VII

2.8K 118 7
                                    

Lucy

Siedzę sama w ogromnym aucie. Z nerwów obgryzam żelowe paznokcie. Minęło już jakieś 20 minut a nikogo nie ma. Czemu to tyle trwa?! Napadaja mnie paniczne myśli. Może pobili Igora? Może spadł ze schodów i coś złamał, może ta laska mu coś zrobiła? Może coś przedawkował i umiera?
Deszcz zaczął stukać o szybę, metal i asfalt. Zerwał się nagle i gwałtownie. Po chwili praktycznie nie było nic widać a szum i stukanie zagluszaly samochodowe radio i lecący właśnie stary przebój.
-

Pojadę z nią. Widzimy się w domu.
Słysze, nie rozpoznaje jednak do kogo należy głos. Drzwi otwierają się a obok mnie siada przemoczony Kacperek. Poprawia mokre włosy tak aby woda nie lała mu się po twarzy.
- Jedziemy - mówi do kierowcy.
- A chłopaki? - pytam wręcz spanikowana.
- Przyjadą następnym autem - mówi kładąc dłoń na moim kolanie. - Nic się nie martw.
- Jak mam się kurwa nie martwić? Gdzie Igor, gdzie chłopaki? Co się kurwa stało? - ponosze bezsilnie głos.
- Zostali z Igorem. Nic takiego się nie stało...
-... Mów co się tam działo albo tobie też przypierdole! - Teraz już krzyczę a on patrzy się na mnie jak na seryjnego mordercę i psychopatkę.
- Powiedzieliśmy mu, że go widziałaś.
- Co kurwa!...
-... Załamał się i zaczął rozpierdalać lokal. Musieliśmy go ogarnąć a przede wszystkim nie dopuścić aby był z tobą w jednym aucie.

**

Siedzę w kuchni ze szklaną wody. Próbuję się uspokoić. Kacper próbuje mnie uspokoić. Średnio nam to wychodzi. Czekamy już godzine. Nie wiem nawet na co, boję się konfrontacji z Igorem. Nie potrzebuje przeprosin ani obietnic. Czegoś takiego nie można wybaczyć.
Słychać głosy na klatkach, Kacper wybiega, krzycząc bym została. Nie zamierzała się ruszyć bo po co. Dmucham nos w kolejną chusteczke.
Kacper wraca do mnie jakby przestraszony i siada obok mnie.
- Tylko spokojnie - mówi.
Czuje się jak w jakimś podwórkowym sądzie.
Dawid i Adrian wchodzą trzymając przyjaciela jak ochrona przestępce. Wydają gorzej niż po wybuchu. Adrian ma owiniętą dłoń czymś białym, co jest już brudne i przesiąknięte krwią, Dawid cały jest w ziemi a Igor...
Igor ma rozdartą bluzę w kilku miejscach, z ust leje mu się krew. Rozciecie jest większe niż było. Nie ma soczewek. Oczy ma czerwone i zaplakane. Wygląda jakby wrócił z wojny, nie z klubu. Łzy mieszają się z krwią na kołnierzu bluzy.
- Lucy! - krzyczy moje imię. Próbuje się wyrwać, jakby chciał paść na kolana przede mną. Chłopaki mocno go trzymają, jednak widzę że nie jest to dla nich proste ani przyjemne.
Nie reaguje. Patrzę w ścianę. Bez emocji. Praktycznie nie mrugam i pozwalam łzom swobodnie spływac po twarzy.
Wygląda jak więzień, jak ktoś porwany, bity tygodniami. Serce mi pęka jeszcze bardziej, kiedy próbuję zrywać twardą. Chce by się uspokoił, chcę go przytulić ale nie mogę. Czuję, że gdybym wstała, Kacper by mnie zatrzymał.
Wręcz wrzucają Igora do łazienki łączonej z jego pokojem aby się ogarnął. Poczym stają, barykadując przejście do salonu.
Dopiero teraz znowu zaczynam płakać. Chowam twarz w dłoniach. Wstydzę się tego wszystkiego. To przeze mnie to wszystko ma miejsce.
- To nie twoja wina - mówi Adrian jakby czytał mi w myślach. - Ty nic złego nie zrobiłaś.
Kacper podaje mi kolejna chusteczkę, drugą ociera mi jeden z policzków.
- Spisz dziś u mnie - mówi.
Mogę spać nawet na dworze. Czuję że i tak nie zasnę.







Ostatni rozdział z dzisiejszego maratonu! Mam nadzieje że warto było czekać. Teraz wracam do nauki. Dajcie mi kilka dni! Wrócę z kolejnym maratonem rozdziałów, tym razem do zobaczenia u Filipka!

Schizy | ReTo | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz