7

623 42 21
                                    

Następnego dnia cały czas czułam zmęczenie. Być może, a nawet na pewno, było to spowodowane tym, że w nocy praktycznie nie spałam. Pogodziłam się z myślą, że wyglądam gorzej niż fatalnie, już z samego ranka, gdy stoczyłam się z łóżka i stanęłam przed lustrem. Po szkole włóczyłam się, że tak to ujmę, bez sensu. Każda lekcja nie dość, że się dłużyła, to jeszcze sprawiała mi trudność. Jedyną osobą, która była przy mnie, był Caleb. Może nie rozmawialiśmy za dużo, ale mi to w zupełności wystarczało. Parę razy proponował mi napój, którym żyłam od paru dni, ale odmawiałam. W końcu, gdy przed piątą lekcją mnie zapytał, nie wytrzymałam.

— No dobra, daj mi to! — westchnęłam zabierając od bruneta napój. Na jego twarz wkroczył chytry uśmiech.

— Będzie ci lepiej, uwierz mi — puścił mi oczko i odszedł w swoją stronę.

I tak przez następne parę godzin podpijałam coś, od czego byłam już uzależniona. Kryzys nadszedł wtedy, kiedy trzeba było pójść na trening, a mi zabrakło siły. Stonewall upierał się, że nie muszę tam iść, ale ja postawiłam na swoim. Dostałam kolejny bidon pełny wybawienia. Logiczne było to, że dziś byłam najlepsza z całej drużyny. Tak samo było parę dni później. Nawet Samford, który wrócił już cały i zdrowy, nie miał ze mną szans.

— David — zaczepiłam chłopaka, gdy każdy wychodził już do szatni — nie idziesz?

— Nie. Muszę coś jeszcze potrenować z Joe. Idź sama — popatrzył na mnie lekko zdyszany.

Wzruszyłam rękami i poszłam dołączyć do reszty zawodników. Kiedy byłam już przebrana, podeszłam do Caleba patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

— Co? — spytał po chwili. — Znowu chcesz? — kiwnęłam głową twierdząco. — Kobieto, uzależ... nieważne. Masz — rzucił w moja stronę pomarańczowy bidon.

Sprawnie go złapałam, podziękowałam i odeszłam. Ruszyłam w stronę domu, a przy okazji wyciągnęłam telefon. Zaczęłam przeglądać powiadomienia sprzed paru dni. Parę nieodebranych telefonów od Byrona, Davida i... Jude'a? Do tego nieprzeczytane wiadomości od tych samych osób plus mamy.

— Teraz się interesujesz? — syknęłam patrząc na wiadomości od Sharpa.

Wyłączyłam całkowicie urządzenie i poszłam dalej. Nagle przed sobą ujrzałam znajomą sylwetkę. Rozglądnęłam się naokoło, aby jakoś ominąć konfrontacji z znanym mi chłopakiem.

— Yuzuki! — przeniosłam wzrok na biegnącego w moja stronę Tadashiego.

— H-hej Hera! — powiedziałam udawanym, szczęśliwym głosem. Już chciałam go wyminąć, ale on złapał moją rękę.

— Co u ciebie? Nie dawałaś znaku życia i Byron się strasznie martwił — powiedział lustrując mnie wzrokiem.

— Naprawdę? Wiesz zajęta byłam...

— Dzwonił do ciebie — powiedział poważnym tonem, patrząc na mnie trochę podejrzanie.

— Ja... miałam wyłączony telefon, przepraszam — skłamałam drapiąc się nerwowo po karku.

— Przez prawie cały tydzień? — spojrzałam w jego oczy, które uważnie mi się przyglądały, zupełnie jakby chciał mnie przebić na wylot tym spojrzeniem jak jakimś mieczem.

— Dodzwaniał się do mnie taki jeden typek, rozumiesz — szepnęłam, a on przytaknął głową. — Do tego jestem w nowej drużynie i tak jakoś wyszło.

— Nowej? Zmieniłaś szkołę?

— Nie, nie! Tylko po prostu mamy nowych zawodników. Teraz właśnie lecę przygotować parę... taktyk. Na następny mecz, wiesz.

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz