rozdział 8

302 16 3
                                    

- Na prawdę! Nigdy nie sądziłem, że będziesz aż tak nadopiekuńczy w stosunku do kogoś.
- Domyślam się, że ty tego nie rozumiesz, ale polubiłem te dziewczynę i jeśli coś jej się stanie to obiecuję, że tego pożałujesz!
- Ile mam ci powtarzać, że to nie ode mnie zależy!

Słysząc głośną kłótnie zza drzwi zrozumiałam, że pora wstawać. Szybko ubrałam się, po czym wzięłam płaszcz i ruszyłam ku drugiemu pomieszczeniu aby zapobiec kolejnym krzykom.

- Widzę, że tylko ja jeszcze spałam. - powiedziałam przyglądając się magom gotowym do wyjścia.
- Przepraszam Amando za te krzyki, ale prowadziłem ważna rozmowę z Aleksandrem.
- Nie musisz aż tak się o mnie martwić, dam sobie radę.
- Właśnie, zjedz coś bo zaraz ruszamy. - odpowiedział, pośpieszając mnie Aleksander.

Szybko wzięłam przygotowany wcześniej posiłek i zasiadłam do stołu. Starałam się zachowywać swobodnie, chociaż byłam przerażona zaistniałą sytuacją. W końcu mam pojechać do miejsca, w którym wszyscy mieszkańcy to magowie. Wątpię aby spoglądali przychylnie na biedną dziewczynę pochodzącą z części którą pogardzają. Spojrzałam jeszcze raz na Pustelnika pogrążonego w rozmowie z bratem i z westchnieniem wstałam od stołu.

- O, wreszcie skończyłaś! Weź najpotrzebniejsze rzeczy i wyjdź na zewnątrz. Tam już czekają dwa konie. Ty pojedziesz na tym niższym. Nazywa się Arvena. - powiedział podirytowany Aleksander.
- Zaraz pójdę. - odpowiedziałam.

Podeszłam do Pustelnika, który wyglądał dzisiaj starzej niż zazwyczaj i go przytuliłam. On to odwzajemnił i spojrzał na mnie poważnie.

- Bez różnicy co będą starali ci się wmówić, nie daj się oszukać. Pamiętaj, że Katherine tylko udaję dobrą władczynię, a w rzeczywistości jest potworem. Potrafi zmanipulować prawie każdego. - powiedział poważnie.
- Będę o tym pamiętać, a także o innych twoich radach. Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Bez ciebie nie dałabym rady. - powiedziałam spoglądając na niego.
- To ja dziękuję, że miałem zaszczyt cię poznać. - odpowiedział ze łzami w oczach.
- Szybciej, z waszym tempem wyruszymy w południe. - przerwał zdenerwowany Aleksandrer, a ja właśnie zaczęłam się zastanawiać jak z nim wytrzymam całą podróż.
- Dobrze, żegnaj Amando.
- Żegnaj Pustelniku. - powiedziałam po czym obróciłam się i poszłam w kierunku drzwi, a za mną wyszedł Aleksander.

Słońce na zewnątrz dopiero wschodziło i naprawdę nie rozumiałam pośpiechu, ale posłusznie podeszłam do koni. Pierwszy z nich wyższy i czarnego umaszczenia, stał z brzegu. A drugi niższy i gniady stał po drugiej stronie. Podeszłam do Arveny i poglaskałam ją, a ona spokojnie przyglądała mi się mądrymi oczami. Za przykładem maga wsiadłam na konia i ruszyłam za nim w milczeniu.

Po pewnym czasie widać było zabudowania. Byłam ciekawa co słychać u wuja i Chrisa, ale Aleksander od razu kazał mi założyć kaptur na głowę i nie zwracać na siebie uwagi. Co nie było proste, ponieważ większość mieszkańców nie posiadała koni, a jeśli już to były dużo niższe i wychudzone. Spojrzałam więc tylko tęsknym wzrokiem w kierunku domu wuja i jechałam dalej. O tej porze nie było jeszcze zbyt dużo osób na zewnątrz, oprócz spoglądających na nas z nieufnością żebraków.

- Może zatrzymamy się i coś zjemy? - zapytałam nieśmiało, zrównując się z magiem.
- Na razie nie jest to miejsce, ani czas na jedzenie. Może nas tutaj ktoś rozpoznać i zaatakować. Lepiej będzie jak zjemy coś, jak już przekroczymy granicę.

Nie chciałam już więcej go namawiać, ale tak naprawdę czułam się tutaj dużo bezpieczniej niż w krainie, w której każdy posługuje się magią od dziecka.
Już z daleka zauważyłam strażników, którzy zwykli nas gnębić. Kiedy zbliżyliśmy się do nich chcieli nas zatrzymać, ale Aleksander zdjął kaptur, a oni od razu cofnęli się z pochylonymi głowami pozwalając nam przejechać. Miałam już się pytać jak przejdziemy przez barierę, ale mag tylko podniósł dłoń, a tarcza w tym miejscu zniknęła.
Z lekkim zawiedzeniem odkryłam, że za nią była tylko zwykła droga i las.

Zaginiona władczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz