Część 16

307 26 2
                                    

- Każdy z panów ma różny priorytet informacyjny. - wyjaśniła Ellen, sekretarka, która rozmawiała ze Steve'm przez telefon, kiedy on i Bruce stali naprzeciwko niej na korytarzu szpitala. - Najwyższy ma doktor Banner.

- Myślałem, że... - zaczął Steve, nie rozumiejąc skąd różnica priorytetowa. Natasha lubiła mieć uporządkowane papiery. Szczególnie, kiedy była szczęśliwa.

- W zeszłym tygodniu poprosiłem ją o rękę. - oznajmił Bruce, opierając się o ścianę. - A ona się zgodziła. Mieliśmy Wam powiedzieć razem. W sobotę. Kiedy dzieciaki wrócą razem z Tonym...

Steve pokiwał ze zrozumieniem głową. Widział, że dwójka jego przyjaciół ostatnio spędza ze sobą znacznie więcej czasu niż zazwyczaj, ale nie spodziewał się, że to zaszło aż tak daleko...

- Chcesz się napić? - zaproponował. - Przyniosę Ci wody.

- Ja przyniosę. - powiedziała szybko Ellen.

Steve patrzył jak oddala się w kierunku wielkiej butli z wodą mineralną, z której odwiedzający mogli brać tyle, ile chcieli.

- Jak tylko się dowiemy w jakim jest stanie... Zorganizuję sprzęt. - oznajmił po chwili ciszy.

- Jak do tego doszło? - zapytał w końcu, zapominając o samokontroli.

- Słyszałeś, dach się zawalił.

- Nie o tym mówię. - pokręcił głową.

Bruce zamilkł. Wiedział co jego przyjaciel ma na myśli, ale zwlekał z wyznaniem prawdy. Nie do końca był pewien, co go powstrzymywało, ani dlaczego. To nie było nic złego. Przecież takie rzeczy się zdarzają, prawda? I nie ma w tym nic złego.

- Pokochaliśmy się. - powiedział krótko. - Z czasem zdaliśmy sobie sprawę, że to nie była czysta perswazja. To, jak nakłaniała mnie do jedzenia, kiedy zatracałem się w pracy, albo że nasze nocne rozmowy miały drugie dno. Zawsze była dla Hulka jak matka. A dla mnie... stała się kimś najważniejszym na świecie.


- I jak? - zapytał Peter, kiedy Lizzy wskoczyła do systemu sterowania skrzydeł Sępa.

- Trochę jak w balkoniku emeryckim. - zachichotała, rozglądając się po panelu wyboru. Gdyby włożyła gogle...

Peter pokręcił głową i opadł na krzesło. Odruchowo złapał się za ramię, które już go nie bolało, ale dobrze pamiętał rozdzierający ból wybitego barku i sposób w jaki go sobie nastawiał, przywiązując nadgarstek do liny od kurtyny w zamkniętym teatrze i opierając się o futrynę drzwi od zaplecza.

- Co jest? - zapytała zaniepokojona. - Znowu się zraniłeś i nic nie powiedziałeś?

Zauważyła, jak Peter się krzywi i kręci głową. Nie do końca wierzyła mu, że mówi prawdę. Zdawała sobie sprawę, jak często Peterowi coś dolega, a on nie chce się do tego przyznać.

- To tylko wspomnienie. - powiedział w końcu, kiedy ugiął się pod ciężarem jej spojrzenia. - Kiedy wyciągałem Toomsa, wybiłem sobie bark. Wiedziałem, że nie mogę do nikogo z tym iść, więc musiałem sobie poradzić z tym sam. Doktora Bannera jeszcze wtedy nie znałem, a i tak nie było go wtedy na Ziemi. Bolało jak diabli.

Lizzy spojrzała na niego ze współczuciem, zeskakując ze skafandra Toomsa. W jednej chwili przytuliła go do siebie.

- Przykro mi. - powiedziała cicho.

- To nic. - pokręcił głową. - To już nie ważne. I tak wolałbym tego nie robić.

- Tak, wiem. - kiwnęła głową. - Wykonałeś już swoje zadanie. Teraz ja i tata musimy tylko zaprogramować nadajniki. Nic się nie stanie, a tata się nie pogniewa.

Między nami Mścicielami | MCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz