Cześć 13

424 29 10
                                    

 Niesamowite, jak szybko Lizzy przywykła do copiątkowych spotkań superbohaterskiej społeczności Nowego Jorku i okolic. Wizyty nie były formalne, ale Friday dbała, żeby każda historia znacząca dla pozarządowej działalności ratowniczej została zapisana. Nawet nie pamiętała kto wymyślił ten zwrot. Może Rhodney? Nie wykluczone. Na pewno nie Sam. On rzuciłby coś w rodzaju „Ratowania cywilnych tyłków".

- A gdzie jest Loki? - zapytał Thor, kiedy Natasha postawiła kolejny talerz z naleśnikami, które Steve, Sam i Lizzy smażyli praktycznie taśmowo.

Strange podniósł głowę i machnął ręką. Lizzy spojrzała na niego z zaskoczeniem, kiedy oblizał sobie palce ubrudzone sosem czekoladowym.

- Zupełnie zapomniałem. - rzucił wymijająco, wykonując jeden z tych swoich specyficznych gestów, po którym iskry lecą mu z palców.

W jednej sekundzie otworzyło się magiczne przejście i z sufitu na dywan upadł Loki we własnej osobie. Przez kilka sekund Lizzy stała przed nim z talerzem naleśników barwionych trawą cytrynową. Uniosła brwi, czekając aż się podniesie, ale wygląda na to, że na razie było mu wygodnie z twarzą w miękkim, świeżo wypranym puchowym dywanie.

Musiało chyba minąć kilkanaście sekund, zanim zorientował się, że już nie upada, bo w końcu podniósł się z głośnym stęknięciem.

- Mógłbyś w końcu przestać tak robić? - wycedził z głośnym stęknięciem.

- Proszę, nie! - wtrącił szybko Sam. - To zbyt zabawne.

Lizzy pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem. Jakoś nikt się specjalnie nie roześmiał. Westchnęła, wyciągając talerz przed siebie.

- Naleśnika? - zaproponowała.

- Jasne! - oznajmił uradowany zgarniając jedną sztukę z talerza. - Tylko dlaczego jest zielony?

- Trawa cytrynowa, zdrowsza wersja. - odpowiedział Peter, przenosząc kolejny słoik z dżemem.

- Widzisz Loki... -westchnął Tony, wycierając sobie usta serwetką. - Tylko Thor i moje dzieciaki są dla Ciebie mili.

- Nie tylko. - pokręcił głową, wchodząc do części kuchennej z częściowo zjedzonym naleśnikiem. - Bruce też jest dla mnie miły.

Tony zrobił grobową minę, spoglądając na Bannera z teatralną urazą.

- Zdradziłeś mnie, przyjacielu...

- Tato, daj już spokój. - Lizzy jęknęła wywracając oczami.

Minęło sporo czasu zanim powiedziała do niego „tato" po raz pierwszy. Peterowi przyszło to z łatwością, ale ona doskonale pamiętała swojego ojca. Umierał na jej oczach. To jasne, nie potrafiła jeszcze szastać słowem „kocham" jak wcześniej, kiedy rzucała to braciom przy każdym zamknięciu drzwi. To nadal było dla niej zbyt trudne.

Przez chwilę obserwowała jak Peter gra z Mantis w łapki, śmiejąc się przy tym na tyle głośno, żeby część rozmów ucichła. Peter Quill obrócił się w ich stronę na sekundę, ale szybko się zmitygował i wrócił do rozmowy z Rhodneyem.

Lubiła Strażników Galaktyki, mimo, że rozmowa z Draxem i Grootem była przynajmniej trudna. Żeby zrozumieć Groota, musiałaby spędzić z nim całe tygodnie, ale podejrzewała, że w przypadku Draxa to by nie wystarczyło. Mimo, że dzięki automatycznemu tłumaczowi bariera językowa nie stanowiła przeszkody, facet był przynajmniej trudny w odbyciu. Trudno rozmawiać z kimś, kto wszystko rozumie na opak i nie daje sobie wytłumaczyć, że jest inaczej. Gamora i Rocket byli w porządku. To musiała przyznać. Jednak Quill... wydawał jej się zadziwiająco niedojrzały jak na lidera. Nebula to już inna historia. Trudno było na jej cokolwiek na jej temat powiedzieć, bo rzadko się odzywała. Była milcząca.

Między nami Mścicielami | MCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz