rozdział 4

389 21 4
                                    

Wujek długo nie wracał więc położyliśmy się spać. Nagle poczułam jak ktoś mnie budzi. Prawie krzyknęłam, ale zobaczyłam w ciemności twarz wujka. Wydawało mi się że jest wczesny ranek.

- Czy coś się stało? Czegoś się dowiedziałeś? - spytałam szeptem.
- Musisz uciekać. Przeszukują domy w naszej okolicy. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy  - powiedział.

Szybko wstałam i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Chciałam jeszcze pójść do Chrisa i pożegnać się, ale wujek tylko pokręciło głową, więc podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło. Wzięłam torbę ruszyłam w stronę drzwi. Wujek przytulił mnie.

- Uciekaj do lasu. Pamiętasz tą polanę na którą lubiłaś chodzić jak byłaś mała? - zapytał szybko wujek, na co tylko pokiwałam głową.
- Niedaleko niej jest stara chata, w której mieszka pustelnik. Byłem u niego i powiedział, że ci pomoże. Do zobaczenia moja mała córeczko. - powiedział.
- Do zobaczenia... tato - odpowiedziałam i pobiegłam do lasu, słysząc w oddali głosy ludzi.

Starałam się jak najszybciej biec przez las. Słońce już wschodziło rozjaśniając drzewa i krzewy. Zmęczona prawie potknęłam się o korzenie drzew, ale udało mi się nie przewrócić. Wreszcie dotarłam na polanę. Skręciłam za wielkim dębem w prawo i po paru metrach zobaczyłam starą drewnianą chatę. Gdyby ktoś nie wiedział, w którym miejscu się ona znajduję mógłby ją łatwo przeoczyć. Cała była otoczona drzewami i porośnięta mchem, przez co prawie całkowicie się maskowała. Podeszłam do zniszczonych drzwi i zapukałam. Nikogo nie usłyszałam więc ostrożnie uchyliłam drzwi. W środku stał stary zniszczony stół, a przy nim dwa krzesła. Obok okna znajdowało się łóżko przykryte wystrzępionym i lekko podziurawionym kocem. Nagle z drugiej komnaty wyszedł  starszy człowiek z długimi siwymi włosami i z długą brodą.

- Witaj Amando. Myślałem już, że może cię złapano. - powiedział bystro mi się przyglądając.
- Witaj pustelniku. - odpowiedziałam spoglądając na tego człowieka.
- Ach, gdzie moje maniery proszę rozgość się. Rzeczy możesz na razie położyć przy łóżku. Musisz mi wybaczyć, ale rzadko miewam gości. - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Bardzo dziękuje za to, że mogę u pana przebywać. - powiedziałam.
- Jeszcze zobaczymy jak długo dam radę ciebie ukrywać, a na razie będziesz spać tam przy piecu. - powiedział wskazując miejsce w drugiej komnacie.

Poszłam tam i położyłam moją torbę na łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które mało różniło się od poprzedniego tyle tylko że znajdował się tu piec, przy którym dostrzegłam rudego kota. Podeszłam do niego i pogłaskałam go, a ten zaczął przyjemnie mruczeć. Wzięłam go na ręce i poszłam do pustelnika. Siedział on przy stole i układał zioła.

- O widzę, że już poznałaś Rufusa. - powiedział spoglądając na mnie.
- Tak, wydaje mi się, że już się trochę polubiliśmy. Pomóc ci przy ziołach? - zapytałam dalej głaskając kota.
- Jeżeli chcesz, to proszę. - odpowiedział.

Usiadłam na krześle i zaczęłam mu pomagać. Jednak dręczyło mnie wiele pytań i nie mogłam długo wytrzymać w ciszy.

- Czy wiesz co zrobiłam? Nie boisz się mnie? - zapytałam.
- Wiem. Sam od wielu lat ukrywam się przed magami. A nie boję ciebie bo sam potrafię na przykład coś takiego. - odpowiedział po czym machnął ręką w stronę kapelusza leżącego na półce, a on uniósł się w powietrze i upadł na łóżko.

Zaginiona władczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz