Ahri odrzuciła całą swoją moc. Mogła jeszcze godzinami walczyć z Kaynem, jednak postanowiła zagrać w otwarte karty.
- Powiedz mi wszystko - stanęła w bezpiecznej pozycji, wciąż gotowa do ataku - Ja też wszystko ci powiem.
- Czy zdradziłaś mnie z Zedem? - zapytał, cofając rękę z bronią do tyłu, pokazując jej, że akceptuje sposób w jaki będą prowadzić rozmowę.
- Nie, cały czas byłam ci wierna. W nocy, kiedy zniknąłeś on próbował, ale sprowadziłam go do podłogi. Później wywiązała się walka. Dlatego wysłał Nakuriego. - wykonała krok do przodu, na co on też zmniejszył odległość. - Moja kolej. Czujesz, że tracisz kontrolę po tym, jak wyrósł ci ten pancerz?
- Nie, czuję jakbym miał wszystko pod kontrolą. Walczyłem z Zedem, ponieważ tego chciałem, a nie dlatego, że demon mnie namówił. - powiedział, odgarniając włosy. - Pancerz jest symbiotyczny. Darkin ma mnie bardziej za nosiciela, któremu może podarować moc, niż ciało do przechwytu. Pokazał mi w ten sposób, że moje ciało jest niedoskonałe, oraz zbyt kruche na to, co może mi dać.
Ahri pokiwała głową, z niedowierzaniem. Skoczyła w jego ramiona. Kayn cofnął się.
- Ta broń potrzebuje krwi poległych, aby stała się silniejsza. - młodzieniec wymierzył w nią ostrzem - Prosze, wycofaj się, albo zmusisz mnie do nasączenia jej tobą..
Jej lisie oczy patrzyły ze smutkiem. Opuściła ogony i rozłożyła ręce. Dłonie jej drżały, oddech był nierówny, płytki.
Czuję twoje zwątpienie, ale odpowiedź brzmi, tak. Potrzebujemy jej krwi.
Nie wiem czy zdołam... Moja Ahri.
Jeśli chcesz obalić Zakon Cieni musisz się na to zdobyć. Ona ma potężna magiczną moc.
Kayn wziął głęboki wdech. Ahri usłyszała, jak ściska kij Kosy oburącz. Wstrzymała oddech. Ręce Kayna zaczęły opadać.
ZNÓW ON! NIE MIEJ LITOŚCI TYM RAZEM!! ZABIJ! ROZSZARP!
Kayn otworzył oczy. Wokół Ahri była fioletowa mgła. Zaszarżował, chcąc rozciąć jej skórę na piersiach. Usłyszał metaliczny dźwięk. Stał przed nim mężczyzna w niebieskiej zbroi.
- Doskonale, że tak wszystko odpowiedziałeś na moje wezwanie, bracie - doszedł go głos Zeda zza pleców.
Bracie... Powtórzył w myślach Kayn. Czyli ten facet w niebieskiej zbroi to Shen.
- W tej sprawie nie mogło być inaczej, Kosa Darkinów to dostateczny powód, bym połączył z tobą siły i sprowadził moich najlepszych adeptów.
Kayn odwrócił się - Zed siedział na gałęzi drzewa. Zza Ahri wyszła kobieta ubrana w zielony strój. Kręciła między palcami shurikena.
- Ohh Kayn... Dlaczego wszyscy fajni faceci muszą być szaleni... - rzuciła w jego stronę, kręcąc głową.
Kayn spojrzał pytająco na dziewczynę. Zauważył wokół niej znajome, lazurowe ogniki.
- Daruj sobie, futrzaku - powiedziała do Ahri.
Ta odpowiedziała wrogim spojrzeniem, ale pstryknęła palcami a ogniki rozeszły się.
Dwa Zakony, dwaj mistrzowie, dwie napalone laski. Kayn, nie myślałem, że aż tak jesteś rozchwytywany.
To nie ma znaczenia. Wygląda na to, że chcą cię nakarmić, Rhaaście.
- Im więcej wyślecie, tylu więcej pochowacie - rzucił Kayn.
Otoczyli go uczniowie Zakonów Kinkou i Cienia. Rozpoznał Moffy'ego. Pamiętał jak podczas pierwszej nocy w klasztorze próbował z niego szydzić.
Zaczął standardowo, zatonął w glebie. Jednym szybkim ruchem wynurzył się, zamachnął, ponownie zatopił się w glebie. Chwilę później uderzyło w nią dwóch martwych adeptów.Jeszcze raz!
Z przyjemnością...
Kayn poderwał się, rozcinając kolejnych dwóch. Padali jak muchy. Chłopak był o wiele za szybki. Dziewczyna w zielonym rzuciła w niego shuriken. Ten wbił się w jego nogawkę i przyszpilił go do podłoża. Zed podskoczył do nich. Przygotował dwa shurikeny, każdy w jednej dłoni. Shen skoczył na niego. Przytrzymał mu ludzką rękę, stając na niej.
Musisz wejść w ciało tej dziewuchy. Przygoduj się do nacięcia, gdy będzie odrywała nóż.
Kayn potrząsnął głową, by uwolnić swoje oczy od burzy opadających włosów. Tak jak przewidział Rhaast, podeszła i pochyliła się. Ugodził ją w ramię. Przyjął postać cienistego dymu i wszedł przez ranę. Następnie opuścił jej ciało rozrywając ją.
Kosa przybrała krwawy kolor. Wyrwała mu się z ręki.
Ohh tak... Tyle krwi wystarczy... Prawie...
- Za późno... - powiedziała Ahri, ze łzami w oczach. - Przegraliśmy...
Co to ma znaczyć? Co z mocą, która miała należeć do mnie...
KŁAMAŁEM!
Kosa zaczęła się unosić w stronę zdezorientowanego Kayna, ostrzem do góry. Nie mógł się ruszyć ze strachu. Jak to? Został oszukany? Kosa zaczęła opadać w jego stronę. Poczuł znajome dłonie na ciele. Upadł na konala, odrobinę dalej.
Odwrócił się i ujrzał, że Kosa przebija ciało Ahri. Zastygła z wyciągniętymi rękoma.Uratowała mnie...
- Cholera... Co ona najlepszego zrobiła... - powiedział Zed, zbliżając się do Kayna.
- Uhh witajcie! - obserwowali jak jej ciało zaczyna otulać znajomy pancerz.
Ciało lisicy chwyciło za Kosę. Czarna zbroja mieniła się między czerwoną skórą demona. Krwawe ślepia patrzyły na nich wygłodniałe. Demon miał olbrzymie rogi, wykonane z tego samego materiału, co zbroja. Z jego paszczy można było dostrzec długie kły.
- Mistrzu - zwrócił się Kayn do Zeda - rzuć mi proszę jakąkolwiek broń. Muszę kogoś pomścić za własną głupotę.

CZYTASZ
Oczy Lisa ✓[ZAKOŃCZONE] [Kayn x Ahri]
عاطفيةAhri, biała lisica o ogromnym zainteresowaniu do ludzi, wpatrywała się na noxiańską masakrę zgotowaną na jej Ioańskich rodakach. Jej uwagę przykuł mężczyzna w stanie agonii. Przerażona zaczęła się wycofywać, wtedy zauważyła cień jego oprawcy. Zaskoc...