„Jak mogłeś..."

182 6 21
                                    

Siedziałam na łóżku w białym pokoju. Wszystko dookoła było tak białe, że prawie zlewało się ze sobą. Byłam czysta i schludnie ubrana a włosy miałam spięte w solidnego koka. Siedziałam na łóżku i płakałam. W ręce trzymałam mały zwitek papieru, ściskałam go mocno w pięści i patrzyłam jak moje łzy spadają na podłogę. Chciałam wiedzieć gdzie jestem, rozejrzeć się dookoła jednak nie miałam żadnej kontroli nad swoim ciałem. To tak jakbym siedziała w kinie a moje oczy były ekranem.
- Ellie, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - do pokoju wbiegła jakaś dziewczyna. Nawet na nią nie spojrzałam.. Usiadła obok mnie i płożyła rękę na moim ramieniu, popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
- Co to jest? -spytała pokazując na zwitek papieru w mojej ręce. Niechętnie otworzyłam kartkę wciąż płacząc i spojrzałam na nią.

Przepraszam, ale ja już tak dłużej nie mogę. Nie powinnismy już więcej rozmawiać. Mimo wszystko byłaś dla mnie bardzo ważna. Żegnaj.

Dziewczyna długo patrzyła na kartkę analizując napisane na niej słowa. W końcu podniosła wzrok na mnie i przytuliła mnie mocno.
- Dlaczego.. dlaczego on mi to zrobił.. - odezwałam się w końcu, a raczej wyszeptałam najciszej jak potrafiłam.
- A to dupek. Idiota. Nie przejmuj się nim, nie warto. - dziewczyna wyglądała na poruszoną i rozwścieczoną.
- On nie jest idiotą. Lepiej że mi o tym powiedział od razu, niż zwlekał z rozmową i unikał mojej osoby.
- On jest idiotą! Byłaś dla niego za dobra i on to wykorzystał! Mówiłam Ci że przez niego będą same problemy! - wykrzyczała brunetka.
Patrzyłam w jej wściekłe oczy. Dziewczyna spojrzała na mnie i jej wściekłość zamieniła się w troskę.
- Może to i lepiej. I tak jutro zostaje wysłany. Nie będziesz aż tak cierpieć..-
Po tych słowach gwałtownie wstałam i  spojrzałam na dziewczynę.
- Jak to zostaje wysłany!? - wykrzyczałam.
- No tak.. nie mówił Ci? - spytała cicho.
Na te słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam. Wybiegłam z pokoju ile sił w nogach i przez chwilę słyszałam za sobą wołanie brunetki. Biegłam przez puste białe korytarze skręcając raz w lewo raz w prawo. Dziwiłam się jak zdołałam zapamiętałam tę drogę. W końcu wpadłam przez duże drzwi do jakiegoś pokoju, wyglądał dokładnie jak mój tylko że większy i z większą ilością łóżek. Stanęłam w drzwiach dysząc jakbym przebiegła jakiś maraton.
- Jak mogłeś... jak mogłeś mi NIE POWIEDZIEĆ!! - krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam. Potem tylko osunęłam się na podłogę i znowu płakałam.

- Ellen.. Ellen... Ellen obudź się proszę. - obudziłam się słysząc głos nad głową. Usiadłam gwałtownie a Jeff aż podskoczył mało nie upadając. Zaraz, co tu robi Jeff?
- Kto umarł? - spytałam przecierając oczy ręką.
- Nikt. Ale jeśli mi nie pomożesz to prawdopodobnie nasz cmentarz powiększy się o jedno dodatkowe truchło.
- Jeff mów po ludzku dopiero wstałam.
- Chodzi o Newta. - na te słowa zamarłam. - Odmawia wzięcia leków. On jest bardzo chory Ellen, jeśli nie zażyje leków to..
- Ale dlaczego przyszedłeś do mnie? Co ja mogę? Nie dam rady go przekonać - spytałam siadając na łóżku i próbując ubrać buty.
- Bo masz na niego wpływ.. przy Tobie zachowuje się inaczej, może Ty go przekonasz.
- Newt mnie nienawidzi. Nie widziałeś jak na mnie patrzy? Albo ten incydent z wrotami? Gdyby mógł zakopał by mnie żywcem! - wykrzyczałam.
- Widzę jak na Ciebie patrzy. On zdecydowanie Cię nie nienawidzi. Z resztą nie ważne... i tak nie zaszkodzi spróbować no nie?
- Masz racje. - Próbowałam udawać obojętną ale prawda jest taka, że tak czy siak bym z nim poszła. Wstałam z łóżka i podeszłam do skrzyni w której trzymałam ubrania. Wyciągnęłam z niej białą luźną koszulkę i już miałam się rozebrać gdy przypomniałam sobie że przecież Jeff stoi zaraz obok. Skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam brwi do góry sugerując żeby chłopak wyszedł. Jeff zarumienił się i szybko opuścił mój pokój mało nie wpadając na ścianę za nim. Gdy tylko wyszedł przebrałam się szybko i poczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone i pozwalając by spływały po moich ramionach. Podobałam się sobie w takiej formie więc mimowolnie uśmiechnęłam się patrząc w lustro. Wyszłam z pokoju i spojrzałam na chłopaka który stał oparty o ścianę. Gdy mnie zobaczył od razu wyprostował się i zachęcił ręka żebym szła za nim. Na dworze musiało być bardzo bardzo wcześnie gdyż w pobliżu nie było widać nikogo, nawet zwiadowców a słońce wciąż chowało się za murami. Szliśmy , a raczej prawie biegliśmy nie odzywając się do siebie. Na dworze było tak cicho ze mogłam usłyszeć własne bicie serca. W końcu gdy dotarliśmy na miejsce, Jeff nie zdąrzył nawet otworzyć klapy gdy usłyszałam ochrypnięty głos Newta.
- Cholera, mówiłem Ci że nie będę brał żadnych pieprzonych leków i że masz się tu nie pokazywać! - wykrzyczał blondyn. Wleciałam do środka siadając obok Newta i pozwalając łzom swobodnie spływać po moich policzkach. Nawet nie wiem kiedy tak naprawdę zaczęłam płakać, może na widok bladego i wychudzonego Newta. Chłopak wyglądał źle. Bardzo źle.
- Po coś ją tu przywlókł? - spytał już nieco spokojniej.
- Newt... musisz wziąść lekarstwa.. proszę.. - powiedziałam łkając. Chłopak zignorował mnie i patrzył przed siebie ciężko oddychając.
- Newt proszę, poczujesz się lepiej. - Blondyn odwrócił głowę w moją stronę a moje łzy spadały na jego policzki niemal od razu wyparowuwyjąc. Patrzył mi w oczy po czym odwrócił się na drugi obok.
- Newt do cholery..! - poszarpałam chłopaka za ramiona jeszcze bardziej płacząc. Nie reagował. Zupełnie zero reakcji. Okraczyłam chłopaka i znowu znalazłam się przodem do niego. Chłopak znowu chciał się odwrócić ale nie umożliwiłam mu tego łapiąc go mocno za ramiona. Spojrzałam w jego czerwone, podkrążone oczy przepełnione złością.
- Wynoś się. - warknął.
- Nie. Nie wyjdę dopóki nie weźmiesz lekarstwa. - odpowiedziałam starając się zachować powagę.
- Powiedziałem WYNOŚ SIĘ! NIE CHCE CIĘ JUŻ NIGDY WIĘCEJ WIDZEC ROZUMIESZ?! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! NIE CHCE CIĘ ZNAĆ!! - Krzyczał tak głośno że miałam wrażenie iż cała strefa usłyszała te potworne słowa. Były jak nóż który przebił moje serce na wylot. Łzy swobodnie spływały po moich policzkach i ładowały zaraz obok rozwścieczonego blondyna.
- Dobrze.. wyjdę, i nie zobaczysz mnie już nigdy więcej, tylko proszę, weź te cholerne leki. - powiedziałam tak cicho i spokojnie jak tylko potrafiłam. Chłopak patrzył na mnie po czym wyrwał Jeffowi tabletkę z rąk i popił łykiem wody z butelki obok. Patrzył na mnie głośno przełykając. Wstałam i bez słowa wyszłam z ciapy. Jeśli to jest właśnie to, czego chce to muszę to uszanować. Szłam przed siebie patrząc na swoje buty gdy nagle na kogoś wpadłam. Uniosłam głowę i zobaczyłam Minho. Chciałam go przytulić jednak wyraz jego twarzy mówił że to nie najlepszy moment.
- Nie powinnaś była do niego przychodzić. - powiedział spokojnie Azjata.
- Chciałam mu jakoś wynagrodzić to że go tak mocno pobiłeś.
- Wynagrodzić? On zasłużył na takie traktowanie! Chciał Cię zabić!
- Przeze mnie leży teraz z połamanymi żebrami! - krzyknęłam i znów poczułam łzę na policzku.
- No i bardzo dobrze! Ten krótas zapłacił za znęcanie się za Tobą!
- Może miał powód żeby to zrobić! Może wie coś czego my nie wiemy! Może pracowałam z tymi co nas tu wsadzili!? I tylko on to pamięta. Pomyślałeś o tym?! - Azjata nie odpowiedział, za to złapał mnie mocno za ramie i zaczął gdzieś ciągnąć. Chciałam mu się wyrwać ale chłopak był zbyt silny.
- Puszczaj mnie Minho! - krzyczałam.
- Nie. Idziesz do siebie i zostaniesz tam tak długo aż zrozumiesz dlaczego Newt dostał karę.
- Puszczaj mnie Ty cholerny, samolubny, oschły i bezuczuciowy krótasie! - wykrzyczałam te słowa tak głośno że aż odbiły się echem od murów. Szatyn puścił mnie a ja pisnęłam z bólu który czułam moim ramieniu. Spojrzałam na Azjatę który stał do mnie tyłem. Wykorzystałam sytuacje i zaczęłam biec w kierunku swojego małego ogródka.
Usiadłam na kamieniu i szlochałam. Za co zasłużyłam na takie traktowanie?
- Dlaczego akurat mnie to spotyka? - spytałam sama siebie.
Postanowiłam posiedzieć trochę w samotności. Wciąż było wcześnie, prawdopodobnie streferzy zbierali się by dopiero zjeść śniadanie. Mimo pustki w żołądku nie miałam zamiaru pokazywać się nikomu. Chciałam po prostu być sama. W głowie miałam słowa Newta, czy on naprawdę nie chce mnie znać? Dlaczego mnie tak nienawidzi? Co ja mu zrobiłam!?
- PRZECIEŻ CHCIAŁAM DOBRZE! - wykrzyczałam. Na drzewie obok spostrzegłam żukolca który przyglądał mi się tymi swoimi czerwonymi żaróweczkami.
- Dumni jesteście hm? Newt mnie nienawidzi a ja nie mam pojęcia dlaczego. To wszystko przez was! Znajdę was i pożałujecie swoich czynów! - wrzasnęłam na jaszczurkę która gdy tylko skończyłam, uciekła w korony drzew.
Po jakiejś godzinie rozmyślań stwierdziłam że nie będę zachowywać się jak Drama Queen i trzeba iść się pokazać. Z resztą żołądek błagał bym coś do niego wrzuciła. Udałam się powolnym krokiem w stronę stołówki. Na miejscu nie było nikogo co mnie trochę zdziwiło, gdzie podział się Patelniak? Nie myśląc długo chwyciłam jabłko i zatopiłam w nim zęby. Niestety w spożywaniu upragnionego posiłku przeszkodził mi głośny „alarm". Zerwałam się na nogi i wyszłam ze stołówki, na dziedzińcu dookoła pudła zbierali się streferzy. Patelniak wspomniał mi o miesięcznych dostawach, wiec to pewnie dlatego nie było go w kuchni. Podeszłam bliżej przeciskając się przez tłum stając niemal na krawędzi otwierających sie już betonowych płyt. W końcu płyta rozsunęła się a dwaj streferzy wskoczyli do środka, rozpoznałam że do pudła wskoczył ten sam blondyn którego facjata uraczyła mnie pierwszego dnia. Po chwili wyszli ciągnąć za sobą jakiegoś chłopaka, był to wysoki brunet o niebiesko-zielonych oczach. Był chyba najprzystojniejszy z nich wszystkich. Gdy znalazł się na powierzchni i zdążył rozejrzeć się przynajmniej kilka razy oraz poznać Albyiego utkwił wzrok we mnie, Alby również na mnie spojrzał i powiedział coś do chłopaka grożąc palcem. Zaśmiałam się i pomachałam do chłopaków którzy również mi pomachali, postanowiłam iść się przywitać z nowym i poznać jego imię, coś mówiło mi że gdzieś go już widziałam, pewnie jakiś ze streferów musiał być do niego podobny czy coś. Podeszłam do chłopaków i uśmiechnęłam się promiennie.
- Hey Alby, i Njubi. Jestem Ellen ale to już chyba wiesz. - zerknęłam na Albyiego który odwrócił wzrok i podrapał się po głowie.
- Tak, jedyna dziewczyna w strefie. - odezwał się nowy. Miał bardzo przyjemny i ciepły głos. Podał mi rękę którą uścisnęłam nie przerywając kontaktu wzrokowego. Miał takie.. znajome oczy. Poczułam szturchnięcie i usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Siemka nowy, ja jestem Minho i będę cie dzisiaj oprowadzał. Lepiej nie zadawaj żadnych pytań bo inaczej będę musiał uciąć ci jęzor. - wyszczerzył się Minho a nowy przełknął głośno ślinę.
- Pamiętasz swoje imię? - spytałam.
- Nie, właściwie to nie pamietam nawet jak wyglądam.
Boże jego głos jest taki uroczy.
- No tak, to normalne nie martw się, imię przypomnisz sobie pewnie jeszcze dzisiaj ale.. to jedyna rzecz którą sobie przypomnisz.. - spojrzałam na nowego, wyglądał na przytłoczonego tym wszystkim.
- Dobra koniec tych pogaduszek, nie po to wziąłem dzisiaj wolne, wymaluj się i możemy iść. - nowy przewrócił oczami i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco co odwzajemniłam.
- Skończyliście się do siebie szczerzyć? - tym razem spojrzał na mnie a mnie aż przeszedł dreszcz. Jego spojrzenie było nie lepsze niż to Newta..
- Słuchaj koleś, to że jestem tu nowy nie znaczy że dam sobą pomiatać z resztą jak Ty się zwracasz do damy? - spojrzał na mnie a ja pokręciłam głową. Jeszcze tylko brakowało bójki Minho z nowym. Tego już by było za dużo, przecież on by go połamał!
Minho złapał nowego za koszulkę i podniósł do góry. Już miałam się wtrącić ale Alby uniemożliwił mi to łapiąc mnie w pasie i odciągając.
- Minho zostaw go! Przestań zachowywać się jak Gally! - krzyczałam. Minho nawet na mnie nie spojrzał ale puścił chłopaka i odszedł spoglądając na mnie.
- Lepiej z nim nie zadzieraj nowy. A już na pewno nie wspominaj o jego zachowaniu w stosunku do Ellen. - powiedział spokojnie Alby.
- Słucham? A co to ma do niby znaczyć?? - spytałam wyrywając się chłopakowi i stając obok nowego.
- Minho nie chciałby żeby coś Ci się stało dobrze o tym wiesz. Ma do Ciebie dużo szacunku i jak na niego to traktuje Cię wręcz jak księżniczkę.
- No idziesz Njubi? - usłyszałam wołanie szatyna, nowy minął mnie i ruszył w jego kierunku. Zostałam sam na sam z Albym.
- Minho prawie złamał mi dziś rękę. - po tych słowach ugryzłam się w język. Przecież nikt miał o tym nie dowiedzieć.
- Nie zrobił tego specjalnie, to nie jego wina że się nie słuchasz. - Alby mówił tak spokojnie że aż zaczęło mi to działać na nerwy. Westchnęłam głośno i już chciałam odejść ale chłopak dodał jeszcze:
- Dzisiaj jest ognisko z okazji przybycia Njubi.
- Ognisko? - przerwałam chłopakowi.
- Tak, taka mała impreza powitalna, gdy Ty się tu zjawiłaś to tez mieliśmy urządzić jedno ale postanowiłaś że odpłyniesz na kilka dni. - Alby wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją.
- Ta, gdybym jeszcze miała na to wpływ. - Powiedziałam bardziej do sobie niż do niego.
- Tak czy siak - kontynuował Alby. - Dzisiaj zorganizujemy takie podwójne ognisko, dla Ciebie i nowego. Mam nadzieje że się pojawisz. - uśmiechnął się.
- Ta, zastanowię się. - to powiedziawszy oddaliłam się.
Kierowałam się w stronę swojego pokoju by przyszykować się na ognisko, taki mały odskok od rzeczywistości mógłby pomoc mi się odprężyć i zapomnieć o tym.. nie udanym dniu. Wtem przypomniałam sobie że miałam wziąść prysznic z rana. Gdy znalazłam się w pokoju zaczęłam szukać w skrzyni jakichś „ładniejszych" ubrań, ale niestety nic nie znalazłam. W tym właśnie momencie do mojego pokoju ktoś zapukał.
- Otwarte. - krzyknęłam i odwróciłam się by zobaczyć kto to.
- H-hey um.. to są rzecz-czy dla Ciebie.. - do pokoju wszedł młody chłopak niosąc pudło z moim imieniem.
- Dziękuje Ci, to miło z Twojej strony ze mi je przyniosłeś. - odebrałam pudło od chłopaka i uśmiechnęłam się co on także uczynił. Gdy wyszedł otworzyłam pudło i zaczęłam przeglądać rzeczy. Jak zwykle jakieś ciuchy i kosmetyki, ale na dnie pudła znajdowała się zwiewna sukienka i buty na niewysokim obcasie. Sukienka była prześliczna, od razu chciałam ją przymierzyć gdyż wydawała się być w idealnym rozmiarze. Nie myliłam się, leżała idealnie. Sukienka sięgała lekko przed kolano i była w kolorze nieba. Buty również były błękitne i również idealnie pasowały. Podeszłam do pudła w poszukiwaniu innych skarbów ale znalazłam tylko koronkową bieliznę. Na jej widok oblałam się rumieńcem. Skąpa i seksowna różowa bielizna, czy to miał być jakiś żart? Przecież to musi być strasznie nie wygodne! I nie praktyczne! I nawet nie mogłabym oddać tego do prania bo przecież co pomyśleli by chłopcy! Rzuciłam bielizną w kąt pokoju i zajrzałam na dno pudła. Na dnie znajdował się mały liścik, był starannie napisany czarnym tuszem.

Nadzieja to moje drugie imię.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz