25

219 22 3
                                    

𝙖𝙪𝙩𝙝𝙤𝙧'𝙨 𝙣𝙤𝙩𝙚:
miłego dnia dziecka, kochani <3

Następny dni w szkole mijały spokojnie — zbyt spokojnie. Wróciłam do regularnych treningów, które odbywały się po lekcjach z bólem oczekując aż noga Davida wróci do zdrowia, a przy tym on na boisko. Można by rzec, że im dłużej grałam bez niego tym bardziej przyzwyczajałam się do jego nieobecności na murawie. Chociaż było mi ciężko z myślą, że siedzi na ławce i dokładnie się nam przygląda, z czasem musiałam zaakceptować jego brak. Trenerka Lina w pewnym momencie dała nam wolną rękę. Jakiś czas temu uznała, że dajemy sobie radę i gdy tylko znajdzie więcej czasu, pomoże nam z poszukiwaniami odpowiedniego trenera. Oczywiste było to, że musiała nas w końcu zostawić. Była trenerką Raimona, a nie Akademii Królewskiej, więc to nie my byliśmy jej priorytetem. To była kolejna sprawa, z którą musiałam się pogodzić wbrew mojej woli. Gdy tylko Lina odeszła, dotkliwie poczułam się porzucona. Również mój brat bliźniak, Bryce, zachowywał się jakby wyparował. Moje próby skomunikowania się przez telefon zawsze kończyły się marnie — połączenia telefoniczne pozostawały nieodebrane, a wiadomości szybko zbywane bądź ignorowane. Raz próbowałam nawet porozmawiać o tym z jego ojcem, Dennisem. Otrzymałam współczujące spojrzenie oraz krótką odpowiedź: w szkole Bryce'a toczy się walka o miano reprezentacji Akademii, a on sam jest tym pochłonięty. Podobno ten tytuł stał się jego priorytetem i sam pan Withingale musiał ograniczyć z nim kontakt. Nie pozostało mi nic innego niż wierzyć w to, co usłyszałam. Nie chciałam być zbyt podejrzliwa wobec swojego brata, zależało mi na tym, aby nasza relacja była zdrowa, jednak im dłużej byłam ignorowana, tym bardziej miałam ochotę wpaść do jego szkoły i zmusić go, żeby osobiście wytłumaczył się ze swojego zachowania. Pozostawała również kwestia Akademii Królewskiej. Z każdym dniem temat mojej zmiany szkoły stawał się coraz bardziej irytujący. Gdybym tu została możliwe, że byłabym szczęśliwa u boku swoich przyjaciół oraz Josepha, który każdego dnia wspierał mnie, mimo niewiedzy o tym, co mnie nurtuje. Irracjonalne byłoby też przepisanie się do szkoły Bryce'a pod wpływem emocji. W pewnym momencie byłam niesamowicie blisko, aby oznajmić moją chęć odejścia od Królewskich moim rodzicom. W porę zrozumiałam, że nie myślę rozsądnie i ostatecznie pominęłam ten temat. Z każdym dniem mojego wahania traciłam godziny, które prawdopodobnie mogłabym spędzić z bliźniakiem. Próbując poukładać sobie cały ten mętlik w głowie, napisałam do osoby, która znała mnie najdłużej ze wszystkich moich przyjaciół. Byron Love był moim ostatnim wybawieniem. 

— Nigdy nie widziałam Byrona — przyznała Misaki, gdy zbliżaliśmy się do głównego wyjścia z budynku Akademii Królewskiej. — A przynajmniej osobiście — dodała.

— Zapomnij, nie spodoba ci się! — zawołał za nią David, który szedł za nami w odstępie razem z Josephem. 

— Tego nie wiesz — odparłam, odwracając się twarzą w jego stronę, aby zasiać w nim nutę niepewności. 

— Błagam, to Byron! 

— Jest niesamowicie przystojny — szepnęłam w żarcie, nie potrafiąc pozbyć się ironicznego wyrazu twarzy. W odpowiedzi usłyszałam głośne westchnięcie Davida i śmiech Josepha. 

Gdy wyszliśmy na zewnątrz powitało nas słońce, grzejące coraz intensywniej ze względu na nadchodzące lato. Jedynym, co je ograniczało były drobne, białe obłoki na niebie oraz budowla Akademii Królewskiej, masywna na tyle, aby rzucić trochę cienia na pobliski teren. W oddali zobaczyłam sylwetkę mojego przyjaciela — czekał, pewnie zniecierpliwiony, aż do niego przyjdę. Wokół nas nie było prawie żadnych uczniów. Byliśmy praktycznie ostatni, ponieważ jako prawdziwi przyjaciele nie chcieliśmy zostawić Davida samego z nogą w gipsie. Dlatego też spowolnieni przez jego kontuzję, wychodziliśmy na samym końcu. 

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz