VI.

136 9 0
                                    

Kiedy weszłam do salonu, który miał zostać przyszłym miejscem gry w pokera, na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech, kiedy na jednej z kanap obok stołu siedziała osoba, której spodziewałabym się najmniej.

-Musisz dać mi jakieś namiary, jak znaleźć ciebie w snach.- Powiedziałam, kiedy jego ciemne oczy złączyły się z moimi, aby po chwili rozbłysnęły złotem.

-Zwą mnie lalkarzem . Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami . Do lalek którymi steruję , moimi nićmi i snami.- Zaczął nucić, a jego złote sznurki zaczęły rozjaśniać ciemny pokój.- Zwą mnie lalkarzem . Moje ciało mroczne i głodne złote oczy. W nich nikt nie jest samotny. Z nitkami i snami. Powinnaś być moją przyjaciółką. – Dokończył, a jego nici zaczęły się chować, wraz z niknącym złotym błyskiem w jego oczach.

- Wiesz, że nie mam głosu do śpiewania.- Powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.- Ale miło mi ciebie widzieć, tęskniłam.- Odparłam, siadając na kanapie obok niego.

-Dlaczego na tyle zniknęłaś?- Zapytał, a ja wtedy zdałam sobie sprawę, że Slenderman prawdopodobnie przed innymi zataił to, co ze mną zrobił. Jason jednak musiał o tym wiedzieć, a mimo to im nie powiedział. Chociaż... Wątpię czy wiedział co dzieje się ze mną po pobycie w szpitalu. Do tego to pewnie go i tak nie interesowało.

-Slender zamknął mnie w psychiatryku, a potem w wielkim bunkrze w Japonii. Na szczęście udało mi się uciec i wróciłam tutaj. To jedyne miejsce, o jakim pomyślałam. Mogę teraz zacząć truć Jasonowi od nowa i dać mu satysfakcję z niszczenia mi życia.

Nie możesz tak tego postrzegać.- Powiedział zimnym tonem, a ja zamilkłam.- Dalej ma wyrzuty sumienia przez to, co ci zrobił. Zaczynając od zabicia, do morderstwa tego chłopaka. Chociaż raz powinnaś spojrzeć na uczucia innych, a nie swoje.- Dokończył, ale jego słowa kompletnie nie były w stanie do mnie do mnie dotrzeć.

-Jestem egoistką.- Powiedziałam oschle, na co mężczyzna cicho się zaśmiał i utkwił wzrok w starym kominku, w którego wnętrzu żarzył się niewielki ogień.

-A ja posiadam niezliczone pokłady empatii. Stąd nasze tak podobne zdolności, służą do tak skrajnych rzeczy.- Dodał, a ja musiałam mu przyznać rację. On mordował ludzi, żeby mogli pożegnać się z samotnością i bólem. Moje sznurki natomiast mordowały mnie i zagrażały innym, kiedy świat zaczynał mnie przerastać. A gdyby... Nie wiem dlaczego, ale przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl, że Slender wyczyścił mi pamięć i oddał do psychiatryka, żeby w jakiś sposób uchronić moich braci. W końcu nie wiem do czego byłabym zdolna, po śmierci Willa. Ale to głupie. Musiał słyszeć moją kłótnię z Brianem i zobaczył, jak źle to na nas wpłynęło. A w szczególności na Briana.

-No to co, zaczynamy?- Zapytał Off, który wszedł do salonu, zapalając wszystkie światła, a za nim do środka wszedł Jason, Doll Maker i niechętnie wszedł też Smiley, na którego twarzy na mój widok pojawił się ten wredny uśmiech. Na samym końca do pokoju wszedł Kagekao, ale jego obecność nie była odczuwalna.

-Jeszcze jedna osoba.- Mruknął Jonathan, wyciągając z torby stare pudełko roześmianego Jack'a. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech na ten widok. Brakowało jeszcze Jacka'a, który po kilku nutach jego melodyjki wyłonił się z oparów ciężkiej mgły. Bez słów usiadł na jednym z wolnych foteli i rozejrzał się po salonie, zatrzymując wzrok chwilę dłużej na mojej osobie. Uśmiechnął się krzywo, a ja w ciszy czekałam na jakiś jego komentarz, który zniszczy mi cały dzień.

-Wyglądasz zbyt normalnie na to towarzystwo.- Mruknął, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, w głowie przyznając mu rację. Każdy tutaj miał w sobie coś specyficznego. Jason z jego czerwonymi włosami i miodowymi oczami wyglądał jak wyciągnięty z XVII wiecznej bajki; Jonathan z delikatnie połyskującymi na złoto oczami natomiast na myśl przywodził postać ze snów, od której biło ciepło i wiedziałeś, że kiedy ujrzysz ją w najgorszym koszmarze, w jego ramionach uzyskasz spokój; był też Doll Maker z szaleństwem w oczach- tego człowieka spotykałeś w ciemnej uliczce i godziłeś się z śmiercią; Kagekao czy Offenderman na pierwszy rzut oka nie wyróżniali się z tłumu, dopóki na twarzy tego pierwszego nie ujrzałeś maski z uśmiechem, a na twarzy drugiego widziałeś tylko uśmiech. I na końcu pozostał Smiley. Zwyczajny człowiek, których wiele na ulicy. Aż ujrzałeś jego zęby, czerwień tęczówek i usłyszałeś śmiech. Wtedy  już wiedziałeś, że to koniec, że gra się skończyła.

I Fear No DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz