20

501 29 18
                                    

Kochani,

z okazji, że zdałam ostatni egzamin mogę bez wyrzutów sumienia tu wrócić i znowu pisać rozdziały. Niestety nie będą się pojawiały regularnie, bo obejrzenie od nowa odcinków i fabuły opowiadania trochę zajmie, ale hej, przecież są wakacje i mamy wolne, więc mam nadzieję, że uda mi się wszystko nadrobić i skończyć tą opowieść. Dziękuję bardzo każdemu, kto dzielnie wytrzymał do dnia dzisiejszego i bez zbędnego przedłużania zapraszam do kolejnego rozdziału! 



Przez resztę wczorajszego dnia moi rodzice zachowywali się dość dziwnie. Mówiąc, że "dziwnie" mam na myśli częste spoglądanie w moją stronę lub też nerwowy głos, a w szczególności te objawy widziałam u mamy. Starałam się nie okazywać, że to widzę, mimo że miałam ogromną chęć zwrócić jej uwagę na to, że nie elegancko jest rozlewać zupę z łyżki na pół stołu. Dałoby mi to wielką satysfakcję. Dopiero, gdy zostałam sama, miałam czas, aby pomyśleć i zastanowić się nad tym wszystkim doszła do mnie myśl, że faktycznie mogłam być adoptowana, albo moi rodzice chcą żebym miała rodzeństwo. Żadna z tych opcji nie była pewna, dlatego postanowiłam nie wywoływać wilka z lasu i po prostu milczeć na ten temat. Ale nie byłabym sobą gdybym nie próbowała tego z kimś omówić. Jedyną osobą, która znała mnie tak długo był oczywiście Byron. Swoją drogą dawno go nie wiedziałam, podobnie Hery, więc jeszcze tego samego dnia napisałam do chłopaka, żeby po lekcjach znalazł dla mnie czas. Całe osiem godzin w szkole spędziłam jak zwykle. Nie dałam po sobie poznać, ale to tylko dlatego, że najzwyczajniej o tym zapomniałam. Nie chciałam jeszcze mówić im czegoś, co jest mało prawdopodobne. Pozostawał ze mną jedynie cień wątpliwości. Po samych lekcjach zostawiłam Misaki, Joe'go i Davida, po czym udałam się do Byrona, który jak się okazało czekał na mnie pod bramą Akademii. Po szybkim przywitaniu poszliśmy w stronę parku zahaczając przy tym o jedną z kawiarni, gdzie zamówiliśmy kawę na wynos.


— Więc mów — rozkazał siadając na jednej z parkowych ławek, która trochę zaskrzypiała pod jego ciężarem — co się stało? Z byle pierdołą byś nie przyszła.


— Żebym chociaż wiedziała od czego zacząć — zaśmiałam się upijając łyk jeszcze gorącego napoju.


— Najlepiej od początku — powiedział nieco poważnym tonem, a ja przeszłam do mojego prawie pół godzinnego monologu, który nie został ani razu przerwany. Jak widać Byron miał dość cierpliwości, żeby zrozumieć całą sytuację i przetrawić ją.


— ... Dlatego właśnie myślę, że jestem adoptowana. Wątpię, żeby moi rodzice próbowali zaadoptować kolejne dziecko. To szlachetny czyn, rozumiem, ale oni raczej już chcą świętego spokoju, a nie biegania za pieluchami. No chyba, że ich nie znam — westchnęłam opadając na oparcie ławki. Czekałam aż Byron coś powie, co nastąpiło dopiero po paru naprawdę długich sekundach.


— Skoro nie próbowałaś nawet z nimi o tym porozmawiać to nie masz żadnej pewności, dobrze o tym wiesz. Może spróbuj z nimi pogadać, tylko tak szczerze. Powinni ci powiedzieć prawdę, nawet jeśli nie są twoimi biologicznymi rodzicami — odpowiedział dość szczerze nie zmieniając tonu. Oczywiście, że miał rację, ale był mały problem.


— Boję się — dodałam po chwili myślenia, zapatrzona na w listek odpadający z drzewa. — Co jeśli faktycznie nimi nie są?


— Będziesz miała pewność. Pamiętaj, że masz przyjaciół, którzy cię wspierają. W razie czego możesz na nas liczyć — jego dłoń zawisła lekko na moich barkach, a sam się do mnie przysunął.

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz