Ogień

673 27 1
                                    

Kayn żałował swojej decyzji każdego dnia, gdy tylko otwierał oczy. Za każdym razem czekał go ten sam nędzny widok. Pokoje, których przeznaczeniem było dawać azyl dla chłopców nie miały lepszych warunków niż więzienne cele. Kawałek tkaniny na podłodze, który miał imitować łóżko, wydłubany otwór w ścianie , który był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Czworo chłopców przypadało na jeden pokój. Każdy miał osobne posłanie. Kayn nie przepadał za swoimi współlokatorami. Nie mógł zrozumieć, dlaczego oni tak bardzo płakali co noc. On już dawno temu pogodził się z prawdą, że umrze. Miał świadomość, że jest jedynie mięsem dla Ioańskich sił. Nie było możliwości, aby zapomnieć o tej prawdzie, strażnicy na każdym możliwym kroku przypominali chłopcom po co się znaleźli w tym miejscu. Czuł, że tutaj nie należy. On jako jeden z nielicznych nie uronił ani jednej łzy, nie okazywał słabości. Nie budził taką postawą dobrego zdania wśród strażników o sobie. Wręcz przeciwnie, narażał się na poniżanie, oraz bicie za swoją zuchwałość. Kayn postanowił pozostać nieugiętym. Często kosztowało go to posiłek, którego mu za kare odmawiano.
Teraz znał już odpowiedzi na dwa pytania.
Kim jest.
Shieda Kayn
Co czuję?
Nienawiść

Miał przeczucie, że to się niedługo skończy. Strażnicy o wiele częściej zaglądali do chłopców i się z nich nabijali, o ich bezradności, cherlawym wyglądzie.
Chłopcy zostali zaprowadzeni do lochów, gdzie mieli przygotować się do walki z wrogiem. Strażnicy stali przy drewnianych skrzyniach. Chłopcy ustawili się gęsiego, domyślając się, że wewnątrz jest broń.
Gdy przyszła kolej Kayna, ten ze zrezygnowaniem spojrzał na miecz, który otrzymał.
Broń była za duża dla chłopca, tym bardziej wychudzonego od restrykcyjnych warunków. Oręż był wykonany z żelaza. Kayn z odrazą przejechał palcami po brzegu klingi. Była tępa, nawet jabłka nie byłby w stanie nią obrać. Miał nadzieję, że na moment bitwy będzie mu dane walczyć prawdziwą bronią.

Chłopcy byli ledwo w stanie utrzymać równowagę, dzierżąc broń w dłoniach. Strażnicy widząc to zaczęli wymagać od nich, by zadawali ciosy kukłom jedynie w najwyżej położone punkty.
Kayn się nimi brzydził, widział ich sadystyczne upowodania. Za każdym razem, gdy któryś z chłopców nie był w stanie uderzyć we właściwym miejscu jeden ze strażników lał dzieciaka batem, poniżał i tak do momentu, aż się nie znudzi. Odetchnął płytko, czuł, że ich puste oczy utkwiły na jego ciele. Ręce zaczęły mu odmawiać posłuszeństwa. Musiały akurat w tym momencie! Nogi zaczęły się pod nim uginać. Zarówno głód, jak i zmęczenie zaczęły się odzywać. Zamroczyło go, potknął się. Wiedział dokładnie, co to oznacza.

- Jak się nazywasz? - powiedział powoli mężczyzna, stając nad nim. Bawił się biczem w swoich dłoniach.

Kayn przełknął ślinę. Aby wstać musiał podeprzeć się ręką. Wyprostował się, po czym spojrzał swojemu oprawcy błękitnymi oczami prosto w jego.

- Jestem Shieda Kayn - powiedział z podniesioną głową.

Mężczyzna zachichotał widząc powagę chłopca. Uniósł dłoń z biczem nie spuszczając wzroku z twarzy Kayna. Zdziwił się, gdy nie zastał na niej cienia trwogi. Mężczyzna zamachnął się i uderzył chłopaka po plecach.
Kayn głośno złapał powietrze, odchylając podczas uderzenia głowę w tył. Zacisnął dłonie, ale oczy miał wciąż utkwione w jednym punkcie - twarzy swojego oprawcy.
Mężczyzna, czując się sprowokowanym postawą Kayna uderzył jeszcze raz, o wiele mocniej. Z radością obserwował, gdy chłopak pod ciężarem uderzenia stracił równowagę i upadł. Stanął nad nim śmiejąc się głośno.

- Jesteś kundlem, a twoje miejsce jest na podłodze - mężczyzna złożył jeszcze parę uderzeń na jego ciele. Po czym odwrócił się - Zapamiętaj to.

Kayn poczuł, jak razem z krwią w jego żyłach pulsuje nienawiść. Pragnął rzucić się na mężczyznę, zranić go... Sprawić mu ból... A w końcu zabić! Patrzeć jak on cierpi poprzez zadawane mu ciosy. Kayn spojrzał na swoją dłoń. Wciąż dzierżył w niej miecz. Wzdechnął cicho. Niestety, to ostrze nie było w stanie spełnić jego fantazji. Potrzebował prawdziwej broni. Teraz miał już chociażby ten jeden powód, by obudzić w sobie wolę walki. Pragnął wrócić tutaj i pewnego dnia... Zemścić się na swoich oprawcach.
Po zakończonym treningu odłożyli otrzymane bronie do skrzyń, po czym w eskorcie strażników ruszyli do sali, która była przeznaczona do spożywania posiłków przez chłopców. Kiedy Kayn otrzymał swoją porcję zauważył, że jest o połowę mniejsza niż zazwyczaj. Dosiadając się do innych przekonał się, że wszyscy dostali zmniejszoną ilość pożywienia. Ten fakt wykluczał głodzenie za karę, którego spodziewał się po jego zachowaniu na treningu.
Usłyszał ciche pomruki, które rozeszły się po sali. Inni chłopcy również zauważyli, że ich porcja została zmniejszona.
Do sali wszedł wysoki mężczyzna. Kayn nigdy wcześniej nie widział go tutaj. Nie wyglądał na nowego strażnika, był o wiele lepiej zbudowany. Jego ramiona były na tyle szerokie, że ledwo przeszedł przez framugę, w przeciwieństwie do wszystkich innych mężczyzn, on miał na sobie stalową zbroję, a nie łachmany. Kiedy mężczyzna mijał jego stół Kayn zauważył krótką czerwoną pelerynę. To, co najbardziej przyciągało wzrok do nieznajomego to blizna biegnąca praktycznie przez całą jego twarz, od oka po brodę.

- To oni? - zapytał srogo, machając ręką w stronę chłopców. Głos miał niski.

Oczy Lisa  ✓[ZAKOŃCZONE] [Kayn x Ahri]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz