[18]

102 16 2
                                    

Przez resztę drogi nie odzywali się do siebie ani słowem. Inseo w spokoju jadła swoją przekąskę, a chłopak uważnie obserwował drogę, chcąc bezpiecznie zawieść dziewczynę do domu. Wiedział gdzie mieszka. Znał tą trasę na pamięć. Inseo zapewne nie miała nawet siły, aby zorientować się, że Changbin ani razu nie zapytał jej o adres. Była po prostu zmęczona...Całą swoją uwagę skupiła na przekąsce, która z każdym kolejnym gryzem stawała się coraz bardziej trudna do przełknięcia.

Chłopak zauważając dobrze znaną okolicę zjechał na chodnik, gasząc silnik. Inseo dalej wpatrywała się w swój posiłek, jakby w ogóle nie przejmując się tym, że są na miejscu i w końcu może znaleźć się w swoim mieszkaniu. Ułożyć się spać i zapomnieć o całej sprawie, jakby to wszystko było tylko nierealistycznym snem. Ale ona dalej tam siedziała. Siedziała i w ciszy spożywała owinięty w liść wodorosta bibimbap. Changbin obrócił się w jej stronę, obserwując jak ze skupieniem co jakiś czas bierze małe gryzy swojej kanapki. Miał wrażanie jakby specjalnie przedłużała ta chwilę. Jakby wcale nie chciała wychodzić z auta. Jakby chciała z nim zostać...

-Smaczna?-zapytał przerywając cisze panującą miedzy ich dwójką.

Inseo kiwnęła przecząco głową, biorąc kolejny gryz przekąski. Jej oczy były przekrwione od płaczu, który jeszcze kilka minut temu wylewał się z nich strumieniami, pozostawiając za sobą wyschnięte ślady łez na jej zaczerwienionych policzkach. Chłopak zaśmiał się na jej odpowiedź. Wpatrywał się w profil dziewczyny w myślach zastanawiając się, czy on jako pierwszy był świadkiem okazania przez Inseo swojej słabości...Nikt z nas nie jest niezniszczalny. Po prostu niektórzy potrafią to dobrze ukryć, udając, że są silni, że nie potrzebują pomocy innych...Każdy potrzebuje. Nie ma wyjątków.

-Moi rodzice są pracoholikami.-zaczął, obserwując reakcję dziewczyny, która wydawałaby się jakby wcale go nie usłyszała. Dalej jadła swój posiłek, jakby to w tym momencie było dla niej najważniejsze...Jakby tylko to jej pozostało.-Od od małego byłem w ich oczach tylko niewolnikiem, musiałem robić wszystko co sobie zażyczyli. Nauka była dla nich najważniejsza. W moim życiu nie istniało nic poza książkami. Kiedy oni zajmowali się swoimi obowiązkami, ja musiałem zarywać całą noc by jak najlepiej napisać test z matematyki. Dzień w dzień słyszałem te same pytania. Co dostałem z koreańskiego? Jak mój kolega mógł dostać wyższą ocenę? Dlaczego nie nauczyłem się na piątkę tylko czwórkę? Nie interesowało ich co u mnie...Jak się czuję...Ważna była tylko ta przeklęta szkoła i stopnie. Za każdym razem gdy mi nie poszedł sprawdzian ojciec powtarzał, że do niczego się nie nadaję...Że jestem nikim.-mówił, a jego głos z każdym słowem zaczął się ściszać. Nie mógł się teraz rozkleić...Odkaszlnął głośno, kontynuując.- 3 lata temu wyprowadziłem się z domu. Chociaż lepszym określeniem na to byłaby ucieczka...Znienawidziłem ich. Miałem dość. Przez całe życie wysłuchiwałem obelg, krzyków, że jestem zerem i nic w życiu nie osiągnę...Zaczynałem w to wierzyć, wiesz? Zaczynałem wierzyć w to, że jestem bezużyteczny...Ale wtedy spotkałem Chana. On pozwolił mi uwierzyć, że mam po co walczyć. Dał mi cel. Pomógł mi się podnieść. Razem walczyliśmy...I walczymy do dzisiaj.-powiedział, uśmiechać się na wspomnienie chłopaka, który 3 lata temu go uratował...

Dziewczyna od jakiegoś czasu wpatrywała się w profil chłopaka. Z uwagą słuchała każdego wypowiadanego przez niego słowa. Było jej przykro. Czuła się winna, że nie była w stanie mu pomóc. Że nikt mu nie pomógł...

-Co się stało później?-zapytała przerywając ciszę panującą między ich dwójką. Changbin spojrzał na nią wyrwany z transu, musząc jeszcze raz w głowie przeanalizować sobie zadane mu pytanie.

-Zadzwonili na policję. Zgłosili zaginięcie dziecka...Nie byłem jeszcze pełnoletni, ale nie mogłem tam wrócić, po prostu nie mogłem...Sam zgłosiłem się na komisariat. Chan uznał, że to będzie najrozsądniejsze wyjście. Cały czas mi powtarzał, że jest ze mną, że mnie nie zostawi, że razem przez to przejdziemy...

***

Młody chłopak przemierzał kolejne metry w zimną, jesienną noc. Chłodny wiatr owiewał jego bladą twarz, ale nie zwracał uwagi na coraz bardziej zmniejszającą się temperaturę powietrza. Szedł dalej co jakiś czas kopiąc kamień plątający się pod jego stopami. Rzeka Han wyglądała o tej porze wyjątkowo pięknie. Changbin chcąc odpocząć od ciągłej podróży podszedł do barierki, wpatrując się w obraz panoramy miasta, który się przed nim rozciągał. Był piękny...Mimo późnej godziny miasto nadal tętniło życiem z daleka wyglądając jak różnokolorowe świecące się punkciki. Wpatrywał się w piękno, którego wcześniej nie był w stanie zauważać. Miał dość...Dość tego, że każdy oczekuje od niego perfekcji, bycia najlepszym...Nie był taki. Był nikim. Nie chciał tak żyć. Nie chciał być bezużyteczny...Miał ochotę z tym wszystkim skończyć.

-Ahh...Zimno, prawda?-usłyszał głos po swojej prawej stronie.

Przeniósł wzrok na średniego wzrostu blondyna, opierającego się o barierkę. Patrzył przed siebie, a na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Changbin nie mając ochoty na jakąkolwiek konfrontację, po prostu odwrócił wzrok mając nadzieję, że nieznajomy prędzej czy później sobie pójdzie, zostawiając go w spokoju.

-Jestem Chan.-powiedział chłopak, wystawiając przed siebie swoją dłoń. Changbin przeniósł wzrok na gest nieznajomego, nie wiedząc jak powinien zareagować.

-Changbin...-mruknął pod nosem, ostatecznie nie odwzajemniając gestu chłopaka, ponownie przeniósł wzrok na panoramę miasta.

-Co robisz tu o tej porze?-zapytał, z powrotem opierając swoje łokcie na barierce.

-Uciekłem z domu.-powiedział Changbin, nawet nie zastanawiając się nad słowami, które wypłynęły z jego ust. Chłopak wyglądał na jego rówieśnika, miał gdzieś co o nim pomyśli...Miał już wszystko głęboko gdzieś. Jedyne o czym teraz marzył to odpoczynek. Święty spokój.

-Dlaczego?-dopytał.

Changbin zacisnął swoje dłonie w pięści. Z każdą chwilą irytował się coraz bardziej.  Przyszedł tu, aby w końcu odpocząć. Chciał zostać sam...Chciał to wszystko zakończyć raz na zawsze! Dlaczego ktoś musi mu w tym przeszkadzać...

-Nie wiem! Jestem rozwydrzonym gówniarzem, który nie docenia tego co ma! Jestem nikim, okej!? Dlatego uciekłem! To chciałeś mi powiedzieć?! Że to moja wina!? Nie zgrywaj dorosłego...Nie wiesz kim jestem! Nie wiesz przez co przeszedłem! Nic kur*a nie wiesz!-krzyczał wymachując rękami.

Jego oczy stawały się coraz bardziej wilgotne od zbierających się łez, ale miał to gdzieś. Chciał po prostu zniknąć...Tylko tego w tym momencie pragnął. Ostatni raz popatrzył na nieznajomego po czym jedną nogą przekroczył barierkę, kurczowo trzymając się poręczy. Stanął na murku, spoglądając w dół. Łzy swobodnie skapywały z jego zaczerwienionych policzków, kończąc swoją drogę porwane przez fale rzeki Han. Piąstki były blade od odcięcia dopływu krwi, a serce biło jakby zaraz miało wyskoczyć z klaki piersiowej. Nie był pewien czy tego chce...Czy powinien...Ale miał dość. Miał dość wmawiana sobie, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży...Miał dość.

-Przegrywają ci, którzy nawet nie próbowali walczyć...

-Gówno prawda!-krzyknął w przestrzeń. Jego wzrok był wbity w taflę wody. Nic go już nie mogło uratować...Już jest za późno...-Nawet nie wiesz ile razy próbowałem...Ile razy się starałem żyć jak wszyscy...Nic mi już nie pomoże! Jestem zerem, rozumiesz?! Jest za późno...-krzyczał, a uścisk jego prawej dłoni zelżał.

-Nigdy nie jest za późno!-krzyknął chłopak, podchodząc krok bliżej barierki.

-Co ty możesz wiedzieć?!-Jego policzki były wilgotne od spływających łez, a głos z każdą chwilą coraz bardziej się załamywał. Dłonie, które usilnie próbowały utrzymać go przy życiu robiły się coraz słabsze...-Nie przeżyłeś tego co ja musiałem znosić dzień w dzień...Nie wiesz jak to jest być popychadłem własnego ojca! Nie wiesz jak to jest! Tak już musi być...-szepnął, a jedna z jego dłoni zawisnęła bezwładnie wzdłuż jego zmarzniętego ciała.

-Może i nie wiem...Ale wiem, że nie musisz tego robić...Co ludzie nazywają losem jest przeważnie tylko ich własną głupotą...Nie rób tego.-powiedział pochodząc kolejne kilak kroków bliżej barierki. Złapał za ramię Chagbina, zaciskając na nim swoją dłoń.-Nie musisz...

***

In the fight for tomorrow (Stray Kids)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz