Akt 2 Rozdział 5 - Akademia.

81 11 0
                                    

Minęło już parę miesięcy od pierwszego ataku na ludzi akademii. Ten pomysł był niezwykle dobry by ucierać nosa tym zadufanym magom na usługach królowej. Omijaliśmy jedynie grupy chronione przez Lirta gdyż kolejny atak na niego mógłby znów zajmować dużo czasu. Przez te kilka miesięcy zdążyliśmy zaatakować do dwudziestu stanowisk Akademii. Z każdej wykradaliśmy ich drobiazgi. Jedynie z kilka razy musieliśmy się wycofać widząc napływ strażników.

Ale widocznie na tyle popsuliśmy im krwi, że aż głoszą w miastach, że poszukują mnie. Sama królowa mnie poszukuje licząc na jakąś rozmowę lub ugodę. Wie doskonale, że jesteśmy sporym zagrożeniem nie dla niej, ale dla tej przeklętej Akademii. Rozmawiałem z przyjaciółmi o tym, ale doszliśmy do wniosku, że nie zamierzam nawet ruszać do zamku, bo to na pewno zwykła pułapka by pozbyć się mnie.

Jednego dnia postanowiliśmy dokonać ogromnego skoku... Mai i ja przebywając dzięki zaklęciu Risy w mieście dowiedzieliśmy się, że jeden z głównych kapłanów planuje jakieś odkrycie w odnalezionej przez nich świątyni. Nie mogliśmy się obejść bez zamiaru załatwienia tego sukinsyna i od razu przystąpiliśmy do działań.

Arin przez cały dzień znajdował się w terenie przeszukując okoliczne ziemie należące do różnych możnowładców szlacheckich poszukując świątyń. Dopiero wrócił porankiem kolejnego dnia trzymając mapę w dłoniach. Ukazał ją nam na stole i wskazał nasz cel. Opowiedział nam również o armii strażników która ochraniała znajdujących się tam prac wykopaliskowych. Okazuje się, że świątobliwy kapłan czegoś poszukuje i wynajął parobków by czym prędzej to zdobyć. Gdyby nam udało się go zabić a jego przedmiot przechwycić to mielibyśmy ogromną przewagę nad tymi sukinsynami.

Ustalaliśmy plan przez pół dnia przewidując każde zdarzenie nawet te najgorsze. Szykowaliśmy się na perfekcyjny skok, który nie mógł się nie udać. Po prostu tylko trzeba było zrobić dywersję by skupić ogromną część wroga w jednym punkcie. Na ich nieszczęście świątynia położona jest wśród skalistych wzgórz przez co Risa ma wiele możliwości do popisu. Ustalone jest, że straż eliminujemy za jednym zamachem. Wiedzieliśmy, że jedno opóźnienie w akcji powodować może kolejne problemy. Nawet ćwiczyliśmy naszą akcję na moich klonach i wydawało się, że wszystko idzie po naszej myśli. Kolejną częścią planu było przejście przez tereny świątynne. Nie wiemy co w niej się znajduje, ale skoro była skryta tyle czasu przed światem to musiała być najeżona pułapkami. Gdy tylko mieliśmy przejść do głównej sali świątyni to mieliśmy ja i Mai zająć się świętoszkiem i przejąć artefakt lub cokolwiek to będzie. We dwójkę pójdzie nam sprawnie a Risa i pozostali załatwią nam ochronę na zaś jakby ktoś miał nagle przybyć do tego miejsca.

Brzmi jak cudny plan...

*

Dzień ataku

Skryliśmy się na pagórku i przyjrzeliśmy się całej sytuacji, było tak jak według słów Arina. Straży było około trzystu do czterystu może. Większość to i tak byli prości robotnicy zajęci wykopaliskami. Dziwne, skoro w świątyni jest artefakt to czemu oni tak kopią? Może jeszcze ten ich kapłan nie mógł dotrzeć do wnętrza? Cholera go wie.

Na sygnał Mai rozdzieliliśmy się sprawnie, Mai i ja ruszyliśmy z atakiem frontalnym. Merila jako najlepsza skrytobójczyni dotarła po cichu do miejsca wroga i eliminowała cele nawet bez zwrócenia uwagi. Arin towarzyszył Risie w razie ochrony jej osoby. Czarodziejka szykowała potężne zaklęcie meteoru które miało zmieść z ziemi całą ich armię za jednym zamachem. Obawialiśmy się jedynie alarmu ze strony straży, lecz widocznie poczuli się tak pewnie, że straż ruszyła się na naszą dwójkę bez jakiegokolwiek ogłoszenia o stanie niebezpieczeństwa. Nawet nie przystępowaliśmy do głównego starcia tylko rozdzieliliśmy się na boki, a gdy straż już nas doganiała a słyszałem kończąca formułę zaklęcia Risy to złapałem Mai za rękę i szybkim ruchem skilla przeniosłem nas w oddali. Z podziwem spoglądaliśmy jak cała armia strażników jednym zaklęciem została całkiem pokonana. Pozostali jedynie robotnicy, którymi zajmowała się już Merila, nie mogliśmy zostawić jeńców. Bo jak wspominałem jeden nasz błąd i plan może skończyć się na niczym.

Zagubiony w innym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz