Kacperek szybko minął bramę i natychmiast schował się za beczką pełną jakiejś bliżej nieokreślonej substancji. Mężczyzna i chłopiec, których śledził stali niedaleko patrząc na miasto. Chłopak tak patrzył, że szczękę miał opuszczona prawie do kolan. Nie było się czemu dziwić, Rossengard po tej stronie muru wyglądał imponująco nawet w nocy i w strugach deszczu. Oczywiście najbardziej rzucał się w oczy zamek Behrila II, pełen wieżyczek arkad i baszt. W prawie wszystkich oknach zamku widać było światło co nadawało mu iście bajkowego charakteru.
Nie dane było jednak Kacperkowi długo się przyglądać bo mężczyzna pociągnął chłopca i zniknęli w jednej z miejskich uliczek. Szybko ruszył za nimi uważając, żeby znajdować się w sporej odległości. Intuicyjnie czuł, że spotkanie z mężczyzną nie skończyłoby się miłą rozmową. Mijał schludne sklepowe witryny pogrążone w całkowitych ciemnościach, czasami jakiś zakład rzemieślniczy. Z oddali słychać było dźwięki muzyki, która skutecznie zagłuszała jego kroki. Wreszcie zobaczył, że śledzona para stanęła przed zapleczem jakiegoś sklepu. Mężczyzna przez chwilę grzebał coś przy zamku i po chwili drzwi były otwarte. Chłopak patrzył na to jak urzeczony. Przez chwilę widać było, że o coś się spierają.
- Nie jestem tchórzem! -krzyknął odrobinę za głośno chłopak a tajemniczy człowiek uciszył go szybkim ruchem ręki rozglądając się niespokojnie dookoła. Zaraz potem zniknęli w magazynie.
W tej samej chwili Kacperek zauważył trzech strażników, którzy wolnym krokiem weszli w uliczkę. Strażnicy jak to strażnicy, szli wolno, jeden dłubał w nosie, drugi w zębach a trzeci zastanawiał się w czym dłubać. Pomimo swojego rozleniwienia zauważyli niestety wyłamany zamek w drzwiach magazynu. Przez chwilę patrzyli skonsternowani a potem przestali dłubać i zbliżyli się do magazynu. Wtedy sprawy potoczyły się błyskawicznie. Drzwi otworzyły się, tajemniczy mężczyzna zaczął szarpać się z dowódcą patrolu a dwóch pozostałych strażników złapało chłopaka. Kacperek z podziwem patrzył jak tajemniczy człowiek pomimo początkowego niepowodzenia potrafił wybrnąć ze zdawałoby się beznadziejnej sytuacji. Na widok sztyletu przytkniętego do gardła dowódcy strażnicy puścili chłopca a po chwili patrzyli już tylko wściekli na oddalającą się parę. Przez moment dyskutowali szeptem a następnie śpiesznie oddalili się w drugą stronę. Magazyn zostawili otwarty. Kacperek nie mógł zaprzepaścić takiej okazji. Jego instynkt kazał mu po cichu wejść do sklepu.
W środku aż sapnął ze zdziwienia. Było tam wszystko czego akurat teraz potrzebował - ubrania. To co miał na sobie było przesiąknięte błotem i deszczem a jego zapach zabijał przelatujące niedaleko muchy.
Nieśpiesznie obejrzał gotowe odzienie i przebrał się w ciemne spodnie, kwiecistą koszulę i zieloną kamizelkę. Na to wszystko narzucił czarną jak noc pelerynę. Ukontentowany rozejrzał się jeszcze raz po zapleczu sklepu. Widok tkanin i ubrań przypomniał mu pewną przygodę, którą wolałby zapomnieć, a która wiązała się ze składem odzieży.
Działo się to pewnego upalnego lata niedaleko Rossengardu. Kacperek siedział w przydrożnym rowie klnąc na czym świat stoi. Klął tak szpetnie, że trawa wokół uschła a zniesmaczone mrówki przeniosły swój kopiec na drugą stronę polany. Używał nawet słów z Antaru, których co prawda nie rozumiał, ale które brzmiały naprawdę złowieszczo. Wszystko przez buty. Umówił się z bogatym zleceniodawcą w miasteczku Szmelc i chciał porządnie wyglądać. Kupił więc sobie u znajomego szewca piękne buty, które miały mu zastąpić dziurawe łapcie, co prawda bardzo wygodne ale też bardzo niewyględne. Niestety buty choć piękne okazały się lekko niedopasowane i w połowie drogi do Szmelcu Kacperek musiał się poddać. Stopy miał poobcierane do krwi a czasu do spotkania było coraz mniej. Siedział tak i klął kiedy usłyszał stukot kół i towarzyszące mu dziwne odgłosy. Po chwili zobaczył zbliżający się wóz zaprzężony w starego osła. Osioł był bardzo niezadowolony i co chwila wydawał odgłosy paszczą.