Rozdział 11

3 1 0
                                    

W nocy ciągle się wybudzałam. 5:30. Budzik zadzwonił jak zwykle za szybko, jednak dzisiaj wiedziałam, że muszę to zrobić. Powoli zeszłam z łóżka i założyłam szlafrok. Ogarnełam się w łazience i odsłoniłam zasłony wpuszczając wschodzące słońce do pokoju.
Usiadłam do biurka i wyjełam potrzebne przedmioty. Ćwiczenia z matmy, esej na angielski i kartkówka z biologi. Gdy skończyłam weszłam z powrotem do łóżka i odetchnełam z ulgą. Lubię mieć wszystko przygotowane do szkoły, czuje wtedy, że mogę kontrolować mój dzień, zapobiegać niespodziankom. Sięgnełam po telefon. Jedna wiadomość, numer zastrzeżony: ‚Tak trzymaj Lilianne, żadnych gwałtownych ruchów.'.
Wyprostowałam się na materacu czytając wiadomość kilka razy. Skąd do cholery, ten psychiczny człowiek miał mój numer?!
Poczułam falę gorąca uderzającą w moje ciało. Puls niebezpiecznie przyspieszył, a wraz z nim oddech.
Wziełam telefon i szybko zeszłam na dół. Mama zaczeła już krzątać się po kuchni, natomiast tata jeszcze spał. Gdy tylko zobaczyłam mamę, przypomniały mi się wszystkie wydarzenia ostatniego wieczora. Nie rozmawiałam z nią odkąd wybiegła z pokoju. Szybko schowałam się za ścianą myśląc co zrobić. Zdecydowałam zapomnieć o sytuacji, ta wiadomość była znacznie ważniejsza. Wkroczyłam do kuchni.
- Mamo? Patrz co się stało. - powiedziałam wyciągając rękę z telefonem. Mama zamkneła szafkę i odwróciła się do mnie sięgając po telefon.
- Co?! Nie, ja mam serdecznie dosyć tej sytuacji! Ben! - krzyczała zdenerwowana mama biegnąc do sypialni. Zostałam sama w kuchni. Usiadłam na krześle przy stole, podparłam się na łokciach i ukryłam twarz w swoich dłoniach. Ostatnie trzy tygodnie porównując do mojego całego życia brzmiały jak dobry żart. Gdy odsłoniłam dłonie, stali przede mną rodzice.
- Wszystko jest już ustalone. Dzwoniliśmy do szkoły. Dzisiaj nie pójdziesz na lekcje, zostaniesz w domu z ochroniarzem, którego właśnie zatrudniliśmy. - powiedziała stanowczo mama. Przytaknełam jej głową. Perspektywa wyjścia do szkoły ze świadomością, że ktoś cię śledzi i może cię zabić jet okropna. - Ach i jeszcze jedno, zakaz kontaktu z Lukiem, jakiegokolwiek.
Mama przypatrywała mi się długo zanim uznała, że ta informacja do mnie trafiła. Uznałam bunt za niekonieczny. Nie chciałam się z nim spotykać, ani rozmawiać, ta cała sytuacja była taka świeża. Rodzice byli lekko zdezorientowani brakiem ostrej reakcji z mojej strony. Wziełam banana z miski na owoce i poczłapałam do swojego pokoju, czując okropne zmęczenie. Nie pamiętam nawet kiedy głowa znalazła się na poduszce.

Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Lekko otworzyłam oczy na pół przytomna próbując zdecydować czy jestem w świecie snu czy rzeczywistości. Obstawiłam to drugie i sięgnełam po telefon.
- Halo? - wychrapałam.
- Jezus Maria, Lily! Dlaczego tak brzmisz? - mama krzykneła przestraszona.
- Spałam.
- Dobrze. Sprawdzam tylko czy wszystko w porządku. Ochroniarz Tim jest na dole, jakbyś czegoś potrzebowała. - miałam wrażenie, że mama specjalnie mówiła wyższymi dźwiękami niż zwykle.
- Mhmm, tak tak.
- I pamiętaj, zostawiłam ci zapiekankę w piekarniku jakbyś zgłodniała.
- Dobra mamo, pa.
Byłam okropnie zmęczona tą rozmową. Czułam się tragicznie fizycznie i psychicznie. Spróbowałam jeszcze raz zasnąć.
Dzwonek telefonu.
Wściekła odbieram połączenie.
- Czego znowu? - warknełam.
- O matko, aż tak mnie nienawidzisz? - w słuchawce usłyszałam głos Luke'a.
- Jeny, przepraszam Cię. Tyle się teraz dzieje. A czekaj, mam zabroniony z Tobą kontakt.
- Co? Dlaczego? Jaką granicę w twoim domu przekroczyłem, bo nie rozumiem.
- Żadną. Dostałam kolejną groźbę Luke, nie możesz się ze mną kontaktować, bo ktoś to bacznie obserwuje. - westchnełam ciężko.
- Raczej nikt nie widzi jak rozmawiam przez telefon. Scott się o Ciebie pytał, mówi, że ma jakąś wskazówke. Ogarne z nim temat i wszystko ci przekaże. - tłumaczył.
- Czekaj, Luke?
- Tak?
- Dziękuję Ci za wczoraj, mimo wszystkiego co powiedziałam, cieszę się, że to zrobiłeś. - po tych słowach rozłączyłam się. Przez chwilę zastanawiałam się skąd ten tekst znalazł się w mojej głowie. Wcale nie chciałam mu dziękować. A może jednak chciałam?
Co ja tak naprawde sobie myślałam. Wszystko idzie zupełnie nie tak. Mieliśmy szukać Amandy, nowych tropów, nowych wskazówek. Tymczasem ja bawię się w dziecinne schadzki po barach i domach. Uznałam, że teraz mam dość czasu, aby powęszyć i uczynić jakieś postępy. Zeszłam z łóżka, drugi raz tego dnia i podeszłam do szafy. Ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni. Ochroniarz przechadzał się właśnie po parterze.
- Witam Lilianne, do usług. - odezwał się i ruszył do salonu. Gdy wyszedł, cicho parsknełam śmiechem. Czy on dygnął? Moi rodzice, którzy lubią skąpić, nagle zatrudnili dygającego ochroniarza.
Wziełam jogurt z lodówki i kolejnego banana. Zabrałam też czekoladowe ciastka i uciekłam do pokoju. Rozłożyłam się na łóżku razem z notatnikiem. Rozpisałam podobny schemat jak Luke u Sama.
Amanda pare dni temu była koło Oxnardu. Mogła zmienić kolor włosów i już dawno przemieścić się dalej. Jeśli chcemy ją znaleźć musimy ustalić jej aktualne położenie, inaczej gonimy za wiatrem. Obok Oxnardu dopisałam ‚A co z Yale?'. Według naszych przypuszczeń Amanda uciekła od swojego życia, aby rozpocząć nowe i studiować dziennikarstwo. Jednak skąd weźmie pieniądze? Obok Yale dopisałam ‚Skąd pieniądze?' i ‚Gdzie będzie mieszkać?'. Mogłaby podjąc pracę dorywczą, ale zajmie jej to lata zanim będzie mogła studiować na Yale. Chyba, że podkradła coś rodzicom. Obok pytania o pieniądze dopisałam ‚Kradzież pieniędzy rodziców' i ‚Praca dorywcza' . Trzeba ustalić czy fundusze państwa Brightly są nienaruszone. Teraz mieszkanie. Czy miała tam rodzinę? Raczej sobie nie przypominam. I dlaczego poszła do Oxnardu? To pytanie również znalazło się na kartce. Gdyby chciała pozostać niezauważona raczej podróżowałaby poza miastem. Wysłałam zdjęcie kartki do Scotta i Luke'a, niech trochę poszukają skoro tak się lenią w tej szkole. Odłożyłam wszystko i zabrałam się za jedzenie. Zaczełam się zastanawiać kto pisał te groźby. Komu aż tak nie zależało na znalezieniu Amandy? Ach, no tak, w zasadzie to ja mogę wiedzieć najmniej. Skrywała sekrety, na które ciągle się natykam, więc możliwe, że nawet nie znam tej osoby. Z tego co pamiętam, Luke wiedział o wiele więcej. Zanotowałam na kartce ‚Zapytać o groźby'. Gdy miała wyrzucić opakowanie po jogurcie, znowu zadzwonił telefon.
- Tak? - spytałam.
- Lily, pamiętasz Mirandę? - w słuchawce usłyszałam głos Luke'a. Spaliłam buraka na myśl o tej sytuacji w szkole. Dobrze, że tego nie widział.
- Mhm.
- Jej przyjaciółka... - zaczął Luke. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi do pokoju. Ochroniarz Tim wbiegł do pokoju, wyrwał mi telefon i go wyłączył. Siedziałam na łóżku zdezorientowana.
- Nie wolno panience rozmawiać z nikim! Znalazłem kolejną groźbę przy drzwiach wejściowych! - brzmiał bardzo stanowczo, więc mimo gniewu, nie śmiałam się odezwać. Wręczył mi kartkę, zabrał telefon i wyszedł z pokoju.
Nie wiedziałam czy aby na pewno chcę patrzeć na kartkę. Pewnie kolejna groźba mojej śmierci. Dobrze, że ochroniarz nie zabrał mojego laptopa. Odłożyłam kartkę i włączyłam komputer. Luke był cały czas aktywny na Facebooku.

Ja: ‚Hej, ochroniarz wyrwał mi telefon, z powodu kolejnej groźby. Co chciałeś mi przekazać?'

Luke: Przyjaciółka Mirandy mieszka w Oxnardzie. Zdradziła się po rozmowie telefonicznej, którą podsłuchał Scott. Podejrzewamy, że to ona pisze do Ciebie te groźby'

Znieruchomiałam na chwilę. Odtworzyłam w pamięci wszystko co wiem o Mirandzie, jednak życie towarzyskie nie jest moją najmocniejszą stroną. Jeśli cokolwiek ma to wspólnego z Amandą, już nie żyje.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz