XXVIII.

119 3 0
                                    

Zeszłam po schodach do salonu, gdzie na jednym z foteli siedział Tim, czytając jakieś stare komiksy. Kiedyś miał ich całe stosy. Teraz jego kolekcja ograniczała się do kilku wydań, które zabrał z domu jakichś dzieciaków. Tak w zasadzie od kiedy zamieszkałam w rezydencji, ani razu nie słyszałam żeby z ich ust padły takie słowa jak dom, czy przeszłość. Żyli tym co teraz, nie przejmując się historią, która nadal nie potrafiła opuścić moich myśli. Zazdrościłam im tego.

-Hej.- Mruknęłam, siadając na stole naprzeciwko niego. Chłopak tylko kiwnął głową, nie odrywając się od komiksu.- Wiesz może gdzie jest Smiley? Nie odbiera telefonu, a mieliśmy się dzisiaj spotkać.- Mój bliźniak wziął głęboki oddech i na bok odłożył jedną z kolejnych przygód Batmana. Czyli czeka mnie poważna rozmowa.

-Mówiłem ci, żebyś się do niego nie zbliżała. On jest niebezpieczny, niezrównoważony...

-Sadystyczny, szalony...- Dokończyłam, obdarzając brata znudzonym spojrzeniem.- Znam tę śpiewkę na pamięć. Dramatyzujesz.

-Ty widziałaś co on robi z ludźmi? Wstrzykuje w nich litry tej dziwnej substancji i na żywca ich rozcina, robiąc sekcję żywych zwłok.- Wysyczał, na o ja przewróciłam oczami.

-Ach, bo ty i Brian tego nie robicie.- Odpowiedziałam, starając się zachować względny spokój.- Wcale nie włamujecie się do domów niewinnych ludzi i nie mordujecie całej rodziny w brutalny sposób. A robicie to, bo każe wam tak tyczka bez twarzy.

-Operator uratował nam życie.- Powiedział twardo chłopak, a mi zrobiło się niedobrze. Oni go gloryfikują, a on więzi ich w swoich szponach.

-Nadal wolę zadawać się z typem, który zabija bo ma taki kaprys, niż słuchać się osoby która morduje, bo magiczna postać mu tak każe.- Odburknęłam, na co brunet prychnął i utkwił wzrok w stojącej na komodzie ramce, gdzie spoczywało nasze wspólne zdjęcie z dzieciństwa.

-W takim razie co ja mam powiedzieć, kiedy moja siostra powinna leżeć martwa w grobie, a żyje i ma się całkiem dobrze?

-Może po prostu trzeba było mnie nie zostawiać?- Zapytałam go, a pod powiekami poczułam piekące łzy. Może i w jakiś sposób zaakceptowałam to, kim są ludzie w moim otoczeniu i w jaki sposób spędzają wolne chwile. Moja przeszłość była jednak nadal tematem tabu, bo to wszystko było chorą abstrakcją, której istnienie wypierałam z pamięci.- Nie poznałabym Jasona, nadal żyłabym z matką alkoholiczką która mnie bije i każdy byłby szczęśliwy?

-Skończ.- Mruknął, ponownie chwytając komiks i otwierając go w miejscu w którym skończył.- Znasz moje zdanie na temat Smiley'a i tyle moim zdaniem wystarczy.

-Oczywiście.- Powiedziałam, a w mojej kieszeni drgnął telefon.- Najlepiej mnie rozjebać psychicznie i tak zostawić.- Dodałam, łapiąc urządzenie w dłonie. Na ekranie pojawiła się wiadomość, dzięki której na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech.- Biorę samochód.- Oświadczyłam i chwyciłam kluczyki leżące na komodzie. Następnie bez słowa wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu, odpalając go i ruszając w drogę.

Jazdy samochodem nauczyłam się na podstawie metody prób i błędów. Z tego powodu nie zapuszczałam się głęboko w miasto. Wystarczyło mi dojechanie na jakieś obrzeża, żeby nie musieć iść z dwanaście kilometrów środkiem lasu. Niektórym to nie przeszkadzało, ale ja nie należałam do tego typu osób. Lubiłam wygodę i z niej korzystałam. Dlatego z tego powodu zaparkowałam na samym końcu parkingu, gdzie miałam dużo wolnych miejsc. Szybko wyskoczyłam z samochodu i ruszyłam w miejsce, które miałam podane w smsie. Smiley zaprosił mnie na dobre gofry i lemoniadę, a niczego nie potrzebowałam teraz tak bardzo jak cukru. W sumie mogłabym też wyjeść trochę dżemu od Jeffa, ale przebywanie z nim pod jednym dachem nauczyło mnie jednego: Jeff to morderca, a nie romantyk z delikatną duszą. Jak się wkurwi, bez problemu pozbawi mnie głowy, a ja lubię mieć ją na karku. 

I Fear No DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz