Ashton p.o.v
Tego samego wieczoru, po sprzeczce ze Scarlett siedziałem na hotelowym balkonie, rozmyślając nad całą tą sytuacją. Mimo tego, że byłem wtedy zdenerwowany, nie chciałem tego pokazać.
Wróciłem do pokoju, by wziąć paczkę papierosów, która leżała na półce naprzeciw mojego łóżka. Meghan jeszcze nie wróciła, co było mi teraz na rękę. Chwyciłem przedmiot, po który przyszedłem i wróciłem na balkon. Nie paliłem nałogowo. Czasami, gdy byłem czymś zdenerwowany, lubiłem owiać swoje płuca tym białym dymem. To mnie w pewien sposób uspokajało.
Prawda jest taka, że nie byłem zły, o to, co powiedziała Meghan, bo i tak jej nie uwierzyłem. Chyba tylko totalny głupiec by w to uwierzył. To był po prostu odpowiedni pretekst, by urwać kontakt ze Scar. Bardzo ją polubiłem. Nawet za bardzo. Jednak nie mogłem pozwolić, by to zaszło jeszcze dalej. Nie chcę tego uczucia pustki i wkurwienia, gdy będzie musiała wrócić do domu, dlatego uznałem, że będę trzymać dystans. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale tak będzie lepiej dla wszystkich.
***
Ostatni dzień wyjazdu, nie różnił się zupełnie niczym od pozostałych. Wróciliśmy cali i zdrowi. Nie odzywaliśmy się do siebie ze Scarlett już od tygodnia. Była na mnie zła, a ja ją doskonale rozumiałem. Miała do tego prawo, ale jest mi w chuj trudno na to wszystko patrzeć. Wiem, że to przeze mnie ma zjebany humor, ale nie mogę nic z tym zrobić. Znaczy mogę, ale nie chcę pod żadnym pozorem.
- Ashton, gdzie idziesz? - Zatrzymała mnie mama, gdy zakładałem buty.
- Nigdzie. - Odpowiedziałem. Nie miałem ochoty teraz komukolwiek się tłumaczyć. Bez żadnych wyjaśnień wyszedłem z domu.
Było grubo po godzinie dwudziestej drugiej, więc zaczynało się coraz bardziej ściemniać. Ruszyłem w stronę najbliższego baru, chciałem zająć swoje myśli czymś innym, chciałem przestać myśleć o Scarlett i całej sytuacji między nami. Gdy znalazłem się przy budynku, moją uwagę zwróciło kilka osób stojących w kolejce. Wśród nich była Jane i Scar, przytulająca się do jakiegoś gościa. Nie mogłem przejść obok nich obojętnie. Biłem się z myślami, chciałem ich zignorować, ale coś we mnie pękło.
- Siema. - Rzuciłem krótko, przez co wszyscy na mnie spojrzeli. - Scarlett możemy porozmawiać? - Zwróciłem się do niej. Patrzyłem w jej oczy, ale jedyne, co w nich mogłem dostrzec, to rozczarowanie zmieszane z gniewem.
- Przez ostatnie kilka dni nie chciałeś ze mną rozmawiać, więc ja nie zamierzam tego robić teraz. - Powiedziała, po czym znowu przytuliła się do chłopaka stojącego obok niej. Nie znałem go i chyba nigdy wcześniej tutaj nie widziałem, ale coraz bardziej działał mi na nerwy.
- To zajmie tylko chwilę, proszę. - Tym razem na jej twarzy zagościło zdziwienie, nie używałem słowa "proszę" zbyt często.
- Dacie mi chwilkę? - Zwróciła się do swoich znajomych.
- W porządku, poczekamy na ciebie. - Odpowiedziała Jane z uśmiechem.
Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem na tył budynku. Nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
- Kim jest ten chłopak? Nie chwaliłaś się, że kogoś masz. - Po chwili zdałem sobie sprawę, z tego, co właśnie powiedziałem.
- Nie wiedziałam, że tłumaczenie się tobie to mój obowiązek. - powiedziała z sarkazmem i odwróciła się z zamiarem odejścia, ale szybko chwyciłem ją za nadgarstek.
- Posłuchaj, chcę ci to wytłumaczyć. Wiem, że jesteś zła i całkowicie cię rozumiem. - Patrzyła na moją rękę, którą nadal trzymałem jej nadgarstek.
- Puść. - Uniosła wzrok. Bez żadnego namysłu to zrobiłem. - Znalazłeś nieodpowiedni moment. Jak widziałeś, jestem tu z przyjaciółmi i zamierzam dobrze się bawić. Zresztą, ty chyba też po coś tu przyszedłeś. - Po tych słowach wróciła do swojego towarzystwa.
Byłem zupełnie rozdarty. Nie miałem pojęcia, co mogłem zrobić. Nie chcę zaprzepaścić tej znajomości.
Scarlett p.o.v
Przepchnęłam się przez kolejkę, która swoją drogą coraz bardziej się skracała i dołączyłam do przyjaciół. Weszliśmy do klubu, a ja skierowałam się na kanapę, która stała w rogu pomieszczenia.
- Czekaj, niech zgadnę. To był ten Ashton, o którym tak opowiadałaś? - William usiadł obok mnie. Przyjechał mnie odwiedzić parę dni temu.
- Tak, ale proszę, nie chcę o nim słyszeć. Może to i lepiej, że nie mamy już dobrego kontaktu. Trochę się zmieniłam przez jego towarzystwo. - Oczywiście, że się zmieniłam, ale wcale tego nie żałowałam.
- Jest przystojny. Skoro ty go nie chcesz, to może ja bym spróbował? - Zaśmiał się chłopak, przez co sama się uśmiechnęłam.
- Możesz spróbować, ale wątpię, że będzie zainteresowany. - Wstałam, klepiąc go w ramię.
Zanim się obejrzałam było już lekko po dwudziestej czwartej. Przez ten czas zdążyłam się trochę upić, co spowodowało zwiększenie mojej pewności siebie. Tańczyłam na parkiecie na zmianę z Jane, Williamem, a także zdarzyło się z kimś randomowym.
Dj zaczął grać szybszą piosenkę, przez co wszyscy zaczęli energicznie tańczyć w jej rytm. Ja również nie byłam gorsza, mimo, że byłam naprawdę zmęczona. Nie zwracałam już kompletnie uwagi na to, z kim tańczę. W ten oto sposób znalazłam się w ramionach nieziemsko przystojnego chłopaka, Ashtona.
Stałam do niego tyłem, a on trzymał mnie za biodra. Odwróciłam się, kładąc ręce na jego barkach. Spojrzałam w jego oczy, które były lekko przekrwione. Chyba sporo wypił, ale wciąż wyglądał dobrze. Miał na sobie biały t-shirt i czarne spodnie. Jego włosy były tym razem ładnie ułożone.
Dzieliło nas kilka centymetrów. Mało brakowało, a znów uległabym jego urokowi. Chwilę później przypomniało mi się to, co powiedział w hotelu. Otrząsnęłam się natychmiast i wyrwałam z jego objęć. Może to i było dziwne, ale czułam, że muszę tak postąpić. Przecisnęłam się przez tłum roztańczonych ludzi i wyszłam na zewnątrz. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, którego zdecydowanie brakowało wewnątrz.
Oparłam się o ścianę, rozmyślając nad całą tą popieprzoną sytuacją między nami. Przez to wszystko, co się stało, nie wiedziałam już, jak mam się zachowywać.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni moich spodni. Zaczęłam bez celu go przeglądać. Napisałam wiadomość do Jane i Williama, żeby się nie martwili, bo wróciłam do domu.
Szłam w stronę taksówki, gdy jego głos dobiegł do moich uszu.
- Zaczekaj. - Powiedział, podchodząc bliżej mnie.
- Przepraszam, ale muszę wracać do domu.
- Do tego domu, czy do tamtego? - No proszę, powrócił stary Ashton żartowniś.
- A co cię to w ogóle obchodzi? - Powiedziałam ze słyszalną irytacją w głosie.
- Przepraszam. - Zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Co? - Byłam zdziwiona, że tak nagle zmienił temat.
- Przepraszam za wszystko, co zrobiłem źle, okej? Chcę żebyś to wiedziała. - Patrzyłam na niego chwilę, ale w końcu podeszłam i najzwyczajniej w świecie go przytuliłam. Z początku był chyba lekko zdziwiony, ale po chwili odwzajemnił uścisk.
- Scar? - Uniosłam wzrok do góry, będąc nadal w tym uścisku. - Jesteś najlepszym, co mnie spotkało.
CZYTASZ
Love Runs Out
Humor"- Kurwa. - Przeklnęłam i bałam się tego, kogo zobaczę, gdy się odwrócę. I słusznie. Jego brązowe włosy były w miarę dobrze ułożone, a oczy jakby błyszczały. Czemu akurat dziś ? - Wydaje mi się, że to miasto jest zbyt małe dla nas dwoje." 30.12...