— Wszystko z Tobą w porządku Mike. – stwierdził Luke po wykonanym badaniu. — Leki zadziałały, jesteś zdrów jak ryba. – uśmiechnął się promieniście.
— Och. – wzdechną.
— Co tak jęczysz?- zapytał lekko rozbawiony, poliki chłopaka były czerwone i lekko go piekły.
— Ja wcale nie jęcze. – odparł wstając na równe nogi. — Umm, w takim razie dziękuję za wyleczenie z czegoś tam. – podał swoją dłoń w ramach uścisku. Kiedy ich dłonie się spotkały, bo ich ciałach przeszedł przyjemny dreszcz. — Dowidzenia doktorze.
— Czekaj Mike. – zatrzymał go Luke. — Może wyskoczymy na jakąś pizzę w sobotę?
— Mógłbyś być moim ojcem Hemmings. – odparł unosząc brew ku górze.
— Oczywiście, że będę twoim tatusiem. – odparł uśmiechając się szeroko.
— Chodziło mi o twój wiek, że wiesz.. Umm jesteś starszym facetem, a ja jeszcze dzieciakiem. – powiedział.
— Lubię małych chłopców.
— Michael, cholera wstawaj nie robie. – młody Clifford poczuł przeszywający ból w ramieniu. — Spóźnisz się na wizytę u Hemmings'a. – krzyknęła Karen.
— Jeszcze pięć minut mamo. – jęknął ale nie wiedział czy z podniecenia czy ze zmęczenia.
— Jest 11 Mike, nie denerwuj mnie bo Ci zaraz coś zrobię.
— Dobra już wstaje mamuśka. – mruknął podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Ashton czeka na Ciebie w kuchni, rusz się nie jesteś jakimś królem żebyś się ciągle gdzieś spóźniał.
— Byłbym nim jakbyś się wzięła za Harrego, żył bym teraz w Londynie pijąc drinki z kokosa. – zaczął narzekać patrząc jak Karen robi się czerwona na buzi z nerwów. — A tak, mam na nazwisko jak pies z kreskówki. Widzisz mamo jakie życie jest niesprawiedliwe.
Rozdział taki jakiś nudny.
Jestem i mam się nie najlepiej i cóż mogę z kimś pogadać i się poradzić.... znów?🐰