Na wstępie chce dodać, że rozdział może nie być powalający, i że zbliżamy się do końca.
Michael nie był zadowolony z faktu, że na imprezie urodzinowej będzie sam Luke. Może by i nie przyszedł, ale znając Ashton'a to by go wyciągnął za ucho z domu i zaprowadził do klubu, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa Hoods'a .
- Nie wiedziałem co Ci kupić, więc kupiłem Ci karmę dla Sussie.- podał chłopakowi.
- Najwidoczniej mój pies ma urodziny, a ja nie. - zaśmiał się Calum, ale zaraz otrzymał od przyjaciela ładnie zapakowane pudełko.- Lukcass się bardziej wysilił, wiesz?
- Pewnie dał Ci w prezencie rurkę od kolonoskopii.- zadrwił Mike.
- Skąd wiedziałeś?- usłyszał znany głos za sobą i przeklną pod nosem, że zabije przyjaciela ten na to się aby zaśmiał.
- Czego można się spodziewać po marnym lekarzynie..- zadrwił chłopak.
- A Ty się zakochałeś, że taki nie miły?- zapytał Ashton, który przyszedł po swojego chłopaka. Wszyscy stali w loży, gdzie znajdowali się tylko osoby, które były VIP-ami.
- Wal się Ashton, zaproszenie go tu to była totalna porażka i wy wszyscy..- wskazał na trójkę mężczyzn.- Się do mnie przyssaliście jak pijawki.
- Musiałem sobie radzić sam po twoim wyjściu.- powiedział Hemmings, gdy Ash zabrał Caluma do innych znajomych m.in Crystal, która zabijała Luka swoim zazdrosnym wzrokiem, bo przecież Michael był tylko jej. Kobiety i ich wyimaginowana wyobraźnia. Młodszy chłopak wytrzeszczył oczy patrząc na spokojną twarz mężczyzny.
- Weź przestań, dobra? Nie życzę sobie abyś mówił mi takich rzeczy.- puknął go palcem w klatkę piersiową.
- Mam Ci przypomnieć jak bardzo chętny byłeś jeszcze tydzień temu?- podszedł do niego bliżej, Michael musiał zadrzeć głowę do góry, bo przecież był małym kurduplem.
- Nie, dziękuje Panie Doktorze Hemmings.- odsunął się z pogardą w oczach.
- Mickey wiem, że mnie chcesz.- uśmiechnął się uroczo Luke. Był rozbawiony Tym jak bardzo Michael udawał oburzonego i niedostępnego.
On musiał być jego.