Część 30

187 12 0
                                    

Sam usiadł naprzeciwko Lizzy, która jadła swoją kanapkę. Przekąski między posiłkami były czymś normalnym tylko w przypadku Petera, ale ona nigdy wcześniej sobie na to nie pozwalała.

- Co? - rzuciła z pełnymi ustami.

- Zrobiłaś sobie kanapkę. - zauważył, unosząc brwi.

- Tak i co z tego? - wzruszyła ramionami, kiedy już udało jej się przeżuć i przełknąć.

- Nie jadasz kanapek, szczególnie godzinę po obiedzie. - zauważył, rozkładając ręce. - Przyznaję, czasami chodzisz na kanapki z Peterem do tego sklepu, ale sama nigdy ich nie robisz.

Lizzy popatrzyła na niego spode łba, ale nic nie odpowiedziała. Fakt, mogła być złośliwa dosłownie dla każdego, ale tym razem nie miała na to ochoty. Jakby to nagle stało się ponad jej siły.

- Coś się stało? - zapytał z niepokojem. - Nie pyskujesz, coś musi być nie tak.

- Nie. - pokręciła głową, ale zaraz tego pożałowała. - Chociaż tak. Mam złe przeczucia.

- Lizzy, Nat ma złe przeczucia co miesiąc i jakoś nie zawsze się sprawdza. - wywrócił oczami. - Nie przejmuj się, na pewno nic się nie dzieje.

- Ale może się zacząć dziać. - powiedziała cicho. Argument o niesprawdzonych comiesięcznych złych przeczuciach Natashy nie bardzo do niej przemawiał. - Sam, to nie tak, że panikuję bez powodu. Wiesz jak to jest siedzieć na bombie i nie wiedzieć kiedy wybuchnie?

- Weteran wojenny, miło mi poznać. - wyciągnął do niej dłoń, jakby spotkali się po raz pierwszy ale ona to zignorowała. - Nie to masz na myśli?

Pokręciła głową, zastanawiając się jak mu powiedzieć co czuła. Wiedziała, że Samowi może zaufać w stu procentach, bo jeśli ktoś tu był dobrym powiernikiem, to właśnie on. Mimo, że była między nimi ogromna różnica wieku, to wiedziała, że on bardo dobrze ją zrozumie.

- To co Cię martwi, hmm? - uniósł brwi, spoglądając na nią już znacznie łagodniej.

Lizzy zawahała się na chwilę. Nie miała pewności, czy mówienie mu czegoś tak absurdalnego jest dobrym pomysłem.

- No mów. - zachęcił ją, patrząc jej w oczy.

- Mam wrażenie, że coś się stanie. - powiedziała bardzo szybko, wywracając oczami. - Coś złego. Nie coś bardzo złego, tylko po prostu coś...

- Niedobrego? - zapytał spokojnie.

- Właśnie. - przyznała. - Nagle trafi się jakiś problem i nie wiadomo, czy będziemy w stanie go rozwiązać. Nie mówię, że coś nas zaatakuje, czy coś w tym rodzaju. Tylko, że nie będzie dobrze.


Tony wszedł do kancelarii Nelsona i Murdocka, teraz po brzegi wypełnionej klientami, głównie z klasy robotniczej. Tony nie był tym zaskoczony, bo bywało, że tacy ludzie zostawali pozostawieni sami sobie, bez żadnej pomocy. Niestety, większość dobrych prawników bardziej przejmowała się zarobkami, niż pomocą innym, więc rzeczywistość była jaka była.

- Pan Stark... - zaczęła Karen Page, widząc że przyszedł. - Chciałby pan zapytać jak idą postępy w sprawie, którą pan nam przyniósł?

- Też. - przyznał, zdejmując okulary. - Chciałbym trochę podpytać pana Nelsona i pana Murocka w pewnej sprawie... Nic poważnego, po prostu chciałbym poznać ich opinię.

- Oczywiście, rozumiem. - pokiwała głową. - Tylko mamy teraz spory ruch, więc nie wiem, czy...

Urwała, wskazując na ludzi zgromadzonych w poczekalni. Oni zdali się skurczyć w sobie, kiedy rozpoznali nowo przybyłą osobę.

Między nami Mścicielami | MCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz