Rozdział 6

5 2 0
                                    

- Koniec tego załamywania się - zaczął Luke. - do pracy!
Po chwili słabości w barze, wyjął ze skórzanej torby kartkę, długopis i napisał na górze ‚Znaleźć Amandę'. Okej, to brzmiało rozsądnie. Oblizałam łyżeczkę z mojego czekoladowego loda i skupiłam się na kartce.
- Dobrze, Amanda zagineła w sobotę półtora tygodnia temu. Wyszła przez okno... - opowiadał Luke. Zachłysnełam się Coca Colą i szybko ją odłożyłam, podnosząc ręce do góry. Gdy mój układ oddechowy działał już bez zarzutów, spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem.
- Tego mi nie opowiadaliście - rzuciłam oskarżycielskim tonem.
Luke jakby odtwarzał w pamięci moment w sali samorządu i zaczął kiwać głową.
- Tak, masz rację. - powiedział Luke - Więc po oddaniu telefonu i pożegnaniu się ze mną, oczywiście nie chcieliśmy jej wypuścić. Była na to przygotowana. Rzuciła coś na ziemię i nagle przed nami powstała zasłona dymna. Gdy opadła, Amanda już kucała na parapecie gotowa do skoku. Na plecach miała plecak podobny wielkością do szkolnego. Odwróciła się do nas, uśmiechneła, a potem wyskoczyła. Oczywiście razem ze Scottem szybko podbiegliśmy do okna i przez nie wyjrzeliśmy, ale jej już nie było. Nie wiem jak to zrobiła. Byłem przerażony, ta sytuacja wydawała się jak z jakiegoś filmu akcji. Zaraz potem usłyszeliśmy przekręcanie kluczy w drzwiach. Spanikowani zgasiliśmy wszędzie światła i gorączkowo szukaliśmy kryjówki. Całkiem dobra okazała się łazienka zaraz obok kuchni. Gdy usłyszeliśmy kroki oboje wstrzymaliśmy oddechy. Okazało się, że to byłaś ty, choć wtedy nie za bardzo ciebie kojarzyłem. Przeczytałaś kartkę, popłakałaś się i wybiegłaś z mieszkania.

Ta część histori zaskoczyła mnie najbardziej. Wyskok Amandy, chłopacy w łazience? O ilu rzeczach jeszcze nie wiedziałam? Lekko zaskoczona zatopiłam łyżeczke w kubku z lodami. Luke zaczął coś bazgrać na kartce.
- Więc w sobotę wyskoczyła z okna. Nie widziałem w sumie żadnych poduszek czy innego balkonu pod spodem więc naprawde nie wiem jak jej się udało ujść z życiem. List do Ciebie napisała kilka dni wcześniej, czyli nie była to spontaniczna decyzja. - dedukował Luke.
- Ktoś ją bardzo zranił, to padło już dwa razy. Znasz kogoś kto by jej źle życzył? - spytałam intensywanie myśląc.
- Źle życzył i miał władzę nad jej przyszłością? Nie pasuje mi to do siebie. - Luke podrapał się w głowę. Miał rację, ktokolwiek to był musiał znajdować się bardzo blisko Amandy. Kto spoza rodziny miałby wpłynąć na jej życie? A może to właśnie rodzina? Nagle mnie oświeciło.
- Jej rodzice! - krzyknełam. Ludzie dookoła nas spojrzeli się na mnie jak na wariatke. Spaliłam buraka i zaczełam mieszać lody. Luke wyglądał na bardzo rozbawionego tą sytuacją. Udawałam obrażoną na jego zachowanie, wytykając mu język.
- Tak Lily, masz racje, jej rodzice mają wpływ na jej przyszłość i na pewno znają powód jej zniknięcia - powiedział Luke, dopijając do końca gazowany napój.

Uzgodniliśmy, że Scott będzie przydatny w innych chwilach. Zawiódł nasze zaufanie, więc uznaliśmy, że na spotkanie z rodzicami Amandy było dla niego za wcześnie. Miałam nadzieje na kluczowe rozwiązanie zagadki. Dotarliśmy pod dom... przepraszam, pod mały pałac. Weszliśmy na ganek dzwoniąc do drzwi. Otworzyła nam niska, puszysta kobieta o pogodnym wyrazie twarzy. Miała czarne włosy spięte w wysoki kok a na pasie przewiązany fartuch.
- Och! Witam panienkę Lily! Przyszła panienka z chłopakiem? Jak cudownie! - pokojówka zaczeła trajkotać głośno wykrzykując.
- My nie jesteśmy razem - próbowałam tłumaczyć speszona. Luke wydawał się bardzo rozbawiony zaistniałą sytuacją. Wziął mnie za rękę, stanął bliżej i powiedział:
- Tak, udana z nas para, prawda? Planujemy ślub za trzy miesiące. - zaczął Luke próbując nie wybuchnąć śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem i nadepnełam mu na stopę. Wykrzywił usta w grymas. Teraz to ja byłam zadowolona.
- Lily? Luke? - odezwał się smutny głos pani Brightly. Podeszła do drzwi, odprawiła pokojówkę i zaprosiła nas do środka. Zdałam sobie sprawę, że cały czas trzymamy się za ręcę. Szybko wyciągnełam rękę z ucisku wciąż rozbawionego Luke'a. - Co was tu sprowadza? Amandy nadal nie odnaleziono, więc... ach, proszę usiądźcie przy stole, zaraz coś przyniosę do jedzenia.
Usiedliśmy koło siebie przy ogromnym stole. Zaczełam się trochę trząść z zimna. Tu naprawde wiało chłodem. Pani Brightly przyszła z ciasteczkami na talerzu i usiadła naprzeciwko nas. Kobieta lekko po pięćdziesiątce, jej włosy zaczynały lekko siwieć u nasady. Mój wzrok przykuł naszyjnik z pereł który przepięknie podkreślał czarną sukienkę ze srebrzystymi wzorami.
- Więc? W czym mogę wam pomóc? Amanda się do Was odezwała? - zaczeła pytać.
- Poniekąd. Nie do końca sama w jej osobie, ale to co napisała - zaczął Luke. Uzgodniliśmy, że telefon pozostanie naszym sekretem, więc wydrukowaliśmy list Amandy do mnie i podaliśmy go pani Brightly. - Udało nam się go znaleźć dzisiaj w skrzynce Lily. Proszę go przeczytać.
Kobieta wzieła kartkę drżącymi, bladymi rękoma. Wyglądała jak duch, okropnie blada i ciągle smutna. Spojrzałam na Luke'a. Bawił się swoimi palcami obserwując je w skupieniu.
- To niewiarygodne, muszę to pokazać policjantom! - krzykneła podnosząc się z krzesła. Spojrzałam przerażona na Luke'a.
- Nie! Prosimy! Najpierw chcieliśmy o tym porozmawiać z panią. My również chcemy szybkiego powrotu pani córki, proszę nam uwierzyć. - tłumaczył Luke. Kobieta niechętnie posłuchała go i usiadła na swoim miejscu. Teraz dopiero zobaczyłam jak duże cierpienie sprawiła Amanda swoim zniknięciem. Jej mama była na skraju załamania.
- Proszę nam powiedzieć, czy pani córka nie zgadzała się z pańskimi decyzjami? Coś działo się nie po jej myśli? - zaczął Luke. Pani Brightly spojrzała się na nas mierząc wzrokiem.
- O nie, wy prowadzicie własne śledztwo. Słuchajcie, ja ufam policji, nie będę opowiadała wam o Amandzie, zrobicie jej tylko większą krzywdę. Zostawcie proszę tę sprawę ludziom po fachu. - rzekła, wstała i podeszła do telefonu. - Jeśli tak bardzo za nią tęsknicie, pozwólcie innym działać.
Wystukała numer i przyłożyła słuchawkę do ucha. Głęboko westchnełam. Mogliśmy się spodziewać takiego obrotu spraw. Spojrzałam na Luke'a błagalnym wzrokiem podczas gdy mama Amandy rozmawiała z policjantami. Ten jednak miał iskierki w oczach, jakby satysfakcjonował go ten obrót spraw. Klepnełam go ramię.
- Dlaczego jesteś taki podekscytowany? Nic nam nie wyszło. - powiedziałam. Luke nachylił się do mnie i szepnął:
- Wszystko idzie zgodnie z planem. - uśmiechnął się zawadiacko.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nagle on wstał i zasunął krzesło.
- Proszę pani, ma pani rację. Zostawiamy tę sprawę policji. Moglibyśmy udać się do jej pokoju? Na ostatnim przyjęciu rodzinnym zostawiłem swoją kurtkę u niej, pójdę tylko po nią. - powiedział Luke. Pani Brightly skineła głową i podeszła do okna wyczekując radiowozu. Również wstałam, zasunełam krzesło i spojrzałam się pytająco na Luke'a.
Wziął moją rękę i poprowadził do schodów.
- Wszystko jest w porządku - szepnął. Poszliśmy schodami na górę do pokoju Amandy. - Zobacz Lily, zyskaliśmy kopalnie tajemnic, a na dodatek pod stołem w kuchni przykleiłem pluskwę. Będziemy wiedzieć o wszystkim co powie jej mama.
Z niedowierzaniem uśmiechnełam się szeroko i przytuliłam go mocno. Pachniał gumą balonową. Gdy się odsunełam zaczeliśmy przeglądać wszystko, od łóżka po szafę, szuflady i biurko. Podczas mojego szperania w jej kartonie z ubraniami na lato, Luke szukał czegoś w szufladzie biurka.
- Lily - powiedział - mam coś.
Rzuciłam karton i wręcz podbiegłam do niego. Miał w rękach broszury uczelni. Jedna była z Columbii, a druga z Yale. Ta druga została obklejona serduszkami na stronie z dziennikarstwem. To akurat wiedziałam, Amanda jak nikt inny marzyła o zostaniu dziennikarką. Często występowała w szkolnej telewizji jako prezenterka na różnych wydarzeniach. Kochała kamerę i mikrofon z wzajemnością. Broszura z Columbii pozostała bez zmian.
- Myślisz, że to ma znaczenie? Po prostu znalazłeś dwie broszury na uczelnie. Amanda kocha dziennikarstwo więc to żadna tajemnica. - powiedziałam z przekonaniem.
Luke zmarszczył brwi.
- Czuję, że to jest okropnie ważne.
Nagle usłyszałam otwieranie drzwi.
Przed nami stała pani Brightly z założonymi rękoma.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz