1

1.1K 53 14
                                    

Właśnie zaczęła się pierwsza lekcja, a ja dalej siedziałam jak na szpilkach. Prawie wszystko było dobrze, ale co parę sekund rzucałam spojrzenie na wolne miejsce obok mnie. W pewnym momencie nauczycielowi upadła kreda, więc gdy się schylił, szybko skorzystałam z tego incydentu i odwróciłam się do tyłu. Popatrzyłam na Davida, który pił wodę i na Josepha kiwającego się na krześle.

— Chłopaki! — syknęłam, a oni spojrzeli na mnie. — Kiedy przyjdzie Jude?

Ich reakcja była natychmiastowa, natomiast Samford wypluł wodę na jakąś dziewczynę obok, a Joe prawie spadł z krzesła. Dopiero sekundę później zrozumiałam jak głupią rzecz palnęłam.

— Przepraszam — schowałam twarz w dłoniach, odwracając się.

Oni jedynie cicho westchnęli i David zaczął przepraszać dziewczynę, która została przez niego 'zaatakowana'. Mimo wszystko ona i tak później głupio się śmiała opowiadając koleżance o tym jak David ją opluł. Oparłam głowę o dłoń myśląc o tym, jakby to było, gdyby Jude teraz tu był. Zapewne nie przejmowałabym się niczym. No właśnie. Muszę się zająć drużyną. Po meczu z Liceum Zeusa postanowiliśmy na chwilę odpocząć, aby później zrobić wielkie bum powracając do żywych. Plan jest idealny, tylko że jest mały problem. Nie mamy jednego zawodnika. Trzeba go znaleźć, a przede wszystkim obudzić w drużynie nadzieję, która się ulotniła po odejściu Sharpa. Między innymi to właśnie dzięki niemu Akademia Królewska była najlepsza, a teraz to wszystko upadło jak Aphrodi z nieba. A co do Byrona. Jako kapitanowie ogłosiliśmy, że Akademia z Liceum będzie w przyjaznych stosunkach, oraz że zawsze będziemy sobie pomagać nawzajem. Decyzja ta weszła ze względu na to, że po naszym ostatnim meczu, większość osób była do nich wrogo nastawiona, aczkolwiek nam udało się to załagodzić.

Gdy lekcja doszła końca, wszyscy wyszli z sali. Ja z chłopakami jako ostatnie osoby opuściliśmy pomieszczenie, nie licząc nauczyciela. W milczeniu poszliśmy pod kolejną klasę i oparliśmy się plecami o parapet.

— Może dziś poćwiczymy — zasugerowałam cicho, wręcz niepewnie.

— Dobry pomysł — odpowiedział David. — Z innymi?

— Myślę, że tak — powiedziałam trochę zrezygnowana. Absolutnie ani trochę nie byłam przygotowana do nowej roli, którą miałam przejąć. Przerastało mnie to. — Po lekcjach?

— Tak — przytaknął. — Może powiesz reszcie? — dodał po chwili, przyglądając mi się, jakby to było zupełnie oczywiste.

— David! — podbiegł do nas nasz wychowawca. — Mam sprawę do ciebie.

— To ja pójdę — odeszłam szybko od przyjaciół, podchodząc do innych zawodników. — Hej chłopaki.

— Hej! — przywitali się poniektórzy, a reszta kiwnęła głową.

— Dzisiaj po lekcjach... — zaczęłam, ale zauważyłam, że niektórzy kompletnie nie zwracają na mnie uwagi. — Ej Alan! Herman, posłuchaj, proszę. Dzisiaj po lekcjach... Gus! Posłuchaj mnie! — powiedziałam lekko zdesperowana, ale to nic nie dało, co chwilę ktoś mi przerywał.

— Dziś po lekcjach jest trening! — wszyscy się popatrzyli na kogoś, kto stał za mną. Z ogromną ulgą odetchnęłam, słysząc ten głos. — Jeżeli chcecie poćwiczyć, to przyjdźcie.

— Dobra — odpowiedział ktoś z tłumu, a ja spojrzałam do tyłu.

— Dzięki, Joe — uśmiechnęłam się do mojego wybawcy, a on odwzajemnił gest.

— Nie ma za co — poklepał mnie po ramieniu i odszedł.

Zadzwonił dzwonek, a ja zabrałam swoją torbę. Według mnie to właśnie Joe powinien zostać kapitanem, nie ja. On ma inny charakter ode mnie — jest jeszcze bardziej pewny siebie, władczy i czasami naprawdę uparty. To właśnie jemu najbardziej zależy do byciu najlepszym, a ja praktycznie nie zwracam na to uwagi. Mogę się założyć, że idealnie by nas poprowadził na szczyt — do Jude'a. Jedyne co mi zostało to rozmowa z nim, byłam pewna, że to jest odpowiedni krok.

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz