Rozdział 7

5 1 0
                                    

- To tak szukacie twojej kurtki Luke? - zapytała ostro. Była zdenerwowana. Podeszła do nas, wyrwała nam broszury i zamkneła szufladę. - Opuście proszę ten pokój. Nie dość mam problemów z własną córką? Kto was wychował, że szperacie ludziom po pokojach?

Staliśmy przed nią lekko przerażeni.
- Proszę pani, czy to nie jest dziwne, że Amandy nie ma już około 2 tygodni, a policja ustaliła jedynie odciski palców w mieszkaniu gdzie ostatni raz ją widzieliśmy? - zaczął Luke również zdenerwowany.
- Jestem prawie pewna, że ty i ten Scott coś jej zrobiliście, gdybyście naprawde chcieli żeby została, nigdy byście jej nie puścili! - mama Amandy była na skraju załamania po raz kolejny, brakuje jeszcze troche, a zacznie płakać. Przestraszona nie byłam w stanie nic powiedzieć. Emocje, strach i zdenerwowanie ściskały mi gardło niczym pętla. Okropne uczucie.
- Powiedziałem już, że nie mieliśmy jak tego zrobić, była sprytniejsza od nas! - Luke nieostrożnie podniósł głos na co trochę się wystrzaszyłam.
- Nie wierzę Tobie, w ani jedno Twoje słowo po tym co tu zobaczyłam. Myślicie, że policja naprawde nic nie robi? Prawdopodobnie mają adres miejsca gdzie się znajduje, namierzyli ją po ulicznych kamerach i współpracy z innymi jednostkami. Nie można od razu tam pojechać i ją zabrać. Jesteście lekkomyślni i niedojrzali jeśli tak myślicie. - tłumaczyła nam pani Brightly.
- Może nie musieliby jej szukać gdyby nie jej rodzice - mruknął Luke, a ja słysząc to wbiłam mu łokieć w bok.
- Słucham?! - krzykneła mama Amandy.
- Co tu się dzieje? - nagle koło rozdrażnionej kobiety pojawił się pan Brightly obejmując żonę ramieniem. Zerknął na sytuację i zwrócił się do nas.
- Myślę, że powinniście już sobie iść - powiedział spokojnie. Luke chciał zaprotestować, ale wtedy odzyskałam wreszcie kontrole nad swoim ciałem, uciszyłam go i chwyciłam za rękę.
- Chodź już, niepotrzebnie państwa denerwujemy. - powiedziałam do niego i wyprowadziłam go z pokoju. Zeszliśmy na dół gdzie czekali już funkcjonariusze policji. Omineliśmy ich i wyszliśmy z domu.

- Jak ona śmie mnie oskarżać o takie rzeczy?! - krzyczał zdenerwowany Luke idąc chodnikiem. - Nie wie co nas łączy, nigdy nie obchodziła jej własna córka. Teraz nagle udaje troskliwą matkę, która zaraz na zawał zejdzie jeśli jej dziecko się nie znajdzie! Jakież to irytujące!
Szłam w spokoju wysłuchując monologu mojego towarzysza. Jestem raczej introwertykiem i lubię przemyśleć na spokojnie wszystko w mojej głowie zanim wydam opinie. To bardzo przydatna cecha. Zgadzałam się z nim, rodzice nigdy za bardzo nie przejmowali się Amandą. Widać było, że nie chciała z nimi dłużej mieszkać. Musieli coś zrobić, coś okropnego. Gdybyśmy tylko mogli usłyszeć tych policjantów...
- O Boże, Luke! - krzyknełam i spojrzałam się na niego. Przyglądał mi się zdziwionym wzrokiem. - Pluskwa!
Luke gorączkowo zaczął szukać komórki. Gdy ją znalazł odpalił aplikację dzięki której słyszeliśmy dosłownie wszystko. Usiedliśmy na najbliższej ławce i przysłuchiwaliśmy się rozmowie.
- Liso, musimy się otworzyć przed policjantami jeśli chcemy ruszyć ze śledztwem dalej, proszę - odezwał się głos pana Brightly. Odpowiedziała mu chwila ciszy po czym przerwała ją mama Amandy:
- Około dwóch tygodni temu sprawdzałam co u niej słychać w jej pokoju. Przeglądała akurat broszury z uczelni, które dostała ze szkoły. Gdy tylko mnie zobaczyła schowała je szybko za siebie, ale ja zdążyłam je zauważyć. Zapytałam się co robi, ona odpowiedziała standardowo, że to nic takiego. Kazałam sobie pokazać to co trzyma, przecież nic jej nie zrobię. Po paru prośbach pokazała mi broszury i spuściła wzrok na ziemię. Zobaczyłam, że obkleiła stronę z dziennikarstwem w Yale naklejkami z serduszkiem. Zapytałam o co chodzi, a ona błagalnym wzrokiem zapytała, czy jest szansa żeby mogła studiować ten kierunek. Mamy bardzo dobre znajomości wśród prawników i zawsze zabieraliśmy Amandę na pokazowe rozprawy, aby mogła pokochać ten kierunek. Kupiłam jej mnóstwo książek o zawodzie prawnika czy adwokata, ma nawet gry związane z tą tematyką. Nie wiem co w nią wstąpiło z tym dziennikarstwem. Dziennikarze są doprawdy okropni! Nie szanują cudzej prywatności i wszędzie wtykają nos w nie swoje sprawy. Nie ma mowy by nasza córka, z szanowaj rodziny, została jakimś podglądaczem innych.
- Czyli mamy rozumieć, że państwo narzucaliście córce kierunek prawa, a ona chciała studiować dziennikarstwo co spotkało się z odrzuceniem jej marzeń? - spytał funkcjonariusz. Żałowałam, że nie widziałam miny rodziców i biednych policjantów, którzy zaraz mogli zostać wyrzuceni z pracy.
- Słucham?! Narzucanie? Chcemy dla naszej córki jak najlepiej, a prawo to najlepszy w tej sytuacji kierunek. Ona sama jest jeszcze dzieckiem, nie wie co dla niej dobre. - tłumaczyla pani Brightly. Narazie tata Amandy milczał. Policjanci zrezygnowali z dalszych pytań. Usłyszeliśmy pisanie po kartce i zamykanie okładki.
- Jeśli chodzi o śledztwo, Scott i Luke potwierdzili naszą wersję wydarzeń w wieczór zniknięcia. Dzięki kamerom szacujemy, że jest w okolicy Oxnardu, czyli około 1 dnia pieszo. Zapewne robiła kilkanaście przerw. Nie mamy też pewności czy na wszystkich kamerach to właśnie ona, ponieważ podejrzewamy, że farbuje włosy. Chcielibyśmy zapytać, skąd Amanda może posiadać pieniądze na jedzenie, ewentualne przewozy, farby do włosów?
- Zarabiała trochę w wakacje pracując na stażu u naszego dobrego znajomego prawnika w kancelarii, jednak nie długo. Mogła zarobić około 300$, nie więcej. Nie wiemy nic o jej oszczędnościach, zawsze trzymała to w sekrecie. - tym razem odezwał się pan Brightly.
- Czyli nie posiada konta bankowego? - spytał policjant.
- Posiada... to tam właśnie gromadzi oszczędności
- Steven, dlaczego nie pytałeś o to państwa wcześniej? - spytał poirytowany funkcjonariusz kolegę. Nikt mu nie odpowiedział. - Proszę zapisać numer jej konta, resztą się zajmiemy. Myślę, że za 2,3 dni Amanda będzie już w domu.
Spodziewałam się radości, albo chociaż głębokiego westchnięcia rodziców, jednak nic takiego nie nastąpiło. Potem słyszeliśmy już tylko szuranie krzeseł i odgłos zamykania drzwi wyjściowych. Luke chciał już wyłączyć telefon, kiedy nagle odezwała się mama Amandy.
- Nie wierzę, Amanda miała być naszą grzeczną, córką, którą będę mogła pochwalić się przed znajomymi. Chciałam, aby miała szanowany zawód prawnika i dużo zarabiała. Powiedz mi Howardzie, dlaczego to nie jest takie proste? - westchneła.
- Nie przejmuj się, kochana. Znajdzie się i wtedy z nią porozmawiamy. Może dobrze by było przemyśleć jeszcze raz jej plany na przyszłość? To w końcu jej życie. - powiedział Harold Brightly.
- Nawet ty tak mówisz?! Czy już nikt nie rozumie, że jestem jej matką i to mnie powinna się słuchać? Dzięki za wsparcie! - krzykneła naburmuszona kobieta i było słychać cichnące kroki szybkiego chodu. Tym razem Luke wyłączył telefon na dobre. Przez moment nie mówiliśmy nic. Patrzyliśmy przed siebie i myślieliśmy, w każdym razie ja to robiłam. Poczułam się okropnie zmęczona całą tą sytuacją. To zdecydowanie wywróciło moje spokojne życie. Przysunełam się do Luke'a i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Jak Cię znaleźć, Amando? - zapytałam cichym głosem. Zgadnijcie kto mi odpowiedział.

Cisza.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz