V.

57 1 0
                                    

-Zatrzymamy się tutaj.- Mruknęłam wskazując na stary, nadgryziony zębem czasu budynek.

- Dlaczego akurat tutaj?- Zapytał, a ja westchnęłam słysząc jego w mojej ocenie, durne pytanie.

- Mieszkałam tutaj za dzieciaka. To dom mojej babci.

- Mówisz, że od pięciu dni jesteśmy w ciągłym ruchu, śpimy po parę godzin w autobusach, bo ty chciałaś wrócić
do domu babci? - W jego głosie było słychać pogardę, ale milczałam. Jego cała aparycja i sposób wysławiania się były skrajnie irytujące. Jednak nadal milczałam starając się w jego towarzystwie znaleźć jakieś plusy. Na pewno brak samotności i na tym kończyłam moją listę. Nigdy nie poznałam tak wkurzającej osoby. Nawet Tim z wiecznymi humorkami kobiety w ciąży był mniej ciążący. Tęskniłam za nim. I za Brianem. Za nim w szczególności. Nie chciałam przyznać tego przed samą sobą, ale jego brak był dla mnie największą stratą. Tak bardzo go...

- Przejdziemy piwnicą.- Dodałam, starając się uciszyć ciążące mi myśli.

-Jak piwnicą?- Zapytał tym irytującym tonem, a ja jęknęłam.

-Oh Zamknij się wreszcie i idź za mną.

O dziwo tym razem nie narzekał, tylko zrobił jak powiedziałam. Siedział cicho, a ja mogłam się skupić na otwarciu okienka w piwniczce. Od kiedy pamiętam, wystarczyło delikatnie na nie naprzeć i podnieść szybę do góry. O dziwo pomimo upływu lat, nadal działało tak samo. Uśmiechnęłam się na wspomnienia tych wszystkich nocnych ucieczek i powrotów.

-To bezpieczne?- Zapytał cicho Ethan, kiedy wsadziłam nogi do dziury, a po chwili zaczęłam wślizgiwać się resztą ciała.

-O nie, wielki smok mnie zaraz pożre.- Wysyczałam, wskakując do środka na kredens, który niezmiennie stał pod oknem. Następnie powoli z niego zeszłam i strzepałam z siebie brud.

Po chwili obok mnie w akompanamencie jęku wpadł Ethan, który ześlizgnął się z parapetu i omijając kompletnie kredens, wylądował z hukiem na betonowej wylewce.

-No rzeczywiście to bezpieczne.- Mruknął, powoli wstając obolały z ziemi. Ja tylko wywróciłam oczami. Nigdy, ale to przenigdy, ja ani moi bracia nie zaliczyliśmy tak niesamowitego upadku, będąc nawet pijanymi jak szpadel. On za to na trzeźwo był kompletnym kretynem i nie dziwne było, że zaliczył tak spektakularny upadek.

-Idziemy do salonu.- Dodałam, ignorując jego koślawy krok i ruszyłam do wcześniej określonego celu. Co ciekawe, nic się tutaj nie zmieniło. No może oprócz tony kurzu, kilku białych płacht i zamalowanego na biało znaku, który ostatnim razem wymalowałam sercem matki na ścianie. Usunęli też, a raczej wymienili deski w podłodze w miejscu, gdzie leżały jej zwłoki. Plama pewnie była nie do domycia, a jej widok nie zachęciłby nikogo do kupna domu.

Z resztą ten dom nie zachęcał chyba w każdym możliwym aspekcie. Cena, która jak na jego stan była kilkukrotnie zbyt duża, zniechęcała już na starcie. Okna i dach do wymiany, ściany do odmalowania. W środku elektryka, kanalizacja i wodociągi, wszystko do wymiany. Podłogi, ściany i schody do renowacji. Do tego dochodziła szemrana historia domu. Trzy zaginięcia i morderstwo. Ale nie takie zwykłe, alkoholowe burdy, tylko skrajne okrucieństwo wraz z dodatkiem jakiegoś rytuału satanistycznego. No i braki w papierach. Jakiś deweloper podobno kupił nasz dom za bezcen i postanowił go sprzedać, kiedy prawnie należał nadal do mnie i Tima. Pomimo, że zostaliśmy uznani za zmarłych, naszych ciał nie odnaleziono, a co za tym idzie, nikt nie był w stanie w stu procentach potwierdzić naszej śmierci. Tak więc gdyby któreś z nas za kilka lat powróciło i upomniało się o dom, byłby nasz.

-Śmierdzi tutaj kurzem.- No co ty nie powiesz?- Nie możemy się zatrzymać w jakimś hotelu?

- Nie. - Odparłam twardo, wchodząc po schodach do swojego pokoju. Słyszałam jak chłopak idzie za mną, ale ignorowałam go. Chciałam zobaczyć czy coś zmieniło się w wyglądzie mojego pokoju.

I Fear No DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz