8

44 4 4
                                    

Niech to porwą Ścieki! - zaklął pod nosem Kacperek i przeniósł ciężar ciała na lewą nogę, która jak mu się wydawało była trochę mniej zdrętwiała.

Był już ranek a on stał tak przez całą noc. Wieczorem poprzedniego dnia stracił czujność czyli tak naprawdę przysnął na chwilę i nie zauważył jak z "Czterech Kaczek" wychodzi tajemniczy mężczyzna. Na szczęście zauważył wychodzącego później podrostka w towarzystwie masywnego mężczyzny i postanowił ich śledzić.

Po paru minutach doszli to porządnie wyglądającego domu. Mały i jego towarzysz weszli do środka a Kacperek natychmiast przykleił ucho do szpary w drzwiach. Jedyne czego się dowiedział to to, że chłopak nazywa się Tromio, jego obecny gospodarz Bart a tajemniczy mężczyzna to Frey. Dobre i to.

Kacperek rozejrzał się wokół i zobaczył szopkę z uchylonymi drzwiami oraz kilka beczek ustawionych jedna na drugiej przy ścianie domu. Jako kryjówkę wybrał oczywiście beczki. Stał tam całą noc czekając czy nie pojawi się tajemniczy Frey. Bał się usiąść, żeby nie zasnąć więc po paru godzinach poczuł, nogi zamieniają mu się w sosnowe bale. Mógł w nie stukać a i tak nic nie czuł.

Czasami tęsknie spoglądał w stronę szopki, w której mógłby trochę się poruszać będąc niewidocznym. Nigdy jednak nie wchodził do żadnej szopki jeśli nie była to sprawa życia lub śmierci. Zostało mu z czasów pamiętnej wizyty we wsi Krutszki, wizyty, na której wspomnienie serce zaczynało mu walić jak młotem. No teraz to już może nie jak młotem a młoteczkiem jubilerskim ale nieprzyjemne uczucie zostało.

Było to jakiś czas temu. Jak większość jego nieprzyjemnych przygód tak i ta zaczęła się na zakurzonej drodze. Kacperek szedł do miasteczka Młode Gruszki gdzie na polecenie pewnego zubożałego magnata miał odebrać tajemniczą przesyłkę a potem na cmentarzu w Rossengardzie, pod osłona nocy przekazać innemu kurierowi. Dlaczego na cmentarzu i dlaczego nocą wtedy jeszcze nie wiedział i nic go to nie interesowało bo magnat choć zubożały to za przyniesienie pakunku zapłacił bardziej niż sowicie.

Szedł sobie tedy Kacperek i pogwizdywał wesoło. No, może pogwizdywał to było za dużo powiedziane bo z jego wyschniętych od upału ust wydobywał się jeno ponury syk.

Wtem za plecami usłyszał dziwny hurgot. Lekko się wzdrygnął i szybko obejrzał do tyłu. W oddali zobaczył tuman kurzu powoli zbliżający się w jego stronę. Z tumanu wyłoniły się najpierw dwa końskie łby, potem końskie tułowia, potem jeszcze dwa konie a na koniec ogrooomny wóz. Pojazd był tak wielki, że musiał jechać na sześciu kołach. Był to jakby spory dom na kołach z oknami szczelnie zasłoniętymi zamkniętymi okiennicami. Z wnętrza wozu od czasu do czasu słychać było przytłumione odgłosy jakby warczenia i złowrogiego gulgotania.

Na koźle siedział potężny mężczyzna z krótkimi, kruczoczarnymi włosami, odziany w ciemną szatę z dziwnym herbem wyhaftowanym na piersi. Było to jakby połączenie dzikiego kota i tajemniczej kuli a całość budziła dziwny niepokój i sprawiała, że na hafcie nie można było na dłużej skoncentrować wzroku. Obok niego siedziała blondwłosa niewiasta o ciemnych przenikliwych oczach i tajemniczym uśmiechu. Kacperkowi wydawało się, że kobiecie wystarczyło jedno spojrzenie, żeby dowiedzieć się o nim dokładnie wszystkiego. To było jednak niemożliwe bo niewiasta w żadnym calu nie wyglądała na wiedźmę.

Za kobietą i mężczyzną, na dachu wozu siedziała w kucki ciemnowłosa dzierlatka i z zapałem rysowała coś węglem na sporej karcie papieru. Gdy wóz zwolnił dziewczyna na chwilę oderwała wzrok od swojego rysunku, leniwie otaksowała wzrokiem Kacperka i nie znalałwszy w nim nic ciekawego wróciła do swojego zajęcia.

Młody złodziejaszek poczuł się lekko urażony gdyż zawsze uważał, że dla płci pięknej jest nader atrakcyjny.

Hooooo!! - krzyknął mężczyzna i ściągnął lejce - wystarczy koniki, tu zrobimy popas.

Uśmiech południa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz