💮 Rozdział XIII 💮

476 52 27
                                    

— Kurka wodna!

Fryderyk ledwo powstrzymał się od uderzenia czołem o te przeklęte klawisze przeklętego fortepianu. Czwarty raz próbował zabrać się za ten trudniejszy fragment, ale był dzisiaj jakiś rozkojarzony, jakby zaraz miało stać się coś przełomowego, niepokojącego, cokolwiek takiego… Cóż, nie sprzyjało to zbytnio jego twórczości, a tym bardziej chęci perfekcyjnego wykonania utworu. I to za pierwszym razem!

Rozprostował nieco palce, które strzeliły lekko, jakby chciały protestować i wręcz mówić mu, żeby zrobił sobie przerwę bo, do diaska, prędzej sobie w tym stanie ręce połamiesz, a wtedy nie będzie tak miło i fajnie. A kimże był żeby nie ochronić się przed taką poważną kontuzją?

Wyszło na to, że miał niesamowite wyczucie czasu. Po chwili, kiedy dopiero co układał się wygodnie na sofie, z jego telefonu dobiegł irytujący dźwięk powiadomienia-dzwoneczka oznajmiającego mu, że ma nową wiadomość. Nie sądził, żeby była od Liszta (błagam, była czwarta po południu z minutami, Ferenc lubił wtedy poćwiczyć swoje karkołomne kompozycje, to elementarna wiedza… Okej, brzmiał jak stalker. To chyba niedobrze), więc drugą najprawdopodobniejszą opcją był piszący do niego Juliusz.

Nie pomylił się; Słowacki wysłał mu jakiś link i dopisał krótkie "co się dzieje, hm", czyli to musiało być albo związane z jego życiem, albo wybitnie ciekawym tumblrowym poematem o żabach czy innych oposach. Obstawiał na to drugie, więc tym bardziej zdziwił się, kiedy zapoznał się z treścią, jak się okazało, postu dokładnie relacjonującego to, kim była ostatnio widywana z Lisztem kobieta. Jego była.

Jego była, do której najprawdopodobniej mógł wrócić.

Co jak co, ale tamci teoretycy mieli nosa do takich spraw, i to naprawdę czułego. A dla Chopina taka możliwość nie wyglądała za dobrze; błagam, kto chciałby żeby jego obiekt westchnień nagle wrócił do swojej ex?

💮

Juliusz zamknął za sobą drzwi do pokoju, mimo że w domu nie było nikogo poza nim. Potrzebował uczucia pewnej izolacji, chciał być w tej chwili sam, żeby dokładnie wszystko przemyśleć. Wyciszony telefon odrzucił na stojący przy małej biblioteczce szmaragdowozielony fotel, a sam opadł na krzesło przy biurku i westchnął.

Miał mętlik w głowie, pytania wirowały mu przed oczami, jedno obok drugiego, i jedno od drugiego bardziej skomplikowane w swojej istocie.

Czy z Ludwikiem wszystko będzie w porządku? Nic sobie nie zrobi, prawda? Nie mogłem od razu mu powiedzieć i oszczędzić mu bólu? Czy to nie była próba zamaskowania czegoś? Ale czego? Co powinienem zrobić? Czy ja naprawdę stwierdziłem w myślach że A- Mickiewicz nie jest wcale takim starym, paskudnym dziadem?

Czemu przyszedł mi na myśl akurat teraz? Nie powinienem skupić się na uczuciach, i to takich niezbyt platonicznych? Czy Fryderyk wie już, co z tym węgierskim Casanovą i tamtą panną? A jeśli coś będzie na rzeczy?

Czekaj.

Słowacki wyprostował się gwałtownie na swoim siedzeniu, jakby miał na plecach małe sprężynki. Coś do niego dotarło.

C z e k a j.

Definitywnie coś niepokojącego, na tyle że zapomniał na moment o Spitznagelu. Nic nie poradzi na to, że wciągnął się w misję "Węgier i Szopa". Może to i dobrze?

Prawdopodobnie już wyświetlił, więc już ogarnął, więc pewnie jest skofundowany. Skofundowany człowiek może robić dziwne rzeczy. Dziwne rzeczy, znaczy nieprzewidziane rezultaty. Znaczy możliwość, że skopie to wszystko dramatyzowaniem (to moja rola, a nie!), fochem, albo będzie tak… Chopinowsko naiwny, że po prostu o to spyta. Bezpośrednio. Tak, to najbardziej prawdopodobne.

Kurtosze i rapsodie || Lisztin Modern! AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz