17

565 39 9
                                    

Już z samego rana po przebudzeniu na mojej twarzy zawisł uśmiech. Wczorajsze spotkanie z Josephem naprawdę dobrze na mnie wpłynęło, a to, że pogodziliśmy się, coraz bardziej mi się podobało. Zbyt długo jak dla mnie byliśmy w spinie i po prostu zapomniałam jak to jest mieć kogoś takiego jak Joe. Cały czas czułam, że atmosfera między nami jest taka jak dawniej, a on poświęcał mi całą swoją uwagę. Jednym słowem było cudownie. Jako, że minął tydzień od mojej wizyty u lekarza postanowiłam, że dziś będę ćwiczyć na treningu. I tu wcale nie chodzi o to, że boje się stracenia formy.

— Siema — z zamyślenia wyrwał mnie głos Josepha, który właśnie wszedł do szatni. 

— Hmm... Hej — uśmiechnęłam się ponownie skupiając wzrok na ścianie naprzeciw.

— Już wszystko dobrze? — zapytał niepewnie David walcząc z gipsem u nogi.

— Tak — odpowiedział Joe przebierając buty i przewracając zabawnie oczami, co spowodowało mój chichot. 

— No w końcu! — krzyknął z ulgą Samford rozciągając się przy tym ociężale. — Już myślałem, że nigdy się nie ogarniecie. 

— Wybacz — na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, który bez wahania oboje odwzajemnili. 

— Yu — chwilową ciszę przerwał Joe — od jutra wracam na boisko, mam nadzieję, że to nie problem.  

— Od jutra? — wstałam śmiejąc się przy tym cicho i zabierając plecak z ławki. — Ja wracam już dziś! 

— Tak? Też chciałbym dziś wrócić — odpowiedział podchodząc do mnie. 

— To czemu tego nie zrobisz? Boisz się, że złamiesz rękę? — spojrzałam na niego z rozbawieniem i ruszyliśmy w stronę wyjścia. 

— Może — rzucił zadowolony i przepuścił mnie w drzwiach szatni. 

— Ej, czekajcie! — usłyszałam za sobą krzyk Davida i oboje zaczekaliśmy na przyjaciela, o którym chwilowo zapomnieliśmy.

Lekcje minęły jak zawsze, czyli nudno. Udało mi się trochę powygłupiać podczas nich, co sprawiło je dość niecodziennymi, ale i tak lekcjami. Zauważyłam, że głowa Davida latała gdzieś w różne strony, jednak sam chłopak nic nie powiedział. Sama też nie skupiałam uwagi na tym gdzie się patrzył, po prostu to olałam, ale nie zdziwię się, jeśli wyjdzie na to, że Samford sobie kogoś znajdzie. Jedyną dobrą wiadomością tego dnia było to, że dostaliśmy na zadanie zrobienie projektu z geografii w parach. Dlaczego to dla mnie dobra wiadomość? Otóż lubię je robić, a jako, że moim partnerem jest Joe to będzie jeszcze lepiej. David wylądował w parze z którąś z dziewczyn o fioletowych włosach, nawet nie wiem czy mu współczuć. Razem z Kingiem ustaliliśmy, że po treningu spotkamy się przed szkołą, a stamtąd pójdziemy do mojego domu robić wesoły projekt z kolorowych kartek, pisaków oraz brokatu. Same ćwiczenia na treningu odbyły się oczywiście pod okiem trenerki Liny, która pomagała mi w każdej kwestii dotyczącej dowodzenia zespołem. Mój wysiłek fizyczny przez tą godzinę nie był wysoki z wiadomych powodów, ale i tak byłam z siebie dumna. 

— Gdzie ten Joe? — warknęłam do siebie czekając pod budynkami Akademii na bramkarza, który nie zjawiał się od dziesięciu minut. Próbowałam się dodzwonić do niego, jednak ani razu nie odebrał. 

Szybkim krokiem wróciłam do szkoły licząc na to, że uda mi się go tam znaleźć. Przechodziłam przez każde korytarze wsłuchując się w ciszę, która panowała wokół ze względu na to, że uczniowie skończyli lekcje. Po paru minutach chodzenia usłyszałam głosy w sali chemicznej. Od razu rozpoznałam głos Josepha, który do kogoś mówił. Szybko otworzyłam drzwi z nadzieją, że będę mogła powarczeć na Kinga, ale to co zobaczyłam sprawiło, że mnie zatkało. Chłopak siedział na ławce opowiadając o naszej nauczycielce oraz jej wymaganiach. Temu wszystkiemu przysłuchiwała się piękna, o falowanych, fioletowych włosach dziewczyna. Na policzkach i nosie miała parę piegów, a okulary z cienką, okrągłą oprawką dodawały jej jeszcze większego uroku. W jednym momencie uderzyła mnie fala zazdrości, która została zakryta przez wstyd, który spowodowałam całym zajściem. 

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz