💮Rozdział I💮

1.2K 90 98
                                    

Do jego uszu dobiegły ostatnie dźwięki fortepianu dochodzące z komputera ekipy produkcyjnej. Nieczęsto przyznawał to sam przed sobą, ale na serio dobrze wyszedł mu ten utwór. Po chwili jego manager zaczął klaskać, serdecznie się uśmiechając.

- Graj tak dalej, a pierwsze miejsca list przebojów będą twoje na wieki wieków! Naprawdę masz talent, Fryderyku! Zygmuncie - zwrócił się do swojego asystenta - przynieś mi kawę.

Młodzieniec zwany Zygmunt (czy tam Napoleonem, miał w końcu aż pięć imion) szybko udał się po rzeczony napój dla swojego pracodawcy. Natomiast Aleksander Fredro po ojcowsku uściskał Chopina, poklepując go po plecach. Widać było, że jest dumny z chłopaka.

- I WIDZISZ, KARLE, TE EPITETY JEDNAK SĄ DOBRE!

Do uszu wszystkich zebranych dobiegł krzyk bruneta z wąsem stojącego w progu z dumną miną. Każdy z osobna (oprócz wąsacza i jego towarzysza) westchnął cierpiętniczo, ponieważ kłótnie tych dwojga nie dość że szargały nerwy niewinnych ludzi, to były na porządku dziennym. Ale z drugiej strony, nigdzie nie znalazłbyś lepszych tekściarzy…

- SAM JESTEŚ KARŁEM, METRA OSIEMDZIESIĄT NAWET NIE MASZ! - odpyskował niższy, ale starszy z nich.

- PRZEPRASZAM, CO MÓWISZ, ADAMIE? NIE SŁYSZAŁEM, ZA NISKO JESTEŚ!

- NIE SŁYSZAŁEŚ, BO PO PROSTU SIĘ STARZEJESZ, SŁOWACKI!

- UUUUU, PRZECIEŻ JESTEM MŁODSZY O DEKADĘ, ALZHEIMER CI WE ŁBIE MIESZA!

- Panie Fredro, mam tę-

Krasiński zatrzymał się w progu, lekko skołowany. W ręce trzymał kubek z podobizną Freddiego Mercury'ego, pełen gorącej czarnej kawy z cukrem. Takiej, jaką manager kompozytora lubił najbardziej.

- Oni znów się kłócą? - zapytał, podając naczynie szefowi, który tylko kiwnął głową.

- Mhm. Jak zawsze.

Tymczasem Fryderyk zbliżył się nieco do obu poetów, zachowując przy tym bezpieczną odległość od centrum konfliktu.

- Adam, Juliusz, nie kłóćcie się, proszę! Możecie przecież rozwiązać to pokojowo!

Nikt obecny, z nim samym włącznie, nie wierzył w to, co właśnie powiedział. Mickiewicz i Słowacki załatwiający coś pokojowo i bez obrażania tego drugiego w wierszach lub dramatach? Brzmi jak dobre science fiction.

Poza samymi tekściarzami, nie znalazłbyś człowieka, który dokładnie wiedziałby, o co im dokładnie poszło. A zaczęło się od tego, że ojczym Juliusza konstruktywnie skrytykował tekst jednej z piosenek, na to Adam strzelił focha i obraził go w swojej książce, na dodatek uśmiercając go na koniec.

Młodszy z nich, jak można się domyślić, był tym wysoce urażony i podjął rzuconą mu rękawicę. I od tamtej pory obrażali się na każdym kroku, jak i w tekstach Frycka.

- Pokojowo? - czarnowłosy uniósł dość cienką brew. - Ja? I on? Wybacz mi, Frysia, ale nie zniżę się tak bardzo, żeby pogodzić się z tym litewskim bardem, sorki.

- Litewskim bardem? Wypraszam sobie, Ukraińcu! Wybaczcie, ale Celina czeka na mnie przed budynkiem. Jedziemy na randkę. Jak szczęśliwa para - patrzył rywalowi prosto w oczy, wiedząc o jego statusie singla. - Panie Fredro, następny tekst będzie gotowy niedługo. Do zobaczenia.

I wyszedł, pozostawiając za sobą nieprzyjemną atmosferę. Aleksander i jego asystent wyszli z pokoju, a za nimi ekipa od nagrań. Musieli pomyśleć nad całokształtem dopiero raczkującej płyty, a pianista sam polecił im to zadanie (złapał bowiem pewnego rodzaju artblocka).

- Naprawdę nieuprzejmie cię potraktował, Julek - kompozytor położył mu rękę na ramieniu. - To nie twoja wina, że jeszcze nie masz dziewczyny.

- No. Przegryw ze mnie - spuścił smętnie głowę. - Muszę się z nim zgodzić w tej kwestii, jestem modelowym forever alone.

- Nie mów tak! - jego przyjaciel miał za dobre serce, żeby bezczynnie tego słuchać. - Mogę Ci pomóc, tylko powiedz, znasz może kogoś takiego jak Ludwik Spitznagel?

Brunet ożywił się nieco na dźwięk nazwiska swojego drugiego najlepszego przyjaciela. Tylko co Ludwik miał wspólnego z tą sprawą?

- Znam przecież, o co chodzi?

Fryderyk tylko tajemniczo się uśmiechnął.

💮

-… i właśnie dlatego uważam, że musimy ci kogoś znaleźć, bro!

Tymi słowami Robert Schumann zakończył swój nieco przydługi wykład na temat tego, że jego przyjaciel powinien być w związku. Fakt, jego argumenty były dosyć solidne, ale czy sam zainteresowany dał się przekonać… Eufemizując, nie za bardzo.

- Schumann, ja cię uwielbiam, ale czemu twierdzisz, że nawet jeden segment Came From Vienna nie może być singlem? Rozumiem że ty, Felek i Hector macie już drugie połówki, ale ja jeszcze nikogo takiego nie znalazłem… No i jestem najmłodszy tutaj, mam czas!

- Ale ja poznałem Klarę dobre kilka lat temu! Na lekcji muzyki z jej ojcem, ach, pamiętam jakby to było wczoraj… - rozmarzył się brunet. - Nieważne, a Felix i Hector to modelowy przykład tego, że można sobie kogoś znaleźć nawet w najbliższym otoczeniu!

Jak bardzo chciał się kłócić z Schumannem, tak nie mógł. Ten człowiek miał w sobie za dużo optymizmu i zawziętości, a jeżeli dorzucić do tego jeszcze jego zdolności do, ekhm, swatania… Ferenc miał, krótko rzecz biorąc, przekichane.

- Wybacz mi, Lisztu, ale zgodzę się z przyjacielem Robertem. Poważnie, byłeś w związku raz, w wieku szesnastu lat i to ze starszą o sześć lat kobietą! Rozumiem wszystko, ale możesz się czuć odseparowany od nas, wszystkich w związkach…

- Nie czuję się, jak ty to ująłeś, odseparowany, Hectorze. Spoks, nie przejmujcie się, nic mi nie będzie! Najwyżej skończę ze stadem kotów, tfu! - zaśmiał się szczerze. - A jak chodzi o towarzystwo, nie bój się o mnie, mam jeszcze Fryderyka.

Mina Berlioza i siedzącego tuż obok niego Mendelssohna utwierdzały go w przekonaniu, że jako świeżo upieczona para weszli w tryb parowania wszystkiego, co się rusza. Obaj uśmiechnęli się do Węgra sugestywnie, poruszając brwiami.

- Fryderyka? - wyszczerzył się Felix.

- Masz go? - dokończył starszy z nich.

- Jesteście niemożliwi, chłopy. Ja i Chopin jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi, nic więcej!

- U Hectora i Felka też się tak zaczęłooo… -​ pochłonięty wymianą wiadomości z Klarą Robert wtrącił się do rozmowy.

Liszt ukrył twarz w dłoniach, wziął kilka głębokich wdechów i spojrzał na muzyków kolejny raz.

- Przypomnijcie mi, czemu ja ciągle się z wami zadaję?

- Bo uwielbiasz swoich utalentowanych kolegów, nie chcesz aby Came From Vienna się rozpadło, masz poczucie odpowiedzialności za naszą ekipę i tym podobne - wyrecytował płynnie chłopak Berlioza.

- Zapomnijcie, że pytałem, załamujecie mnie. Idę dzwonić do Fryderyka.

- Tylko uważaj, George chyba też ma na niego ochotę, ehehe… -​ rzucił mu na odchodne Robert.

I mimo że zarzekał się o tym, że Polak jest dla niego tylko przyjacielem, poczuł w swojej muzykalnej duszy iskrę niepokoju. Szybko jednak zdusił ją myślą, że zapyta o wszystko Chopina, jak tylko się do niego dodzwoni.

[A/N]  Obiecałam, to macie. Mam nadzieję że miło się czytało, jeżeli są błędy to proszę o wskazanie ich i takie tam…
Zapraszam też do uczestnictwa w klubie Lisztomaniaków, info macie na mojej tablicy ❤️

Dziękuję za czytanko, do następnego rozdziału!

Kurtosze i rapsodie || Lisztin Modern! AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz