XXI.

58 1 0
                                    

- A co działo się u ciebie?- Zapytałam Jasona, przy obiedzie. Przespaliśmy śniadanie, a dzięki temu że dzisiaj sklep był zamknięty przez jakieś państwowe święto, mogliśmy pozwolić sobie na odrobinę lenistwa. Poza tym obiad nie do końca był obiadem, ponieważ oboje jedliśmy płatki z mlekiem. Zaraz po przebudzeniu oświadczyłam Jasonowi, że przy najbliższej okazji musi mnie zabrać do restauracji na pieczonego łososia, potem na frytki belgijskie z sosem czosnkowym, a na koniec musi kupić mi największego kebaba w okolicy.

-To co zwykle.- Powiedział, przerzucając płatki kukurydziane.- Otwierałem sklep, sprzedawałem, tworzyłem, czasami zabiłem. Zacząłem też sobie przypominać języki azjatyckie. Niektóre schowały się w zbyt odległym zakątku umysłu.

- Ja będę musiała się wziąć za naukę francuskiego.

-Pomogę, nie żebym się chwalił, ale jestem świetnym nauczycielem.

-Nie wątpię.- Odparłam, upijając łyk soku pomarańczowego.- A co z resztą? Candy i Jack?

-Candy dołączył się do jakiejś trupy cyrkowej. Podejrzani ludzie, ale wiesz jak kochał występować. Nie zdziwiłbym się jakby sama trupa porywała ludzi i nimi handlowała, a Candy... no cóż. Wiesz jak kocha krzywdę.- Musiałam przyznać mu rację. Klaun pomimo, że pełen energii i radości był morderczy i nieprzewidywalny.- Jack od momentu twojego wyjazdu zaszył się w pozytywce i milczy. Jest w salonie.

Bez słowa wstałam i ruszyła do salonu, gdzie rzeczywiście na jednej z półek od regału stała jego pozytywka. Chwyciłam ją w dłonie i ruszyłam do kuchni. Podczas odstawiania wydobyło się z niej kilka nut piosenki Pop Goes to Weasel.

-To więcej dźwięków niż suma tego co działo się kiedy ciebie nie było.- Mruknął czerwonowłosy, a ja obróciłam pozytywkę. Od boku znajdował się stary klucz, który służył do nakręcania zabawki. Chciałam kilka razy ją obrócić, ale czułam że Jack sobie tego nie życzył. Od jego pozytywki płynęła bardziej negatywna energia niż zazwyczaj.

-Chyba miał dosyć.

-To prawda. Czuł więcej niż my, ale on w porównaniu do nas nie potrafił mówić o emocjach.

-A my umiemy? Ja zabijam się sznurkami, a ty wyrywasz serca.

-Jesteśmy impulsywni, ale potrafimy po czasie o tym porozmawiać.

-Pamiętam jak przyjechałeś wtedy na Slywestra.- Powiedziałam po chwili, odsuwając się delikatnie od stołu. W rękach miałam pozytywkę Jacka, którą delikatnie obracałam w dłoniach.- Pierwsze co to sprawdziłam, czy mam wszystkie wnętrzności na miejscu. A później odezwały się procenty i już byłam w innym świecie.

-Wyglądałaś wtedy pięknie, miałaś rumieńce na polikach.- Cicho się zaśmiałam, alkohol to jedyny czynnik który potrafił je wywołać.- I siniaka na nadgarstku. Smiley przez cały czas go gładził, jakby chcąc cofnąć to co zrobił.

-Pokłóciliśmy się dwa dni wcześniej. Chwilę poszarpaliśmy, a on poszedł kogoś zabić. Później wrócił z pizzą, piwem, przeprosił, a ja udawałam że nic się nie stało.

-Dlaczego on?- Zastanowiłam się chwilę, ale odpowiedź była prostsza niż każde z nas by się spodziewało.

-Bo nie miałam nikogo, a widziałam wzrok Briana i czułam jego zamiary. Wiedziałam, że nic nie zrobi, że nie przekroczy granicy, ale musiałam się odciąć grubą linią. A do tego Smiley jest przystojny.

-On? Nie rozśmieszaj mnie.- Parsknął Jason, a ja się obruszyłam.

-Nie powiesz, że nie. Ma przepiękne czarne, gęste włosy, i te oczy z czerwonym błyskiem.

I Fear No DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz