28

148 20 3
                                    

Mecz z Aliusem był już za nami. Mogliśmy w spokoju zregenerować swoje siły i zaopiekować się o swoje własne zdrowie, co było w tym momencie dla nas najważniejsze. Ze współczuciem przyglądałam się Byronowi, który po raz pierwszy od kilku godzin podniósł się na własne nogi i obolały wołał, że chce w końcu się ruszyć z miejsca. Sama będąc w lepszym stanie pilnowałam go, aby nie wychodził ze szpitalnego łóżka, czuwając przy nim odkąd oboje się tu znaleźliśmy. Kilka obrażeń, które były spowodowane jego agresywnym atakiem na zawodników Chaosu były naprawdę poważne. Lekarz stwierdził, że cudem jest to, że nie jest połamany. Również byłam zaskoczona, ale razem z tym pojawiło się uczucie ulgi — Byron, chociaż jest poturbowany, wyjdzie z tego szybko. Kiedy nastał późny wieczór, a ja razem z Byronem zdecydowaliśmy się wyjść na dach szpitala, gdzie mogliśmy rzucić ostatnie spojrzenia na zanikające promienie słońca nad miastem, wizytę złożył nam Joe. Mimo, że następnego dnia miałam otrzymać wypis, a mój stan był dobry, on i tak uparł się, żeby przyjść, co było naprawdę uroczym gestem z jego strony.

— Jak się czujesz? — zapytał, gdy w dwójkę powróciliśmy do wnętrza szpitala, zostawiając Byrona, który spodziewał się wizyty Marka Evansa. — Misaki bardzo się martwi i chce cię jutro odebrać.

— Jest wszystko okej, bardziej martwię się o Byrona. Jeszcze kilka godzin temu myślałam, że jest martwy, a okazało się, że tylko śpi — powiedziałam, uśmiechając się lekko pod nosem. 

— Niepotrzebnie tak nacieraliście na tych obrońców. Tak myślałem, że źle się to skończy, ale David nawet nie pozwolił mi wstać — poskarżył się, wchodząc do sali, którą dzieliłam tylko i wyłącznie z Byronem.

— I tak zbyt wiele byś nie zrobił. Nie pozwoliliby ci wejść na boisko, a gra i tak toczyłaby się dalej. Najważniejsze jest to, że już po wszystkim, prawda? — spytałam, siadając na swoim łóżku, zwrócona twarzą ku nastolatkowi. W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową.

— Yu, czemu zdecydowaliście się tak poświęcić dla wygranej? To też miało związek z twoim bratem, prawda? — to pytanie, które przemyślanie wyszło z jego ust, przerwało chwilową ciszę między nami, przerywaną jedynie stłumionymi głosami ze szpitalnego korytarza.

— Po części tak — odpowiedziałam, zawieszając wzrok na kołdrze w zamyśleniu. — Zależało mi już nie tylko na Bryce'u, ale także na Raimonie, który od tak dawna toczy walkę z Akademią Aliusa. Nie chcę ich pokonać tak bardzo jak oni, nawet nie mam tyle siły, ale przynajmniej w ten sposób mogłam przyczynić się jakoś do wygranej, a przy okazji Bryce zobaczył, że nie jestem bierna w tej sprawie. 

— Ale masz szlachetne serce — odpowiedział po chwili Joe, darząc mnie czułym i pokrzepiającym uśmiechem, który oglądać mogli jedynie wybrani. A w tym oczywiście ja. — Jestem z ciebie dumny, Yuzuki, pomimo tego, że mecz został przerwany, dawaliście radę i było widać, że wychodzicie na prostą. A Bryce się do ciebie nie odzywał?

— Dalej milczy — z niezadowoleniem wypisanym na twarzy popatrzyłam na Joe'go. — Dzwoniłam i pisałam do niego wystarczająco długo, nie mam zamiaru błagać o kontakt z jego strony. Zresztą po tym, co stało się na boisku, pewnie sam ma niemałe kłopoty. 

— Ten cały Foster wcale nie wyglądał na dumnego, gdy zobaczył nową drużynę twojego brata —przyznał chłopak, przykładając dłoń do mojego policzka. — Jestem pewien, że wkrótce twój brat się odezwie. 

— Muszę tylko trochę poczekać — westchnęłam znużona już oczekiwaniem na odpowiedzi brata. Moje oczy napotkały tęczówki Josepha, skierowane wprost na mnie i skupione na moim spojrzeniu. Mięśnie w moich nogach się spięły, a palce u stóp automatycznie zacisnęły, gdy cisza ponownie zagościła pomiędzy naszą dwójką. 

Nie byłam przekonana czym była spowodowana nagła atmosfera napięcia, która pojawiła się między nami. Mogłam się jedynie domyślać, badając nasze własne reakcje ciała i to, jak wpatrywaliśmy się w siebie. Z boku zapewne wyglądaliśmy jak wykuci z kamienia. Nie chciałam być zbyt impulsywna, ani też nachalna, lecz jako pierwsza zbliżyłam nieznacznie swoją twarz do Joe'go. Niecałe kilka sekund później moje usta złożyły pojedynczy i czuły pocałunek na wargach Joe'go, który delikatnie został odwzajemniony. Z dudniącym w klatce piersiowej sercem odsunęłam się, badając reakcję chłopaka z przymkniętymi do połowy oczyma. Kiedy na mnie spojrzał, moje gardło się ścisnęło i żadne słowo nie chciało się z niego wydostać, podczas gdy w mojej głowie zaczęły kłębić się całe roje potencjalnych wymówek. Powiedzenie słowa przepraszam wydawało się niemal tak samo absurdalne jak dziękuję, dlatego bez słowa wpatrywałam się w niego, wyczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony. 

— Kochasz mnie? — nieoczekiwanie właśnie to pytanie padło, zaskakując mnie tak nagle. Odpowiedź była dla mnie jasna, chociaż sama nie byłam wystarczająco pewna, gdy przyszło powiedzenie tego na głos. Nasza relacja z Josephem była na swój sposób pogmatwana już od samego początku, jednak nie stanowiło to dla mnie przeszkody. 

— Ja... tak. Chyba. To znaczy, nigdy nie powiedziałam, że tak nie jest — powiedziałam niezręcznie, odwracając na chwilę swoje spojrzenie gdzieś w bok. Poczułam, że na twarzy się czerwienie przez niezdarność mojej odpowiedzi.

— Ja też nigdy nie powiedziałem, że cię nie kocham — odparł Joe, a na jego twarzy zagościł łagodny uśmiech. Nie był zły. 

— Czy to znaczy, że my... No wiesz — mruknęłam niepewnie pod nosem, nie wiedząc co dokładnie mam na myśli i jak chciałabym ugryźć temat, który między nami zagościł.

— Będziemy razem? — zapytał, patrząc w moje oczy.

— Teraz? — spytałam prawdziwie zszokowana jego słowami.

— A chciałabyś? — Joe uśmiechnął się. Jego podchwytliwa gra zdań sprawiła, że poczułam się jakbym została postawiona pod murem. Mimo to, nie czułam się z tym niekomfortowo, a taki obrót sytuacji wręcz grał na moją korzyść. 

— Chciałabym, jeżeli tylko ty nie masz nic przeciwko, Joe — odpowiedziałam, uśmiechając się niekontrolowanie. 

— Bardzo bym chciał — jego dłoń, która wciąż spoczywała na moim policzku, pogładziła delikatnie moją skórę na twarzy. We wnętrzu poczułam przyjemne i wyjątkowe uczucie. Takie, którego nie doznałabym po żadnej strzelonej bramce tudzież wygranym meczu. Ta jedna odpowiedź, pasująca do mojej, sprawiła, że część moich problemów wyparowała i w pełni skupiłam się na nastolatku, darzącym mnie swoim pięknym spojrzeniem, a także wyjątkowym uczuciem. Z ekscytacją ucałowałam jego policzek, nie mogąc uwierzyć, że teraz naprawdę mogę nazwać go moim chłopakiem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz