Rozdział 9

2 0 0
                                    

Przez całe dwa dni myślałam sobie, "co powiedzieć Willowi?" i w końcu doszłam do wniosku, że NIC, po prostu odwale się i pójdę na tą imprezę, czy on tego chce, czy nie. Może i chowam głowę w piasek, ale wolę zrobić to, niż znów pewnie dać się mu poniżyć.

Gdy wychodziłam ze szkoły po lekcjach, zatrzymał mnie Jack, był strasznie zestresowny.

-Hej bo w sumie to, tylko nie zrozum mnie źle...
-Nie musisz kończyć, pewnie nie chcesz żebym przyszła na imprezę...nie szkodzi...
-Nie o to chodzi ja tylko...chciałem Ci zaproponować...żebyś razem na nią poszli...nie oczywiście jako para...chyba że chcesz jako para, mi to tam nie przeszkadza...-speszony odpowiedział-dobra zapomnij ostatnie zdanie. Ty, ja, piątek pod domem godzina 19?
-Pasuje mi-uśmiechnęłam się.
-To cudownie! - powiedział bardzo głośno.
-Ja już muszę iść, czekają na mnie...do jutra-mówię.
-Czekaj-łapie mnie za łokieć Jack-ściągnełaś kolczyki?
-Tak-odpowiadam.
-Wyglądasz jeszcze piękniej-uśmiechnął się szeroko odsłaniając swoje białe zęby, po czym puścił moje ramię i pozwolił mi odejść.

Wsiadłam do auta Jaydena. Nie spodziewałam się jednak jednego...że William też będzie z nami wracał, Tess mówiła mi, że zawsze Will wraca ze swoimi kolegami autem. A tu takie zaskoczenie.

Wsiadłam z auta, oczywiście nieuważna ja, musiałam coś narobić, stanęłam idealnie na dziurę w drodze, przez co prawie wywaliłam się na asfalt, ale znów mnie ktoś złapał, tym razem był to William. Jego włosy opadły na czoło, z twarzy nadal nie zchodził mu grymas, myślałam sobie ostatnio czy on w ogóle się uśmiecha? Jak brzmi jego śmiech? Czy ma dołeczki w policzkach? Jego czarne oczy błyszczały, odbijałam się w nich ja. To wszystko trwało ułamek sekundy, ale dla mnie trzymał mnie w swoich objęciach więcej niż kilka sekund. To była dla mnie godzina, dzień...wieczność...

Daylight. The sun that never goes off.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz