rozdział 2

417 27 4
                                    

Dzisiaj wstałam wcześniej niż zwykle, chociaż był dzień wolny. Mamy narzucone aby świętować, ponieważ właśnie w ten dzień 90 lat temu udało się stłumić największe powstanie naszej części Avalon w historii. Ludzie nie wytrzymali tego jak się ich traktuję. A magowie oczywiście wmawiają nam, że zagrażało ono porządkowi i pogorszyło by tylko nas los. W tym czasie gromadzimy się na placu i wysłuchujemy przemówienia magów. Tak tylko w ten dzień, raz do roku kilku z nich przechodzi na naszą część.

Uznałam, że przygotuję posiłek dla wujka i Chrisa, lecz już wychodząc do pomieszczenia wiedziałam, że plan nie wypali bo zobaczyłam chłopaka robiącego jedzenie.

- Czy ty w ogóle czasem śpisz? - zapytałam podchodząc do niego.
- Tak jak każdy. Wyjątkiem jesteś ty, śpisz dwa razy więcej niż przeciętny człowiek. - odpowiedział śmiejąc się.
- Przesadzasz. - odpowiedziałam i zaczełam mu pomagać przy krojeniu warzyw. Nie stać nas na mięso, więc zazwyczaj wymyślamy jakieś potrawy z warzyw i owoców.
- Ciekawe czy w tym roku też coś wymyślą. - powiedział.

Od razu domyśliłam się, że chodzi mu o buntowników, jeśli można ich tak nazwać, którzy w tamtym roku rzucali kamieniami w magów. Oczywiście nic im to nie dało, a kilku z nich schwytano i zabito.

- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Mam tylko nadzieję że ty nie masz zamiaru tam się pchać. - powiedziałam uważnie mu się przyglądając.
- Za kogo ty mnie masz? Nie jestem aż tak głupi. Co najwyżej stanę gdzieś blisko żeby móc dobrze się przyjżeć. - odpowiedział śmiejąc się.

No tak, on nie traktuję niczego poważnie. Właśnie kiedy kończyliśmy robić śniadanie wszedł wujek i wszyscy w spokoju zjedliśmy. Zaraz po śniadaniu wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę placu. Było już tu wiele osób. Rozejżałam się dostrzegając kilka znajomych twarzy, między innymi mojego kolegę Jerrego, któremu pomachałam.
Jak zwykle aż się roiło od strażników. Nagle przez przejście zaczęli przechodzić jacyś ludzie. Tłum uciszył się. Byli oni ubrani w piękne stroje i szli dumnie przed siebie. Tylko jeden z nich spojrzał z pewnym zainteresowaniem na zgromadzony tłum. Weszli oni na podest, jeden z nich wystąpił do przodu i jak zwykle zaczął nudną przemowę.
Wszyscy ludzie z udawaną uwagą wysłuchiwali się w mowę o tym jak to mamy niby dobrze i jakie zagrożenia mogą nas spotkać jeśli się nie podporządkujemy. Nagle ktoś krzyknął i grupa nastolatków wyskakując z ukryć zaczeła obrzucać magów wszystkim co mieli, kilku z nich rzuciło się na strażników. Jeden z magów stworzył lodową tarczę od której się wszystko odbijało. Krzyknęłam do wuja, aby biegł do domu, a ja zaraz dołączę. Na placu zapanowała panika. Ludzie uciekali w każdą stronę, a ja za wszelką cenę próbowałam wypatrzyć w tłumie Chrisa. Przepychając się wreszcie udało mi się go przez chwilę zobaczyć. Oczywiście ten idiota stał i przyglądał się przebiegowi akcji, a nawet pomógł wstać jednemu z buntowników. Nagle zobaczyłam, że przybyło jeszcze strażników i idą w stronę chłopaka.

- Chris! - krzyknęłam i pomachałam ręką.

Chyba mnie usłyszał, bo obrócił się w moją stronę, ale jeden ze strażników złapał go myśląc, że jest jednym z buntowników. Niewiele myśląc ruszyłam w tamtą stronę. Zobaczyłam jak zaczyna go okładać pałkami, a do niego podbiega kolejny strażnik. Próbowałam do niego podejść, ale nie mogłam się przepchać przez tłum. Zobaczyłam jak go zabierają. Poczułam jak uderza mnie fala gorąca i w jednej chwili w strażników uderzyła fala wody. Spojrzałam przerażona na swoje ręce, ostatnio taka sytuacja zdarzyła się jak byłam mała i się zdenerwowałam. Wszyscy rozglądali się zszokowani, tylko jeden mag spoglądał prosto na mnie. Spanikowana zobaczyłam, że Chris wstaje z ziemi i próbuję wydostać się z placu póki została odwrócona od niego uwaga. Zobaczyłam, że ten mag wysyła za mną dwóch strażników, więc szybko wmieszałam się tłum i zaczełam uciekać.

Zaginiona władczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz