Rozdział 3

11 2 0
                                    

Rozdział 3

- AMANDA - wrzasnełam na całe gardło, ale krzyk był dużo cichszy niż myślałam. Natychmiast się podniosłam i zeszłam z kozetki. Od razu pojawił się okropny ból głowy i mroczki przed oczami.
- Lily! Co ty wyczyniasz! Jesteś bardzo osłabiona, twoja mama już tu jedzie. Musisz zaczekać. - tłumaczyła mi pielęgniarka, jednak ja nie mogłam tego słuchać. Wbrew sobie pozwoliłam żeby mnie położyła. Czułam sie fatalnie, a wstając wcale nie było lepiej. Cały czas myślałam o tym co się wydarzyło. Łzy napłyneły mi do oczu i nagle poczułam okropne zmęczenie.

Tym razem obudziłam się łagodnie. Leżałam w miękkich kocykach i poduszkach. Było mi tak wygodnie i ciepło, że mogłam wszystko na spokojnie przemyśleć. A więc...
- Lily? - powiedziała mama wchodząc do pokoju. Koniec moich przemyśleń. Usiadła na brzegu łóżka - Obudziłaś się. Rozmawiałam z pielęgniarką. Prawdopodobnie zemdlałaś z powodu zbyt dużego, nagłego stresu. Jesteś gotowa by mi o tym opowiedzieć?
Głośno przełknełam ślinę i spuściłam wzrok na ulubiony, niebieski kocyk z frędzelkami.
- Nie jestem pewna, ale to raczej z powodu Amandy, tego całego jej zniknięcia. - zaczełam. Frędzelki wydawały się pasjonującym zajęciem, więc skubałam je dalej nie podnosząc wzroku -Widywałyśmy się codziennie, dlatego bardzo mi jej teraz brakuje. Rozumiesz? - nie do końca wiedziałam czy to kłamstwo przejdzie. Częściowo to była prawda. Okropnie za nią tęskniłam, nie wiedziałam, że aż tyle dla mnie znaczy. Jednak nie mogłam powiedzieć rodzicom o jej wiadomości do Scotta. Po prostu nie mogłam.
- Oczywiście, że cię rozumiem, kochanie. Mi też jej brakuje. Musimy być silni, bo gdy policja spełni swoje zadanie, na pewno będzie potrzebowała naszej pomocy. - powiedziała mama dziwnie milknąc. Zaniepokojona sama podniosłam wzrok, tym razem to ona nie chciała spojrzeć mi w oczy.
- Mamo? Czy oni.. czy oni coś znaleźli? Proszę, powiedz mi - nalegałam.
- Zastanawiałam się, czy będziesz na to gotowa, ale po dzisiejszym incydencie, myślę że to ci nie pomoże. - powiedziała bawiąc się w moją poprzednią zabawę z frędzelkami.
- Mamo... - błagałam o litość. Nie może mnie teraz zostawić z kolejną tajemnicą na głowie. Podniosła wzrok na mnie.
- W mieszkaniu pani Puckett znaleziono odciski palców. Oprócz jej, Amandy, a także twoich, znaleziono odciski Scotta Humprey'a i jakiegoś chłopaka, Luke'a Donovana - mama mówiła wolno i wyraźnie. Skupiłam się wyłącznie na Humprey'u. Dobrze wiedziała jak nie znoszę tego człowieka.
Poczułam jakby ktoś walnął mnie w brzuch workiem z kamieniami. Zaczełam ciężko oddychać i musiałam mocno ścisnąć najbliższą poduszkę. Co to miało znaczyć? Najpierw ta wiadomość, teraz odciski Scotta i jakiegoś Luke'a?... Oni muszą coś wiedzieć. A co, jeśli to Amanda ukrywa przede mną jakieś relacje z nimi? Dlaczego nic mi nie powiedziała? Miałam już dość tych sekretów i mnóstwa pytań bez odpowiedzi. Potrzebowałam planu działania, musiałam coś zrobić. Nie interesowało mnie co napisała w liście Amanda, byłam stworzona aby ratować ją z kłopotów.
Mieszały się we mnie złość, ciekawość i zagubienie.
- Odpocznij proszę Lily. Dajmy działać ludziom przygotowanym do takich sytuacji. Stale nas zapewniają o kontakcie w każdej sprawie i mogę ci obiecać, że dowiesz się jako jedna z pierwszych o najnowszych wiadomościach. - powiedziała mama, pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju. Zsunełam nogi na ziemię i powoli wstałam. Zakręciło mi się w głowie jednak po paru sekundach odzyskałam pełną sprawność. Podeszłam do olbrzymiego okna, którego wysokość zajmowała całą ścianę. Dotknełam bordowych, przyjemnych w dotyku zasłon i spojrzałam się na dom Amandy, zaraz naprzeciwko. Mój wzrok powędrował do okna w jej pokoju. Widziałam oczyma wyobraźni jak w pośpiechu zakłada szkolny mundurek i poprawia burzę czekoladowych włosów. Bierze plecak, rzuca ostatnie spojrzenie w lustro i wybiega z pokoju, aby zdążyć na lekcje. Uśmiecham się lekko gdy widzę jak potyka się o próg drzwi wyjściowych. Zawsze ta sama, roztrzepana Amanda.
- Nie dowiem się jako jedna z pierwszych, to ja, Lily Watson, jako pierwsza ją znajdę - szepnełam do siebie.

Nazajutrz w szkole zaraz po dwóch godzinach matematyki odnalazłam Scotta przy szafkach, właśnie zamykał swoją. Chwyciłam go za bluzę i użyłam całej swojej siły aby przycisnąć go do szafek.
- Lily! Co ty... - przysięgam, słyszałam jakby pisnął.
- Słuchaj koleś - zaczełam z gniewem w głosie. - Nie przepadam za tobą, ale ty jako jedyny wiesz aktualnie więcej o Amandzie ode mnie. Dostajesz od niej wiadomości i nie wiedzieć czemu, byłeś z nią w noc zniknięcia. Och tak, wiem o wszystkim. Mam dosyć sekretów, dlatego właśnie teraz pójdziemy i wszystko mi wyśpiewasz!
Byłam okropnie wściekła. Nie interesowali mnie ci wszyscy gapie, którzy z przerażeniem obserwowali niską blondynkę grożącą wyższemu co najmniej o głowę, członkowi samorządu. Zapadła niezręczna cisza, Scott zamilkł i spuścił głowę. Puściłam go, złapałam za rękę i szybkim chodem poszłam do sali samorządu. Obiecałam sobie, że nie wyjdę stamtąd póki nie dostane istotnych informacji.
Zamknełam drzwi i odwróciłam się do Scotta.
- Lily ja wiem, jesteś zła, ale pozwól że wyjaśnię... - zaczął.
- Cicho! Ja tu zadaję pytania! - krzyknełam.
Wziełam kilka głębokich oddechów i przysiadłam na kancie ławki. - Po pierwsze, co robiłeś z Amandą tego wieczoru?
- Zaprosiłem ją tam. Impreza to był mój pomysł. Czuła się okropnie przez narastającą ilość obowiązków w samorządzie. Sporo osób ostatnio odeszło. Chciałem jej jakoś pomóc, a ty podobno miałaś dodatkowe zajęcia z hiszpańskiego. - wytłumaczył Scott. Cholera. Nie doszło by do tego wszystkiego gdyby nie ten cholerny hiszpański. Świetnie.
Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale dałam mu znak ręką, aby milczał. Głęboko odetchnełam.
- Co wydarzyło sie dalej? - zapytałam.
- Bawiliśmy się, wypiliśmy kilka drinków. Nie byliśmy trzeźwi, ale pijani też nie. Zaczeliśmy tańczyć. Był okropny tłum, więc powiedziałem jej, że za moment wrócę. Pilnie potrzebowałem poodychać świeżym powietrzem. Gdy zrobiło mi się lepiej, zacząłem jej szukać, jednak nie mogłam znaleźć. Przeszukałem toalety, bar, wszystkie wnęki w ścianach. Znikneła. - opowiadał Scott, a ja z niesmakiem przypomniałam sobie tamten felerny wieczór. - Wyszedłem na zewnątrz aby się rozejrzeć i nagle dostałem wiadomość:

‚Kakaowce przy drodze
Płaczę przy neonie
Ostatni raz ratuj'

Na początku całkiem nie zrozumiałem o co jej chodziło. Była pewnie bardziej wstawiona niż wtedy gdy ją zostawiłem. - ciągnął Scott dalej, a mi na moment zrobiło się słabo. Dostałam identyczną wiadomości od Amandy, myślałam, że wysłała ją tylko do mnie, bo tylko ja mogłam zrozumieć o co chodzi. Poczułam się zdradzona, jakbym była tylką jedną z licznego grona osób w jej życiu, nikim szczególnym. Moja wściekłość na Scotta rosła, ale kontrolowałam emocje pragnieniem zaspokojenia ciekawości.
- Pamiętałem o tym waszym miejscu gdzie pomagałyście pani.. - Scott zaciął się, a wtedy ja wycedziłam przez zęby
- Puckett. Pani Puckett.
- O właśnie. Kakaowce tylko z tym mi się skojarzyły i akurat wiedziałem że jesteśmy bardzo blisko tego miejsca, dlatego od razu skojarzyłem fakty i pobiegłem do kamienicy. Zajeło mi to troche czasu zanim natrafiłem na właściwy przycisk, ale w końcu się udało. Wbiegłem do mieszkania, drzwi były otwarte. Wtedy to właśnie.. - Scott zamilkł i przygryzł wargi spoglądając na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
- Wtedy to właśnie co?! - krzynełam.
- Lily, już raz doprowadziłem cię do omdlenia i z tego co pamiętam, nie było ono chwilowe. Dlatego wybacz jeśli teraz zamilknę, ale nie mam wyjścia. - tłumaczył Scott. Gotowało się we mnie, myślałam, że się na niego rzuce z pięściami. I wtedy właśnie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego bruneta z błękitną koszulą i eleganckimi, czarnymi spodniami. Spojrzał się na Scotta kiwając głową, a potem przeniósł wzork na mnie.
- Wtedy to właśnie całowała się ze mną.

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz