Część 1

1.3K 72 26
                                    

Uwaga! Dosadne słownictwo!

- Tony, szpital na Brooklinie przysłał nam wiadomość z prośbą o wpisanie bezimiennego chłopca do naszego rejestru. - oznajmiła Pepper, wchodząc do gabinetu Starka.

- Poproś kogoś z fundacji, żeby to zrobił. - rzucił, nie podnosząc głowy znad dokumentów, które miał podpisać.

- Coś czuję, że nie będziemy musieli. - powiedziała cicho, kładąc przed nim wydrukowaną wiadomość razem z załącznikami.

Tony zamarł na widok twarzy chłopca pogrążonego w głębokim śnie. Otworzył szeroko oczy i rzucił Pepper krótkie, zaskoczone spojrzenie. Jakie to szczęście, że zapoznał ją z...

- Peter... - wymamrotał, wstając z fotela. - Jak...

- Znaleźli go inni bezdomni. Zauważyli, że to jeszcze dziecko i jeden z nich zaczął krzyczeć. - zaczęła opowiadać, to co przez telefon powiedziała jej recepcjonistka. - Zareagował jeden z policjantów. Wezwał pogotowie. Rozpoczął reanimację... Dosłownie uratował mu życie. Peter wciąż nie oddycha samodzielnie, ale ma stabilne tętno. Zapadł w śpiączkę, ale wbrew tego wszystkiego ma poprawne odruchy neurologiczne.

- Czekaj... inni bezdomni? - powtórzył, gwałtownie wstając z fotela.

- Tej nocy temperatura spadła do minus dwunastu stopni. - odpowiedziała, przełykając ślinę. - To nie była jedyna noc, którą spędził na ulicy.

Tony poczuł, jak krew mrozi mu się w żyłach. Po czole spłynęła mu kropla potu. Dlaczego Peter po prostu do niego nie przyszedł?

- Zorganizuj ekipę medyczną. - rozkazał. - Jedziemy po niego.

- Miałam nadzieję, że to powiesz. - powiedziała cicho, kiwając głową. - Karetka będzie gotowa za dziesięć minut.


- Nie jestem pewien, czy mogę panu pozwolić na zabranie chłopca, panie Stark. - oznajmił doktor Lenard, który opiekował się Peterem. - Nawet pan nie ma takiej władzy.

- Ciotka, jego prawna opiekunka dosłownie ma go w dupie. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Wykopała na ulicę nastolatka bez pieniędzy i ciepłych ubrań. Czy takiej osobie pozwoliłby pan opiekować się dzieckiem?

Lekarz spojrzał na niego zaskoczony, ale nadal się nie odzywał, jakby czekał, aż Stark zmieni zdanie.

- Proszę posłuchać... - powiedział już nieco spokojniej. - Jestem w stanie zapewnić mu opiekę medyczną. Mogę to zrobić, bo dzieciak jest moim stażystą, a ja wiążę z nim wielkie nadzieje. Dlatego proszę ruszyć tyłek i przygotować go do transportu. Moja ekipa medyczna czeka na podjeździe.


Tony wszedł do sali w skrzydle szpitalnym Kwatery Głównej Avengers. Jechał tu z Peterem, obserwował jak sanitariusze przypinają go do noszy, patrzył jak Helen podpina go do respiratora, jak okrywa go kocem z dmuchawą termiczną... a jednak dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak marnie wygląda. Przez chwilę po prostu stał, słuchając statecznych dźwięków kardiomonitora i respiratora.

Nie był w stanie policzyć rurek i przewodów, które były podpięte do jego ciała. Wiązanka kabelków wychodzących spod jego koca i koszuli nocnej przypominała kucyka, który wiązała sobie Pepper, kiedy ćwiczyła na siłowni.

Tony spojrzał w jego twarz, ignorując rurkę intubacyjną i starając sobie wyobrazić, że po prostu śpi, że zaraz się obudzi i zapyta, czy przegapił śniadanie, czy o co pytają nastolatki kiedy wstają przed południem w sobotę.

Między nami Mścicielami | MCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz