
- Poczekaj - powiedziałam szybko. Scott odwrócił się do mnie. - Muszę wiedzieć co się stało.
- Nie mogę, rodzice prosili by Cię nie zamęczać. - powiedział zaklopotany. Spojrzałam na niego najładniej jak potrafiłam. - Ugh, no dobra! Ale sama tego chciałaś.
Scott usiadł z powrotem na krześle i zaczął opowiadać.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ale nagle pojawiłaś się przed szkołą. Akurat kończyliśmy lekcje i wychodziliśmy bocznym wyjściem, żeby uniknąć tej dzieciarni. Zobaczyliśmy Ciebie jak szukasz kogoś przy drzwiach. Poszliśmy w twoim kierunku, kiedy nagle ta wariatka, Miranda, podeszła do Ciebie od tyłu i uderzyła Cię kamieniem w głowę. Potem szybko uciekła. Staliśmy jak wryci, a ty upadłaś na ziemię nieprzytomna. Zauważyłem ślady krwi na ziemi i to mnie otrząsneło. Ktoś był przy Tobie i dzwonił na pogotowie. Wtedy z Lukiem podbiegliśmy do Ciebie. Wyglądało to przerażająco.

Patrzyłam na Scotta z niedowierzaniem. Uzupełnił moje luki w pamięci, jednak obraz wydarzeń miałam tylko dzięki temu opisowi.
- Czyli to jednak Miranda pisała te groźby - powiedziałam. Scott pokiwał głową.
- Wybacz Lily, ale nie mogę już dłużej czekać. Rodzice powinni tu przyjść - powiedział i wyszedł z sali. Miranda chciała mnie zabić. Jakie to dziwne uczucie, wiedząc, że swoim krótkim życiem naraziłaś się jednej osobie spośród miliardów ludzi, do tego stopnia, że chce Ci te pozostałe lata życia odebrać.
- Lily! - krzykneła mama podbiegając do łóżka. Miała czerwoną twarz, podpuchnięte oczy, jednak caly czas się uśmiechała. Zaraz potem zaczeła płakać całując moje ręce. Tata podszedł z drugiej strony obdarowując mnie ciepłym uśmiechem. Cieszyłam się, że tu są.
- Boże, tak się martwiliśmy! - zaczeła mama - Dlaczego uciekłaś z domu? Dlaczego nam to zrobiłaś?
- Charlie, uspokój się. Pewnie sama nic nie pamięta i potrzebuje spokoju. - odezwał się tata. Byłam mu wdzięczna. Gdyby nie tata, mama z pewnością wiele razy przeszłaby załamanie nerwowe. Całkowicie nie umiała sobie radzić z emocjami.
- Lil? - usłyszałam głos, który najbardziej chciałam teraz usłyszeć. W drzwiach stał Luke, z burzą włosów i kwiatami w dłoniach. Spojrzałam na jego oczy i zaraz się uśmiechnełam. Pierwszy raz odkąd tu jestem.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz