„Mały gest"

156 6 5
                                    

Obudziłam się jak zwykle wcześnie, leżałam sama bo Minho zapewnie wszedł już do labiryntu. Dowiedziałam się od Newta że jest zwiadowcą. Ten „zawód" bardzo mnie ciekawił, pragnienie wydostania się z tego miejsca rosło we mnie każdego dnia. Alby zgodził się żebym spróbowała praktyk z Minho jako zwiadowczyni, ale to dopiero za tydzień gdy „wydobrzeje" przez to mam na myśli, zagojenie się rany z tylu głowy, pamiątki po wczorajszym nieprzyjemnym incydencie. Już więcej nie zwlekając ubrałam się szybko i wyszłam z pokoju. Chciałam jeszcze zobaczyć Minho zanim wejdzie do labiryntu na cały dzień. Niestety gdy tylko wyszłam z budynku zobaczyłam Azjatę jak wbiega z partnerem przez wrota i znika w labiryncie. No cóż, mówi się trudno. Byłam dzisiaj w niezwykle dobrej formie, po raz pierwszy odkąd tu przybyłam, spałam normalnie. Odwróciłam się w kierunku kuchni z zamiarem zrobienia sobie małego śniadania gdyż jeszcze nikt nie krzątał się po strefie. Weszłam cicho do kuchni i zobaczyłam Frypana który stoi plecami do mnie. Co on tu robi tak wcześnie? A no tak, musiał przecież przygotować śniadanie dla zwiadowców. Chciałam wycofać się z kuchni ale chłopak ewidentnie mnie usłyszał.
- Słyszałem że wstajesz wcześnie. - mówił wciąż stojąc do mnie tyłem. - Jak tak dalej będzie to wyjesz mi wszystko co dobre z kuchni. - odwrócił się w końcu a w rękach trzymał talerz pełen naleśników.
- Umówmy się tak. Jeśli wciąż będziesz wstawać tak wcześnie, to będziesz dostawała same smakołyki i nikomu się nie wygadasz. A jeśli nie, to będziesz przychodziła normalnie na śniadanie i dostawała zwykłe kanapki. - Uśmiechnął się uroczo a ja przewróciłam oczami.
- Jesteś najlepszy. - odebrałam od chłopaka talerz z jedzeniem i pocałowałam krótko w policzek oddalając się po chwili. Po drodze odwróciłam się by spojrzeć na chłopaka który stał i masował policzek w który przed chwilą dostał całusa po czym niemal w podskokach zniknął za drzwiami. Na ten widok zaśmiałam się pod nosem. Usiadłam do stolika i zajadałam się naleśnikami. Po śniadaniu zaproponowałam Frypanowi że pomogę mu posprzątać na co ten ucieszył się. Pomieszczenie wyglądało jak siedem nieszczęść ale po kilku godzinnym zamiataniu, zmywaniu i odkładaniu rzeczy na miejsce w końcu wyglądało to jak prawdziwa kuchnia. W zamian za pomoc dostałam od chłopaka czekoladowego batonika i mnóstwo komplementów. Gdy wyszłam po strefie krzątało się kilku streferów. Mimo iż było wcześnie słońce wyłoniło się już zza murów labiryntu i przyjemnie grzało. Pomyślałam że odwiedzę Newta. Chodziaż to mogę dla niego zrobić, w końcu to przeze mnie leży teraz w ciapie. Udałam się więc w kierunku tak zwanej ciapy. Gdy byłam już na miejscu odszukałam chłopaka i usiadłam naprzeciwko drewnianej kraty która dzieliła ciemne pomieszczenie z resztą świata. Chłopak już nie spał, siedział tylko i wpatrywał się w przestrzeń. Wyglądał okropnie, cały posiniaczony, blady i z ciemnymi worami pod oczami. Już miałam coś powiedzieć kiedy usłyszałam znajomy głos.
- Nie powinno Cię tu być. - odezwał się Jeff.
- Nie doniesiesz na mnie prawda? - spytałam odwracając się w jego stronę. Chłopak trzymał w ręku talerz z kanapkami i butelkę wody, na ramieniu miał zaś torbę.
- Nie jeśli Ty nie doniesiesz że włożyłem chłopakowi pomidora do kanapek. - uśmiechnął się.
- Ależ mi zbrodnia. - przewróciłam oczami a Jeff tylko uśmiechnął się pod nosem. Otworzył klapę i wszedł do środka. Newt nadal patrzył przed siebie nic nie mówiąc. Dopiero wtedy zauważyłam jak ciężko oddycha. Co mu się do purwy stało?.. Jeff postawił talerz obok Newta i wyciągnął z torby pełno wacików, bandaży i jakichś buteleczek.
- Jak się dzisiaj czujesz szmataku? - spytał blondyna.
- Jak wielka kupa klumpu. - odpowiedział zachrypniętym głosem Newt.
- Czyli nie lepiej niż wyglądasz. - zaśmiał się Jeff. Wziął kilka wacików oraz jedną z buteleczek i zaczął odkażać rany blondyna. Chłopak próbował ukryć że go to boli ale slabo mu to wychodziło bo jednak syczał z bólu. W końcu Jeff podciągnął jego koszulkę a mnie aż przeszedł dreszcz. Chłopak miał całe żebra w sińcach i kilka zadrapań. Był także bardzo wychudzony. Po prostu sama skóra, kości i siniaki. Ale to przecież nie mogło się stać w jedną noc prawda?
- No napatrzyłaś się już? - gdy usłyszałam głos Newta omal nie spaliłam się ze wstydu. Chłopak patrzył mi prosto w oczy na co poczułam pieczenie w okolicy policzków.
Przecież siedziałam tam i gapiłam się na chłopaka jak na niewiadomo co.
- Przepraszam.. jak się czujesz? - w końcu wydusiłam coś z siebie.
- Już mówiłem. - chłopak odwrócił wzrok i zwinął się z bólu gdyż Jeff przejechał ręką po jednych z siniaków.
- Sorki stary. Wiesz że muszę. - Jeff smarował chłopaka jakąś maścią.
- No. A teraz odpoczywaj i staraj się nie wiercić. Żebra zrosną się za niedługo.
- Co? Newt ma połamane żebra? - nie mogłam w to uwierzyć. Czy Minho aż tak mocno go pobił?
- No niestety. Twój chłopak waży chyba ze sto kilo. - zaśmiał się Newt. Czy on nawet w takich momentach musi zachowywać się jak dziecko?
- Minho nie jest moim chłopakiem. - odpowiedziałam cicho znowu się rumieniąc.
- Wmawiaj sobie. - blondyn próbował się podnieść ale tylko syknął z bólu i wrócił do dawnej pozycji. Podeszłam bliżej niego i popatrzyłam mu ze smutkiem w oczy.
- Przepraszam. To wszystko przeze mnie. - wypowiadając ostatnie słowa odwróciłam wzrok. Nie mogłam patrzeć mu w oczy..
- Należało mi się. - chłopak wzruszył ramionami. - Zachowałem się w końcu jak krótas. - spróbował się uśmiechnąć co poskutkowało pęknięciem rany na ustach. Wyciągnęłam z torby Plastra jakieś waciki i przyłożyłam chłopakowi do ust. On odebrał ode mnie wacik. Ledwo dotknął mojej ręki a ja poczułam jaki jest rozpalony.
- Jeff, on ma gorączkę. Musisz dać mu jakieś leki! - odezwałam się w końcu do chłopaka który siedział obok i sprzątał po swojej wizycie.
- Uwierz mi chciałbym, ale niestety zasady mówią że więźniowie nie mogą przyjmować leków. I tak naginam te zasadę przynosząc mu maść i odkażając rany.
- Ale jeśli tu tak zostanie to może mu się pogorszyć! - zignorowałam słowa chłopaka.
- Ellen ja wiem że z ciebie jest dobra duszyczka ale Newtowi nic nie będzie. - na ten tekst aż poczerwieniałam ze złości.
- Zachowujesz się jak cholerny samolubny krótas! - wykrzyczałam.
- Hola hola, cicho siedź bo jeszcze usłyszą że tu jesteś i będę miał przechlapane. - odezwał się Newt. - Jeff ma racje. Nic mi nie będzie. - znowu się uśmiechnął.
Popatrzyłam na chłopaka ze łzami w oczach. Mimo tego co mi zrobił nie chciałam żeby mu się coś stało. Newt położył rozpaloną rękę na moim policzku i poklepał delikatnie.
- Znikajcie stad szmataki. - powiedział odwracając głowę. Przypomniałam sobie o batoniku który dostałam od Patelniaka dziś rano. Wyciągnęłam go z kieszeni i podałam chłopakowi. On spojrzał pierw na batonik a później na mnie. Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
- Nie wiem skąd ty to masz, ale możliwość że dostałaś to od Patelniaka graniczy niemal z cudem.
- Tak, dostałam to od Patelniaka a teraz daje to Tobie. To w ramach przeprosin. Chodziaż tyle mogę dla Ciebie zrobić. - Chłopak popatrzył mi w oczy i wyglądał przy tym bardzo poważnie. Po chwili wziął moją dłoń i oddał mi przysmak.
- To miło z Twojej strony. Ale myśle że Ty bardziej na niego zasługujesz. - po tych słowach z oka wypłynęła mi pojedyncza łza którą od razu wytarłam.
- Dobra Ellen musimy już iść. - przemówił Jeff. Newt puścił moją rękę i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Nie będę mógł wpaść po południu Newt, dlatego masz podwójną porcje jedzenia. Mam kilka spraw do załatwienia więc...
- Ja mogę się nim zająć. - powiedziałam uradowana. - I tak nie mam nic do roboty, miałam mieć dzisiaj praktyki u Winstona ale Alby stwierdził że przyda mi się wolne po tym.. całym wypadku a rana szybciej się zagoi. - dotknęłam ręką tylu głowy. Newt posmutniał na te słowa.
- No dobra. W takim razie po obiedzie przyjdź do szpitala, tam będzie na Ciebie czekać torba i jedzenie dla Newta. - pokiwałam porozumiewawczo głową i popatrzyłam na Newta. On tylko skinął głową co musiało oznaczać „dziękuje". Wyszliśmy z Jeffem i kierowaliśmy się w kierunku głównej polany. Po drodze rozmawialiśmy trochę o tych całych „zasadach" co do podawania leków więźniom. Odprowadziłam Jeffa do szpitala i dalej nie wiedziałam co robić więc poszłam poszukać Chucka. Poznałam go kiedy Alby „oprowadzał" mnie po strefie.
Dzisiaj każdy był czymś zajęty, nawet Chuck. Musiał biedny posprzątać łazienki. Już miałam zaproponować mu swoją pomoc kiedy przypomniałam sobie o ogródku kwiatowym, o którym wspominał mi Newt. Pożegnałam się z dzieciakiem i ruszyłam do Oraczy by poprosić o jakieś narzędzia. Weszłam do stodoły gdzie pracował Newt i po chwili wyszłam obładowana różnymi łopatami, grabiami, motykami i różnymi innymi narzędziami. Znalazłam również rękawice ogrodnicze. Gdy dotarłam na miejsce niemal od razu wzięłam się do roboty. Plewiłam , przycinałam i wyrywałam chwasty przez tak długo że gdy wreszcie usiadłam na kamieniu obok to nie mogłam wstać przez kilka następnych minut. Po kolejnych godzinach pracy ogródek wyglądał o wiele lepiej. Już miałam brać się za kolejną grządkę kiedy poczułam burczenie w brzuchu. Wtem przypomniałam sobie o kolacji. Rzuciłam wszystko i pobiegłam w stronę stołówki. Gdy dotarłam na miejsce, tak jak myślałam, było już po kolacji. Ostatnie osoby oddawały talerze do mycia i wychodziły. Oparłam się o ladę i westchnęłam głośno.
- Dziewczyno ty jesteś niemożliwa. Albo przychodzisz za wcześnie albo się spóźniasz. Zdecyduj się wreszcie! Patelniak stał nade mną z talerzem pełnym makaronu ze sosem.
- Kocham Cię normalnie.
- Tak jak wszyscy mon chéri, tak jak wszyscy. - zaśmiałam się na ten tekst i odebrałam talerz od chłopaka. Szybko zjadłam i znowu chciałam pomóc posprzątać po kolacji. Chłopak długo upierał się że powinnam odpoczywać ale w końcu po moich błaganiach, zgodził się. Gdy skończyłam wybiegłam z kuchni i wróciłam do ogródka. Postanowiłam że na dzisiaj wystarczy pracy i pozbierałam wszystkie narzędzia. Zaniosłam je chłopakom i spytałam co mogłabym zrobić z chwastami i gałęziami. Powiedzieli ze chwasty mają iść na kompostownik a gałęzie mogę zanieść na opał do budynku w którym mieszkałam. Więc tak też zrobiłam. Pozbyłam się chwastów a gałęzie podpaliłam w kominku. Resztę dnia spędziłam leżąc na trawie, i mało brakowało a bym usnęła jednak w porę przypomniałam sobie o Newcie. Pobiegłam do szpitala po torbę i jedzenie zostawione przez Jeffa. Wzięłam wszystko co było mi potrzebne i ruszyłam w stronę ciapy. Gdy znalazłam się ma miejscu chłopak spał oparty o ścianę. Żałowałam że nie wzięłam żadnego koca. Weszłam do środka i dotknęłam czoło chłopaka. Miał bardzo wysoką gorączkę. Zaczęłam szukać w torbie jakiegoś leku i na szczęście coś znalazłam. Rozgniotłam tabletkę i wsypałam mu proszek do ust polewając wodą. Chłopak wzdrygnął się gdy zimna woda przeleciała mu przez przełyk. Potem zajęłam się dezynfekcją ran oraz posmarowałam siniaki na żebrach maścią o której mówił mi Jeff. Newt był taki wychudzony że gdy na niego patrzyłam to ściskało mnie za serce. Jeszcze w dodatku leży tu chory.. i to wszystko przeze mnie. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Wzięłam rękę chłopaka w swoją i patrzyłam jak niestabilnie oddycha. W końcu jednak tabletka zaczęła działać i chłopak wyglądał lepiej. Już miałam się zbierać kiedy przypomniałam sobie ze wciąż mam tego batonika. Odszukałam więc w torbie notes i jakiś długopis i napisałam na kartce:

Przepraszam Cię za wszystko. Przyjmij ten mały gest w ramach moich przeprosin i wracaj szybko do zdrowia. E.

Zostawiłam kartkę i batonika obok chłopaka po czym zabrałam resztę rzeczy i wyszłam. Odniosłam torbę do szpitala i spojrzałam w niebo. Był już wieczór więc postanowiłam poczekać na Minho. Usiadłam na trawie niedaleko wrót i z nudów zaczęłam robić wianki z polnych kwiatów. O dziwo udało mi się za pierwszym razem wiec zrobiłam jeszcze dwa. Kiedy skończyłam podniosłam wzrok ku wrotom i dostrzegłam Minho oraz jego partnera którzy wybiegają z labiryntu. Stanęli na trawie i oparli się rękami o kolana. Podbiegłam do nich i przywitałam się.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się do Minho i nałożyłam mu winek na głowę. To samo uczyniłam z drugim chłopakiem.
- Chyba raczej dobry wieczór. - uśmiechnął się drugi chłopak. Minho wyprostował się a ja od razu znalazłam się w jego ramionach. On pogłaskał mnie po głowie i wciąż ciężko oddychając pokazał ręką na swojego partnera.
- Chyba nie miałaś jeszcze okazji poznać Ryana. - chłopak podał mi dłoń a gdy podałam mu swoją pocałował ją delikatnie na co ja zarumieniłam się. Minho tylko przewrócił oczami.
- Tak tak darujcie sobie te czułości. Ryan, Ellen. Ellen, Ryan.
- Miło Cię poznać. - uśmiechnął się chłopak.
- Mi Ciebie również. - odpowiedziałam.
- Dobra a teraz musisz nam wybaczyć księżniczko ale musimy iść sporządzić raport. - oderwałam wzrok od Ryana i popatrzyłam na Minho.
- Ale potem opowiesz mi jak było w labiryncie jasne? - pogroziłam mu palcem przed twarzą.
- Jasne Jasne. - chłopak wziął moją dłoń i ucałował, po czym puścił i zaczął biec w kierunku pokoju map.
- I dzięki za wianki! - zawołał Ryan oddalając się.
- Nie ma za co! - zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę stołówki. Gdy reszta zwiadowców pojawiła się już w strefie oraz sporządziła dzisiejszy raport, a wrota zamknęły się na noc, Minho i Ryan zjawili się na stołówce. Wzięli talerze z jedzeniem przygotowanym przez Patelniaka i zaczęli zajadać się jakby to miał być ich ostatni w życiu posiłek.
- Jecie jak świnie. - stwierdziłam siedząc oparta o rękę i patrząc na to wszystko.
- A Ty się czepiasz. - Powiedział Minho z pełnymi ustami. Westchnęłam tylko i pokręciłam głową na co oboje się zaśmiali. Po kolacji i krótkiej wymianie zdań ja i Minho ruszyliśmy w stronę naszych pokoi. Rozstaliśmy się pod drzwiami a ja przypomniałam sobie że miałam wziąść prysznic.
- A trudno, rano najwyżej. -Powiedziałam sama do siebie. Przebrałam się w swoje dresy do spania i ułożyłam wygodnie w łóżku. Myślałam tak chwile o tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło po czym odpłynęłam.
~ To był udany dzień. ~

2200 słów wow...

Nadzieja to moje drugie imię.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz