10 D

15 2 2
                                    

Niestety pomimo, że wcale nie był ciekawy We powiedziała mu w jaki sposób planuje przedostać się na drugą stronę przepaści. Kacperek na początku słuchał bardzo uważnie ale gdy dotarła do niego cała nieortodoksyjność planu jego umysł jakby zamarzł, nie potrafił się skupić ani wykrzesać nawet śladu myśli.

Jak to? To niemożliwe!!!! To się nie może udać!!! - usłyszał czyjś głos i od razu zorientował się, że dźwięk dochodzi z własnych jego ust - pójdźmy dalej. Ta przepaść musi się kiedyś skończyć.

Po pierwsze primo, ta przepaść wcale nie musi się nigdzie kończyć, po drugie primo nie mamy zapasów i ciepłych ciuchów a po trzecie primo wyjście jest po drugiej stronie dokładnie na wysokości mostka. A po czwarte primo zobaczysz, będzie fajnie.

Tego, że nie będzie fajnie chłopak był akurat bardzo pewien ale nie znajdował żadnych argumentów przeciwko planowi We.

Dobrze, że jesteś Maćko. Pomożesz nam się przedostać. Kacperek, przynieś resztkę patyków z płotka, Maćko, masz tu trochę włóczki ze sweterka i zrób z nich zgrabny koszyk, taki, żebyśmy zmieścili się z tym nygusem. Ja zajmę się czymś innym.

Kacperek targając patyki z ukradka spoglądał na We. Księżniczka spruła długi kawałek włóczki ze sweterka, część dała Maćko resztę wsadziła do kieszeni. Następnie z kocią zwinnością zaczęła wspinać się po łysej sośnie. Na samej górze przywiązała włóczkę do szczytu sosny bardzo skomplikowanymi i wysoce specjalistycznymi węzłami a potem zgrabnie zsunęła się na dół. Następnie drugi koniec różowej włóczki przymocowała do ogromniastego kołą stanowiącego część machiny stojącej przy sośnie.

Podeszła do drewnianej rączki wystającej z koła i potężnie szarpnęła. Rozległ się zgrzyt , z koła posypał się szron ale nic poza tym się nie stało. Koło ani drgnęło. We spróbowała jeszcze raz ale niestety z podobnym skutkiem.

Ty zarazo, rusz się wreszcie bo jak nie to porąbię cię na kawałki, spalę a popiół rzucę rossengardzkim szczurom na pożarcie! - syknęła jadowicie.

Widać było, że koło lekko się przestraszyło bo spadły z niego resztki szronu i śniegu a nawet jakby lękliwie skrzypnęło. We spojrzała jeszcze raz na koło, pogroziła zgrabnym paluszkiem i szarpnęła za rączkę. Tym razem nie rozległ się żaden zgrzyt tylko delikatny szum koła obracającego się na dobrze naoliwionej osi. Lina przymocowana do czubka sosny zaczęła nawijać się na bęben przymocowany do koła a samo drzewo powoli zginało się protestując głośnym trzeszczeniem. Protesty oczywiście na nic się nie zdały bo księżniczka z wielkim samozaparciem kręciła kołem tak długo aż czubek sosny dotknął prawie machiny z kołem.

Kacperek przez chwilę chciał nawet pomóc w kręceniu ale pomyślał, że nie będzie się chwalił swoją siłą mięśni gdyż nie była ona jakaś znacząca. Zawsze starał się polegać bardziej na swoim sprycie niż bezmyślnej sile. Teraz jednak patrząc na dziewczynę zaczął się zastanawiać czy jednak spryt i siła to nie jest jednakowoż dobre połączenie.

Gdy tak rozmyślał We zakończyła kręcenie i z satysfakcją spojrzała na swoje dzieło. Wygięta w łuk sosna prawie dotykała czubkiem ziemi a Maćko właśnie zbliżał się targając sporej wielkości kosz zrobiony z jadowicie różowej włóczki i sporej ilości patyczków.

We i Maćko przymocowali kosz do czubka sosny i spojrzeli wymownie na Kacperka.

Chłopak starał się jak mógł nie zauważać tych spojrzeń ale wreszcie musiał się poddać i podszedł do kosza.

Czy to na pewno jest bezpieczne? -spytał próbując nie pokazać, że najchętniej zostałby tam gdzie stał.

Dawaj młody - powiedział Maćko - nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz.

Uśmiech południa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz