XVII.

130 7 0
                                    

Wpatrywałam się w to zdjęcie, delikatnie gładząc szkło zza którym się znajdowało. Na mojej twarzy jaśniał uśmiech. Wszystkie miłe wspomnienia z tamtych miesięcy wróciły do mnie, napełniając mnie szczęściem, które wtedy czułam.

-Kto to?- Głos Kagekao sprawił, że wróciłam na ziemię. Spojrzałam na chłopaka, uśmiechając się szeroko.

-Ten w biało-czarne paski to Laughing Jack. Większość czasu spędza w swojej pozytywce, ale czasami też wychodzi pogadać. Każde jego słowo ocieka sarkazmem, więc trzeba uważać. Ten w rogu to Candy Pop. Pachnie jak guma balonowa i wata cukrowa. Potrafi zmienić się w balona... albo po prostu ten balon się zawsze pojawia przed nim.- Poprawiłam się, ale potem zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic o nim nie wiem. Dlaczego nigdy się go nie spytałam?- Tak w skrócie lepiej nie ruszać jego balonów. Sylwetka w drzwiach to Jonathan, ale dla obcych Puppeteer. To on mnie ożywił i ma podobne moce co ja. Leiwtuje, ma złote nitki, jednak on potrafi odwiedzać ludzi w snach i po prostu znikać.

-Teleportuje się?- Zapytał Japończyk, ale ja tylko pokiwałam głową.

-Nie. To raczej rozpływanie się w powietrzu. On chyba przemieszcza się właśnie przez sny, ale nie dam sobie ręki uciąć.- Powiedziałam, próbując sobie dokładnie przypomnieć słowa Jonathana. Mój palec za to powędrował już na czerwonowłosego mężczyznę z pozytywką w dłoniach.- A to Jason the Toy Maker. On mnie zabił, ale z drugiej strony uratował też od matki. No i przyprowadził tutaj.

-Czyli to mój... przeciwnik?- Zaśmiałam się na jego słowa, odrywając wzrok od zdjęcia.

-Między nami są tylko koleżeńskie relacje, a do tego on ma swoją ukochaną Laleczkę.

-Słyszę, że bardzo się lubicie.- Powiedział, a ja cicho się zaśmiałam. Nie moja wina, że tak jakoś zawsze miałam ochotę ją zwyzywać.

-Oh mój drogi. My się kochamy.

-E, Wright!- Oderwałam się od Kagekao i spojrzałam za siebie, gdzie w drzwiach od kuchni stał Toby. Najwidoczniej musiał skończyć się kłócić z Timem.

-Tak, Rogers?- Spytałam, nadal mając uśmiech na twarzy.

-Odwróć ramkę, bo napisali tobie też życzenia.

Kiwnęłam głową i zrobiłam tak jak kazał. Tam zobaczyłam zgrabne pismo Jonathana i kilka dopisków, które były bardziej koślawe niż nogi Tima. Do tego dochodził brokatowy długopis którym były dopisane i wiedziałam, że to dzieło Candy'ego.

Droga Weroniko,

Nie chcemy życzyć Tobie szczęścia i radości, bo nie na tym polega życie. (Jonathan jak zwykle optymistycznie podchodzi do rzeczywistości). Poznawaj je i nie bój się stawiać czoła przeciwnością losu. Walcz o swoje i dbaj o to, bo bez wolności stajemy się niczym więcej niż moimi marionetkami.

Życzą Puppeteer, Candy Pop i Laughing Jack.

Tutaj kończyła się oficjalna część, dlatego tym razem skupiłam się na brokatowym długopisie. Po ostatnią linijką dopisane było:

Jason pewnie też, chociaż o tym nie wie. On jest bardziej uparty niż dziewczyny które chce wyrwać pan Offenderman.- Zaśmiałam się cicho. Kochałam czytać bolączki Candy'ego.- No i Puppet nie powiedział najważniejszego, bo jest cepem i nie pozwala mi dojść do słowa. Nigdy o nas nie zapominaj, bo inaczej o sobie przypomnimy. Boleśnie Wercia.

Wybuchnęłam śmiechem, podając Japończykowi ramkę żeby to przeczytał. Właśnie za to tak bardzo lubiłam Candy'ego. Pamiętam, że kiedy oficjalnie go poznałam, bez słowa rzucił mi się na szyję i uznał, że wyglądam dużo lepiej niż podczas naszego pierwszego spotkania. On był zawsze szczery, ale mówił o wszystkim z taką radością i podnieceniem, że nawet w momencie kiedy jeździł po moich włosach, ja szeroko się uśmiechałam, pomagając mu dmuchać balony.

I Fear No DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz