5. Joe

351 15 14
                                    

Rozdział dedykowany  xxFeliksxx ❣️

Codzenie w pracy, kolejne uwagi dyrektora, kolejna nieprzespana noc, kolejna kłótnia z chłopakiem...

Mam tego dość. Ile to się jeszcze będzie ciągło? Jak długo? A może tam w górze, ten najwyższy i najważniejszy właśnie dał mi takie życie. Całe w smutku i łzach...
Nie spałam całą noc, ze względu na nie wygodną kanapę, na której byłam zmuszona spać, ponieważ wczoraj znów pokłóciłam się ze swoim chłopakiem . Naprawdę już nie chce, aby tak było dalej, jak już jest dobrze, coś musi się spieprzyć. Wczoraj Mazzello powiedział coś co naprawdę mnie zabolało. Wykrzyczał mi w twarz, że jestem do niczego i wolałby abym zniknęła z jego życia. I zniknęła bym, ale niestety nie mam gdzie iść. Przyleciałam do niego na tydzień, moja rodzina i wszyscy przyjaciele zostali w Polsce, tutaj nikogo nie mam. Znam jedynie przyjaciół chłopaka, ale przecież do nich nie pójdę.
Było już widno, ogarnęłam się w łazience, ale nadal byłam ubrana w przydużą na mnie bluzkę Josepha, w której spałam. Postanowiłam zaparzyć sobie herbatę.
Gdy mój ulubiony gorący napój był gotowy usiadłam na dość dużym parapecie. Oparłam się o poduszki, które były tutaj od dłuższego czasu, ponieważ lubiłam z blondynem siedzieć na nim i patrzeć na otaczający nas krajobraz.
Patrzyłam na wszystkich ludzi, którzy prawdopodobnie szli do pracy, bądź do sklepu. Zastanawiałam się, czy oni też mają takie problemy jak ja, czy też to czują...
Nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak z moich oczu spłynęły pierwsze słone łzy. Zauważyłam, że przez kilka ostatnich tygodni wylałam ich bardzo dużo.
Po jakimś czasie usłyszałam jak z góry, po cichu ktoś schodzi. Na pewno był to Joe, w końcu nikogo innego w domu nie było.

- Już nie śpisz? Jest 6:30.

- W ogóle się nie kładłam.- powiedziałam tak cicho, że nie wiem, czy chłopak mnie usłyszał.

- Ale dlaczego? To nie zdrowe.

- Obchodzi Cię to?- spojrzałam na niego.

- T/I.- słyszałam jak chłopak podchodzi do parapetu na którym siedzę.- Przepraszam.- wyszeptał.

Spojrzałam na niego.

Teraz mówi to przepraszam? No świetnie.

- Przepraszam, jestem kompletnym dupkiem, nie wiem jak mogłem to powiedzieć, ale emocje wzięły górę. Nie myślałem tak, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, jakbyś ode mnie odeszła, ja  nie dałbym sobie rady. Kocham Cię i to nie wiesz jak bardzo. Jestem skończonym idotą, który nie może docenić tego, jaki dar dało mu życie. Nie zasługujesz na kogoś takiego jak ja.

Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. To było takie kochane, ale któraś cześć mojego umysłu mówiła, że to nie ten moment. To nie teraz. Co mi po jego przepraszam, skoro ja nadal czuje smutek i złość?

- Joe...- położyłam dłoń na jego policzku. Chłopak od razu położył swoją większą dłoń na mojej, abym jak najdłużej ją tam trzymała.- Nienawidzę Cię za to co zrobiłeś i pewnie zostanie tak na długo.

Uderzyłam go w policzek i zeszłam z parapetu kierując się do pokoju, w którym stała szafa z moimi ubraniami. Wzięłam walizkę leżącą na szafie i zaczęłam się pakować. Miałam zamiar jeszcze dziś polecieć do Polski i zapomnieć o tym gnojku, który jedynie co potrafi robić to ranić i przepraszać.

- T/I, czy to jest konieczne?- zapytał podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Nie dotykaj mnie. Jesteś okropnym gnojkiem, który potrafi tylko ranić.

One Shot || Bohemian Rhapsody Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz