🌸 Rozdział VI 🌸

772 86 94
                                    

Fryderyk stanął jak wryty. Liszt był zdecydowanie ostatnią osobą, którą spodziewał się zobaczyć. Nie powiedziałby że jest zawiedziony obecnością przyjaciela, wręcz przeciwnie, zszokowało go to w miły sposób, jak wygrana na loterii. Ale czemu przyjechał tu, do Żelazowej Woli i to bez uprzedzenia?

Podczas gdy pytania atakowały artystyczny umysł Chopina, do obu pianistów podeszła Ludwika i zlustrowała brata wzrokiem. Nadal stał jak przysłowiowy słup soli lub jak rażony wyjątkowo mocnym piorunem. Pomachała mu dłonią tuż przed twarzą, a kiedy nie zareagował, odwróciła się do drugiego z nich.

- Wybacz mu, chyba lekko go zaskoczyłeś. Zawiesił się. Nieważne, Ferenc, co cię tu sprowadza?

- Autobus - widząc podniesioną ironicznie brew dziewczyny, postanowił wyjaśnić jej całą sprawę i tak też uczynił.

- Czyli trzy czwarte świata myśli, że wy dwaj jesteście razem, ale wy się tylko przyjaźnicie i teraz musicie to odkręcić? Nieźle - uśmiechnęła się do młodszego pobłażliwie.

- JAK TO ŻE MY JESTEŚMY RAZEM, JA O NICZYM NIE WIEM! - ocknął się Polak. - Naprawdę?

Ferenc nie odpowiedział, tylko z kamienną ekspresją twarzy wyciągnął z kieszeni bluzy telefon i wstukał coś na wyświetlaczu. Po chwili odwrócił go tak, żeby jego przyjaciel mógł zobaczyć to, co prędzej czy później by odkrył.

- Ludzie są dziwni - Izabella zajrzała bratu przez ramię i zobaczyła mnóstwo fanartów z zakochanymi Fryckiem i Ferencem w roli głównej. - Ale dziwniejsze jest to, że ty takie rzeczy trzymasz w galerii, Liszt.

Na te słowa oboje spłonęli rumieńcem. Co jak co, ale Iza potrafiła wprowadzić całe towarzystwo w konsternację łamaną na zakłopotanie jednym nietrafionym zdaniem.

- Iza, przestań - uratowała ich starsza z sióstr. - To była demonstracja tego, co siedzi teraz w internecie. Napijesz się czegoś, Ferenc?

- Nie, podziękuję.

Na nieszczęście (lub szczęście, nie potrafił stwierdzić), minutę później w rękę został mu wręcz wciśnięty kubek z ciepłą herbatą z cytryną. Widać Ludwika brała polską tradycję gościnności zbyt poważnie.

- Ludwika, spokojnie. Nie musisz tak szybko pozbywać się tego naczynia, zachowujesz się jakbyś trzymała w dłoni ludzkie serce! - zaśmiał się na ten widok Fryderyk. - Chyba nie masz wyboru, Lisztu. Wypij to po prostu. Jeżeli nie chcesz żeby wcisnęły ci ciasto, kolację i nie wiem co jeszcze, to może skoczymy na spacer po mieście, wtedy to omówimy - dodał szeptem.

Węgier przystał na propozycję starszego z nich i już po pięciu minutach włóczyli się powoli po okolicy domu chłopaka. Był wieczór, tak więc byli jedynymi osobami w okolicy.

- To wszystko przez jedno głupie przezwisko! Nie no, powiesz jedną rzecz i od razu rzucają się na ciebie z podejrzeniami! Witamy w dwudziestym pierwszym wieku, mamy kawę, ciasteczka i zero prywatności! - bulwersował się blondyn, gestykulując żywo. - Piękny kawalerze, czemu ty się nie irytujesz? Większość populacji Twittera i tym podobnych żyje hasłem "Lisztin = love forever"!

- Spokojnie, wszystko da się zrobić. Wyjaśnię to na spokojnie - Polaka bawiła furia Ferenca.

Jakby chcąc potwierdzić swoje słowa i swoją rację, wyjął telefon i zalogował się na Twittera. Jak zwykle powitał go nieco denerwijacy spam, ale od razu zaczął pisać nowego tweeta. Po chwili skończył, postawił na końcu kropkę (przebywanie w towarzystwie Słowackiego, Mickiewicza i Krasińskiego wyczuliło go na błędy ortograficzne i interpunkcyjne) i opublikował tekst wyjaśnień.

Kurtosze i rapsodie || Lisztin Modern! AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz