💮 Rozdział IX 💮

718 71 32
                                    

- Cholera, cholera, cholera...

Juliusz przewrócił oczami z rezygnacją. Jego dobry przyjaciel aktualnie znajdował się w emocjonalnym dołku przez to, że przed chwilą zrozumiał że kocha Ferenca Liszta. Wąsaty młodzieniec nie do końca rozumiał czemu, u diabła, to wzniosłe uczucie nie przyniosło Fryckowi radości, tylko pierwsze stadium załamania nerwowego.

- Spokojnie, Chopin. To normalne, każdy może się zakochać w swoim przyjacielu… - poklepał go po ramieniu uspokajająco. - Nie dziwię się w sumie, patrząc obiektywnie, to Liszt jest całkiem, całkiem…

Fryderyk spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Wcale mnie nie pocieszyłeś, Słowacki! Przecież on ma całe tłumy wielbicielek polujących chociaż na papierek po Snickersie, którego przed chwilą zjadł! - złapał się rękoma za głowę. - To się nie dzieje, jestem przegrywem, Ferenc jest przecież hetero, wszyscy zginiemy, to nie wypali, kierowca autobusu wstanie i zacznie klaskać, Liszt pewnie znajdzie sobie dziewczynę i skończą w pięknej willi na Karaibach z trójką dzieci i świnką morską, a ja ze stadem kotów pod mostem czy gdzieś! Przytul mnie, umieram.

Tekściarz zrobił to, o co prosił go Fryderyk, nadal trawiąc jego chaotyczną, acz dramatyczną przemowę. Okej, czyli nie możemy działać po dobroci, pomyślał.

- FRYCUSIU, WEŹ SIĘ W GARŚĆ! Jesteś świetnym facetem, a poza tym nie ma gwarancji, że Ferenc cię nie pokocha, ogarnij się! - potrząsnął nim, trzymając go za ramiona. - Mówię ci, wy jeszcze będziecie razem, czuję to!

- Wieszcz narodu się znalazł, pff.

- Super, przyznałeś że mam rację, a to dobry początek! I nie przeżywaj tego jak mrówka okresu, wszystko się ułoży i będzie gites, picuś glancuś, mucha nie siada, co tam chcesz! - podsumował z entuzjazmem brązowooki. - Miłość zawsze wygra, chyba że jesteś bohaterem jakiejś Szekspirowskiej sztuki. Wtedy zostaje Ci tylko cykuta. Na całe szczęście nie żyjemy w żadnej książce, to jest prawdziwe życie!

Chcąc nie chcąc, wargi Fryderyka ułożyły się w promienny uśmiech. Jednak Juliusz umiał go pocieszyć jak nikt inny. Nagle, gdy patrzył na twarz starszego chłopaka, doznał pewnego rodzaju olśnienia.

Poczuł się jak straszny egocentryk. Cały wieczór rozmawiali praktycznie tylko o nim, a biednemu Słowackiemu nie poświęcił ani grama atencji! Musiał to teraz naprawić, innej opcji nie miał.

- A jak tam u Ciebie i Ludwika? Jak wam się układa, co?

- Gładka zmiana tematu, nie ma co. Szczerze, to jest świetnie. Kilka dni temu byliśmy w kawiarni, podyskutowaliśmy o literaturze, pośmialiśmy się i wypiliśmy gorącą czekoladę. Powiedz, może być lepiej?

- Zawsze może być lepiej. Ale… Nie chcę cię urazić ani nic, tylko to brzmi… Jakbyście byli tylko przyjaciółmi…?

Wyraz twarzy Słowackiego zmienił się nieznacznie, a on sam lekko przygryzł dolną wargę. Nie chciał się do tego przyznać, ale jego własny umysł zalewał go tymi wątpliwościami które, co gorsza, były uzasadnione. Przecież w pewnym sensie bawił się uczuciami Spitznagela…

- Czemu tak myślisz? - zdołał jedynie mruknąć i utkwił spojrzenie przepełnione ciekawością we Fryderyku.

- Juliusz, wiem jak to jest, bo sam Ci to zasugerowałem. Nie wiem, skąd wziął mi się ten pomysł, ale chyba wypaliło, ty nareszcie jesteś w związku, a zakochany w tobie Ludwik w końcu jest szczęśliwy - wyjaśnił mu spokojnie pianista. - A co do samej relacji między wami, to chyba znajduje się tam pewna sztuczność, taka nienaturalna pustka. Nie jestem pewien, jak długo to przetrwa, Julek.

Kurtosze i rapsodie || Lisztin Modern! AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz