💮 Rozdział V 💮

748 87 59
                                    

- ZYGI! SŁUCHASZ NAS JESZCZE?

Przerażony wrzaskiem młodzieńca o dziewiczym wąsie, brutalnie wyszarpnięty z królestwa Morfeusza blondyn poderwał się na krześle i spojrzał z żalem na przyjaciół.

- Panowie, ale czemu? - mruknął żałosnie, unosząc jasne brwi w górę. - Czy ja wam wadzę, kiedy po prostu się zdrzemnę? Przecież i tak nie rozmawialiśmy, tylko wy obrażacie siebie nawzajem.

- Po pierwsze, drogi Napoleonie, nie żadni panowie, tylko Adam Mickiewicz i ten tam kmiotek, parobek, czy co tam chcesz. A po drugie, Stanisławie, pytaliśmy cię właśnie o zdanie. Tak więc powtórzę zapytanie; a ty kogoś masz?

Juliusz fuknął jak kot, zapewne obrażając Mickiewicza w myślach rymowanymi kupletami, a Krasiński uśmiechnął się na użycie dwóch z jego imion — nie podejrzewał, że jego przyjaciele zapamiętali jego pełne imię.

- No, mam.​ Taka jedna studentka, Delfina - rozmarzył się nieco. - Czemu pytasz?

- Ach, to dlatego że chciałam upewnić się, że tylko ten parobek jest samotnym przegrywem. No i jest! - uśmiechnął się szeroko mężczyzna z bokobrodami.

- Dla ciebie pan na włościach łamane na pan arystokrata, Mickiewicz. I musisz chyba czasem zwrócić uwagę na coś innego niż czubek twojego pseudoartystycznego nosa. Bowiem, od ponad tygodnia jestem w szczęśliwym związku, karle.

Najmłodszy z poetów pogratulował mu serdecznie, a twarz Litwina wyrażała więcej słów niż Rafaello. Ale niekoniecznie takich, ekhm, przyzwoitych. Tudzież cenzuralnych.

- Och, ja chyba nawet wiem, co jej dasz na przekupienie, żeby nadal z tobą chodziła. Nową białą laskę - wycedził po chwili milczenia najstarszy.

- Jakie przekupienie, to ja pierwszy byłem obiektem pożądania mojej sympatii! - oburzył się brunet. - Ale skąd wziąłeś białą laskę? O co z tym chodzi?

- Biała laska, wiesz, dla niewidomych. Bo musi być ślepa żeby z tobą być, z własnej woli, Julku - Adam wyjaśnił to tonem, jakiego używają nauczyciele w szkołach specjalnych.

- Wieś śpiewa i tańczy, krasnalu. To ty chyba przekupiłeś Celinę kuponem do przypadkowej pasmanterii, żeby choćby się do ciebie zbliżyła, tfu.

Zygmunt wyczuł nadchodzącą awanturę, a nie chciał aby wyprosili ich ze Starbucksa. Przez kłótnie tych dwóch mieli już bana na kilka kawiarni w różnych polskich miastach, restaurację w Berlinie i KFC na przedmieściach Wiednia.

- Juliuszu, a jak się nazywa twoja ukochana? - zapytał o pierwsze, co przyszło mu na myśl.

- Ludwik Spitznagel, przyjacielu - wyrzekł dumnie Słowacki.

Napoleon Stanisław Adam Feliks Zygmunt Krasiński wytrzeszczył swoje niebieskie wodniste oczy, a Adam Bernard Mickiewicz zakrztusił się mrożoną frappe, którą właśnie siorbał. Żaden z nich nie podejrzewał Julka o związek z mężczyzną przez jego dawne uczucie do Ludwiki Śniadeckiej. No, może starszy z nich, ale on tylko w kłótniach wyzywał go od 'pedałów'. Ale to się chyba nie liczy.

- Przecież ty nawet homo nie byłeś! - asystent pana Fredry nie wierzył własnym uszom. - Jak to,​ kiedy,​ co?

- Tak jakoś wyszło - tekściarz wzruszył ramionami. - I kto tu jest przegrywem, karakanie? Wychodzi na to że ty, bo słyszałam o twojej kłótni z Celiną. Fejs twojego brata to złoto, a te anegdoty na twój temat — bezcenne. Chyba kupię mu czekoladę za nieświadomą pomoc w wymyślaniu wyzwisk i obelg na mojego ulubionego Litwina - dodał z przekąsem.

- Wiesz co to znaczy, Adam? - spytał go cicho blondyn. - Jeżeli teraz nazwiesz go pedałem, to może cię oskarżyć o brak tolerancyjności. To daje ci jedno wyzwisko mniej.

Niezwykle niekontent Adaś wstał od stolika i spojrzał na Słowackiego wilkiem.

- Jeżeli panny cię nie chcą nadobne,
weź sobie chłopaka czy tym podobne.
Homofobem jam nie jest wcale,
więc nie nazwę cię per "pedale",
lecz wiedz, że darzę cię antypatią głęboką,
bo twa obecność jak sól mnie na oko.
A teraz żegnam panów uprzejmie,
bo pranie w domu się samo nie zdejmie.

- Jedyne co umiesz ze społecznych kontaktów?
Zwyzywać rozmówcę bez stylu i taktu.
Lecz twe obelgi tu nie działają,
bo głupie, więc tylko po mnie spływają.
Zygi potwierdzi, żeś prostak i cham
co nic nie umie rozwiązać sam,
a dobra, konstruktywna krytyka
działa na ciebie jak płachta na byka.

Po tej improwizacji nieco zmarnowany rywal Ukraińca opuścił lokal, trzaskając drzwiami nieco mocniej, niż nakazuje to przyzwoitość. Dwójka pozostałych we wnętrzu przyjaciół spojrzała po sobie z dezorientacją. Pogawędzili jeszcze chwilkę, młodzieniec pieszczotliwie zwany Zygmusiem dopił swój sok i razem opuścili mekkę każdego hipstera, jaką jest Starbucks.

💮

- Frysiaaa, a pokaż fotki z tego Paryża…

- Frycusiu, a widziałeś wieżę Eiffla?

- Piękny kawalerze, a jaka pogoda cię tam powitała?

- A próbowałeś makaroników? Dobre są, Frycek?

Jego dwie siostry zalewały go akurat wodospadem pytań — wrócił właśnie ze służbowej podróży do Paryża. Jego rodzice aktualnie wybyli w odwiedziny do jednego ze znajomych nauczycieli Mikołaja, więc jakby nie patrzeć, był skazany na swoje rodzeństwo.

- Zdjęć nie robiłem, widziałem, akurat lał deszcz, a makaroniki nawet nam przywiozłem - potarł lekko skronie, gdyż naszedł go lekki ból głowy. - Nieważne, co u was? Coś ciekawego się stało?

- Nic takiego. Byliśmy ostatnio na cmentarzu, zasadziliśmy u Emilki krzaczek róży, czerwonych, takich jakie lubiła najbardziej - uśmiechnęła się smutno Ludwika. - Babcia i dziadek przesłali nam kartkę z życzeniami dla Izy, trochę spóźnioną, ale liczy się gest, nie? Są na jakiejś wycieczce, jak zawsze.

- W Szwajcarii, czy gdzieś… -​ uzupełniła młodsza z nich. - Właśnie, Frysia, pokaż te ciacha! Narobiłeś mi smaka, mam nadzieję że są dobre.

Chopin westchnął rozbawiony (tylko czekał na to, kiedy siostry upomną się o pamiątki) i sięgnął do plecaka. Wyciągnął podłużne bordowe opakowanie z białymi grawerunkami i położył je na stole.

- Otworzymy to jak rodzice wrócą, dobra? Nie mam zamiaru się tłumaczyć, dlaczego z obiecanych wypieków zostało puste pudełko. Nie chcę tego znowu przerabiać, nie ma tak!

Na to stwierdzenie zarówno Ludwika, jak i Izabella wybuchnęły radosnym, dziewczęcym śmiechem. Pianista już miał zamiar uraczyć je jakąś anegdotą z podróży (jak na złość, zawsze wracał bez zdjęć i z opowieściami w kieszeni), gdy nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Najstarsza córka państwa Chopin udała się, by wpuścić gościa (albo gości), a młodsza stwierdziła że to pewnie rodzice.

Toteż oboje rodzeństwa zdziwił okrzyk Ludwiki.

- Piękny kawalerze, ktoś do ciebie!

Fryderyk, z lekka zdziwiony, pofatygował się do przedpokoju i minął po drodze siostrę, która jakoś dziwnie się uśmiechała. Zbagatelizował to, a spojrzawszy na tego, kto go odwiedził, zamarł w miejscu.

- Chopin, ja cię uwielbiam, ale kiedyś cię zamorduję.

Autorem tych słów był nie kto inny, jak słynny Ferenc Liszt we własnej osobie.

[A/N] Uwielbiam pisać tego typu wierszyki. XD

Pytania, teorie spiskowe, zażalenia, wskazania błędów tudzież wyrazy uwielbienia Ferenca?

Mam nadzieję że oczy wam nie wypłynęły po tych wyzwiskach made by wieszcze narodu, żegnam! ❤️

Kurtosze i rapsodie || Lisztin Modern! AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz