Rozdział 9

5 1 1
                                    

Wpatrywałam się w kartkę z niedowierzaniem. Zaraz zrobiło mi się okropnie gorąco, a mój oddech gwałtownie przyspieszył. ‚To na pewno pomyłka albo głupi żart', przeszło mi przez myśl.
- Lily? Wiem, że to sporo, usiądź, musimy porozmawiać. - powiedział tata i podprowadził mnie do kanapy. Usiadłam cały czas gapiąc się w te trzy słowa: ‚Zabiję Cię, Lily'. Kto? Czemu? Wiedziałam, że w tej chwili nie mogę panikować. Moje śledztwo mogłoby wyjść na jaw, a nie chcę więcej podejrzeń z którejkolwiek strony.
Tata przyprowadził mamę i razem usiedli naprzeciwko mnie na fotelach.
- Czy znasz kogokolwiek kto mógłby ci źle życzyć? - spytał mnie tata zatroskanym głosem. Mama nie ukrywała swojego zdenerwowania, tupiąc o podłogę i rozglądając się na wszystkie strony. Czy znam taką osobę? Na zewnątrz starałam się zachować zimną krew, jednak w środku moje ciało aż pulsowało emocjami.
- Nie, raczej nie... Chyba nie. - odpowiedziałam z trudem.
- Dziewczyno weź się w garść! - krzykneła mama. Spojrzałam na jej czerwoną twarz i podkrążone oczy. Złość zasłaniała jej troskę, przez co czułam się zaatakowana. Nagle zaczełam intensywnie myśleć nad moimi wypowiedziami. Każde słowo musiało być precyzyjne, nie mogą się niczego domyślić.
- Nie znam żadnej takiej osoby. Nie rozpoznaję też pisma, ale wydaje mi się, że zostało to napisane piórem dobrej jakości. Widziałam kiedyś takie próbki na kartce w papierniczym. Bardzo drogie pióra. - zaciełam się na chwile. - Jedyne osoby które są teraz wokół mnie to Scott i Luke... Naprawde nie wiem kto mógłby to napisać.
- Rozumiem. Też pomyślałem o dobrej jakości pióra. Myślę, że jednak porzucimy nasze śledztwo i oddamy to na policję. - powiedział tata odbierając ode mnie kartkę. - Nie przejmuj się, kochanie. Tu jesteś bezpieczna.
- Dość tego! Jak wy możecie z takim spokojem o tym mówić. Ktoś chce Cię zabić, Lilianne! Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki policja nie ustali kto to napisał. Zaraz zadzwonię do szkoły i porozmawiam o indywidualnym toku nauczania. - krzyczała mama. Była pełna emocji, ręce jej się trzęsły, przez co nie mogła utrzymać telefonu. Tata zabrał jej komórkę i przytulił. Podeszłam do nich i również ich przytuliłam. To był długi uścisk. Bardzo długi. Po wszystkim usiadłam tacie na kolana, tak jak robiłam to w dzieciństwie.
- Mamo, ja też jestem przerażona - zaczełam. - Nie mogę się czuć bezpiecznie, ale myślę, że zrezygnowanie ze szkoły da potencjalnemu zbrodniarzowi satysfakcję, że udało się jemu mnie zastraszyć. Nie możemy na to pozwolić. Pogadam z chłopakami, będziemy razem dbać o moje bezpieczeństwo. Ze szkoły będę szła prosto do domu, obiecuję.

Mama pogładziła ręką mój policzek i szlochneła.
- Najpierw policja - powiedział tata. - Zgadzam się z Tobą Lil, ale najpierw policja. Jutro z samego rana udamy się na komisariat.

- Sprawdzimy odciski palców i pochodzenie tuszu. Narazie jednak proszę się zbytnio nie przejmować. 90% takich gróźb nigdy nie dochodzi do skutku. - powiedział funkcjonariusz policji i uśmiechnął się. Było mi zbyt niedobrze, aby odwzajemnić ten gest. Mój żołądek ścisnął się w wielki supeł.
- Dziękujemy państwu bardzo. Do widzenia. - powiedział tata i wziął mnie za rękę. - Chodź Lil.
Powoli wstałam i skierowaliśmy się do wyjścia. Odwróciłam się na moment do policjantów. Jeden z nich wpisywał coś do komputera a drugi mieszał kawę. Czułam jakby nic ich to nie obchodziło.
Zeszliśmy na dół do samochodu gdzie czekała mama z papierosem w ręku. Gdy tylko nas zobaczyła podbiegła szybko rzucając go do tyłu.
- I co powiedzieli? - spytała nerwowo.
- Mamy się niczym nie przejmować, może to być błaha groźba. Sprawdzą pochodzenie, będą szukać sprawcy. - wyjaśnił tata. Mama potakneła głową i wsiadła do auta. Z tatą zrobiliśmy to samo i ruszyliśmy do domu.
Jazda przez zatłoczone miasto była bardzo uciążliwa. W pewnej chwili zauważyłam kartkę papieru za wycieraczką.
- Tato? Co to takiego? Tam za wycieraczką. - spytałam pokazując palcem.
- Dziwne, nie widziałem tego wcześniej. - odpowiedział. Staliśmy akurat w korku gdy nagle mama gwałtownie odpieła pas i wyskoczyła z samochodu. Wyjeła kartkę i wsiadła z powrotem.
- Mamo! Co ty robisz?! - krzyknełam.
- Jestem pewna, że to kolejny list od pieprzonego psychola - powiedziała szarpiąc kartkę. Zszokowało mnie, mama bardzo rzadko się tak zachowywała. Nie była może oazą spokoju, ale wybuchowa również nie była. Wychyliłam się mocno do przodu i szybko zabrałam kartkę.
- Lilianne! - krzykneła mama odwracając się do tyłu. - oddaj mi to.
Pokręciłam głową.
- Charlie, spokojnie, może to jakaś reklama? Pełno tego za wycieraczkami czasem znajduje - wtrącił się tata. Mama zaczeła się kłócić z tatą, dzięki czemu zyskałam czas aby przeczytać kartkę. Odczytałam zdanie napisane dokładnie w takim samym stylu jak poprzednio ‚Przestań jej szukać, albo Cię zabiję, Lilianne'. Głośno przełknełam ślinę i znów zaczełam głośno oddychać. Kto może o tym wiedzieć? Scott, Luke? Przysięgam, jeśli cokolwiek komuś powiedzieli, to ja ich zabiję.
- Lily, powiedz matce dla świętego spokoju, co jest na tej kartce - rozmyślania przerwał mi zmęczony głos taty. Zgniotłam kartkę w dłoniach i wsadziłam do torebki.
- Reklama sokowirówek. - odpowiedziałam.
- Widzisz Charlie? Nic takiego, musisz przestać wszędzie zauważać zło, to paranoja.. - zaczął tata, jednak ja już nie słuchałam. Wiedziałam, że to moja sprawa i nie mogę w to wciągać rodziców.

Po powrocie do domu pobiegłam szybko do mojego pokoju. Musiałam trochę pobyć sama, zanim jutro pójdę znów do szkoły. Jeśli mama mnie w ogóle puści. Westchnełam głęboko. Myślę, że Amanda nie spodziewała się takiego bałaganu po jej zniknięciu. Chciała po prostu zniknąć ze swojego życia, ale to nie jest takie proste. Pociągneła za sobą kilkanaście sznurków, które nie chcą pęknąć. Luke mówi, że to przemyślała, ale moim zdaniem kilka dni to za mało czasu, aby skończyć swoje życie i zacząć inne. Spontaniczna decyzja, jak zawsze.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu. Podeszłam do torebki rzuconej na biurko, wyjełam kulkę papieru i spojrzałam na wyświetlacz komórki: Luke.
- Halo?
- Hej Lily, tu Luke. U Sama za kwadrans? - propozycja Luke'a wydawała się bardzo kusząca.
- Chętnie, ale obawiam się, że jestem uziemiona przez pewien czas. - westchnełam ciężko.
- Co? Dlaczego?
Opowiedziałam mu całą historię z groźbami. Wiedziałam, że będziemy musieli się spotkać ze Scottem, aby to przemyśleć i przedyskutować. To było bardzo ważne.
- Wiesz co? Daj mi 20 minut. - powiedział szybko i rozłączył się.
- Co? Halo! - krzyknełam do słuchawki, ale odpowiedziała mi już tylko głucha cisza. Nie znoszę niespodziewanych sytuacji, a ta do takich należała. Cholerny Luke i te jego pomysły. Spróbowałam to zignorować, co on mógłby zrobić? Włączyłam muzykę i położyłam się na łóżku. Mineło pare sekund, jęknełam i wyłączyłam muzykę. Totalnie nie da się skupić! Zaczełam maszerować po pokoju. ‚Intensywny wysiłek sprawi, że nie będę miała siły myśleć', pomyślałam.
15 minut później cała spocona leżałam na ziemi. Moje myśli wciąż się zastanawiały o co mu chodziło.
- Do diabła z nim! - krzyknełam.
Stuk. Stuk. Stuk stuk. Powoli usiadłam na podłodze nasłuchując dziwnego dźwięku. Stuk.
Dobiegał z.. okien? Podeszłam do okna. Luke rzucał kamyczkami w moje okno uśmiechając się, jak zwykle zbyt pewny siebie.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz