Nakuri stał niczym posąg. Jego twarz zatrzymała się w zaskoczeniu. Usta były szeroko otwarte.
Kayn? Jego przyjaciel Kayn? Jak on mógł złamać tak ważną zasadę? Jak mógł przeciwstawić się zasadom Zakonu... Przecież wzięliśmy go... Prawie martwego a on... On tak po prostu... Bez wyrzutów sumienia... Pieprzy Vastayańską lisicę... W dodatku tak blisko klasztoru!
- Jak mogłeś? Nie wstyd ci?! - Nakuri był bliski płaczu - Nie oddychałbyś dziś, gdyby nie ja i mistrz! Tak właśnie okazujesz swoją wdzięczność?! Właśnie tak? Łamiąc elementarne zasady, które zaakceptowałeś wchodzą do naszego klasztoru? Byłem przekonany, że traktujesz to miejsce jak swój dom... A my wszyscy jesteśmy dla ciebie jak rodzina... - po policzku spłynęła mu samotna łza.
- Nakuri... - Kayn wstał, mimo swojej nagości podbiegł do przyjaciela - Ja...
- Nie powiesz mi żadnych słów, które zmienią mi zdanie - powiedział, odwracając twarz - Jest już za późno, Kayn.Odwrócił się i zaczął powoli iść w stronę klasztoru. Każdy jego krok wymagał ogromnego wysiłku. Czuł jakby szedł wykonać na kimś niewinnym wyrok śmieci, a tutaj przecież był świadkiem winy. Nie można temu zaprzeczyć.
Usłyszał za sobą nawoływanie Kayna. Młodzieniec był już ubrany, ale na jego ciele wciąż można było zauważyć krople wody.
- Chodźmy do mistrza Zeda - powiedział po chwili Kayn ze smutkiem w głosie - Chciałbym... Abyś był przy mnie, gdy będzie mnie wyrzucał... Tak jak byłeś ze mną, gdy zdecydował mnie przyjąć.
Widząc powagę na jego twarzy Nakuri nie mógł mu odmówić. Poklepał go po plecach, chociaż wiedział, że to nie zmieni jego samopoczucia.Kiedy stali pod komnatą Zeda Kayn słyszał jak jego serce łomocze. Jego lewa pierś podnosiła się i opadała rytmicznie w zawrotnym tempie. Nakuri spojrzał na niego pytająco. Kayn wiedział od razu co zastanawia przyjaciela. Uniósł drżącą dłoń i uderzył pięścią w drewniane, masywne drzwi.
Usłyszeli lekki zamęt w pokoju, potem tupanie.
Sekundy, które zajęły Zedowi podejście do drzwi zdawały się być wiecznością.
W końcu drzwi ustąpiły. Mistrz jak zawsze spoglądał na nich zza maski.
- Co was tu sprowadza o tak późnej porze? - zapytał z troską.
- Mistrzu... - Kayn miał ściśnięte ze strachu gardło - Zgrzeszyłem... Bardzo ciężko.
Nakuri nie mógł wydusić z siebie słowa o tym, co widział. Czuł bezradność. Jego zielone oczy walczyły ze sobą, aby nie wydać żadnej łzy.
- Co się takiego stało? - zapytał Zed trochę bardziej surowym tonem.
- Ja... Mam relację z Vastayanką, mistrzu - powiedział Kayn, zaciskając dłoń w pięść. - Nakuri przyłapał nas nad jeziorem.
- To prawda, Nakuri? - zapytał Zed, a jego głos ochrypł.
- Tak mistrzu, było jak mówi Kayn...
- Jesteś wolny, Nakuri - Zed wziął głęboki oddech - A z tobą chcę porozmawiać na osobności.
- Tak mistrzu - odpowiedzieli obydwaj.
Zed zrobił Kaynowi miejsce w drzwiach, po czym zamknął je, gdy chłopak wszedł do pokoju.
- Zawiodłeś mnie... Jak nikt mnie jeszcze nie zawiódł w całej mojej karierze... - słowa mistrza wrzały od niewyobrażalnego bólu, który był zrozumiały tylko dla ich dwójki. - Traktowałem cię jak syna... Miałem nadzieję, że pewnego dnia zajmiesz moje miejsce, miałeś do tego tak duże predyspozycje... - Zed odwrócił się do niego tyłem - Ocaliłem cię od śmierci, a ty tak mi się odpłacasz? Uczyłem cię moich sekretnych technik... Nakarmiłem cię, odziałem.
- Mistrzu... - odparł Kayn, wpatrując się w podłogę - Było w niej coś takiego, co sprawiło, że straciłem wszystkie racjonalne myśli... - parę łez spadło na marmurową posadzkę - ale jestem pewien, że zrobiłbym to jeszcze raz, jeśli miałbym możliwość cofnąć czas. Bez względu na konsekwencje - powiedział, podnosząc twarz i patrząc prosto w maskę Zeda.
Mistrz podszedł do niego i uderzył go w twarz.
Kayn lekko się zachwiał, ale nie spuszczał wzroku z Zeda.
- Spakuj się i wynoś się stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć!
- Zrozumiałem - powiedział zimno Kayn, ukłonił się przed Zedem, jak zawsze to robił i wyszedł z pokoju.Bał się tego, co go czeka po bezpowrotnym opuszczeniu murów klasztoru, jednak wiedział, że nie będzie w stanie przekonać mistrza do zmiany zdania. Nawet nie zamierzał próbować.
Spakował swoje ubrania, mając nadzieję, że mistrz nie zażąda ich zwrotu, bo to jedyne odzienie, jakie ma. Uniósł tobołek na plecy i z głośnym westchnięciem udał się w kierunku schodów.
Usłyszał za sobą szepty mijających go adeptów. Był pewien, że paru z nich usłyszało rozkaz Zeda. Nie przejmował się tym, co oni będą myśleć. Czuł przytłoczenie poczuciem winy. Wiedział, że Zed ma rację. Był mu wdzięczny za to, na jakiego człowieka został dzięki niemu wychowany. Jednak to, co czuł do Ahri było o wiele silniejsze, niż wdzięczność do mistrza.
Otworzył drzwi wyjściowe od klasztoru.
Widział, że będzie mu brakować Nakuriego. Jego uśmiechu, żartów, wsparcia... A przede wszystkim jego przegranych w treningach.Środek nocy, wszędzie ciemno. Świerszcze przygrywają do letniego, nocnego powietrza. Usiadł na pobliskim kamieniu.
Nie wiedział dokąd ma się teraz udać, bez pieniędzy, nie znając Iońskiej ziemii.
- Co dalej zamierzasz ? - zapytała Ahri, odsuwając się od drzewa, o które się opierała.
- Sam nie wiem... Co ty tutaj robisz? - uśmiechnął się na jej widok.
- Czekałam na ciebie - przysiadła się do niego - Przypuszczałam, że zostaniesz wydalony z Zakonu. Przykro mi.
Kayn objął ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Zrobiłbym to znowu, gdybym musiał. - powiedział, całując jej policzek. - Czuję, że jesteś o wiele więcej warta niż wszystko, co mógłbym mieć pozostając w Zakonie.
Zobaczył na jej twarzy mieszaninę szczęścia i zaskoczenia.
- Co dalej planujesz? - zapytała, kładąc mu dłoń na udzie.
- Nie mam pojęcia. Chyba przyjdzie mi spać dzisiaj pod gołym niebem, być może nawet i tutaj, a o poranku będę musiał udać się do najbliższego miasta... Będę musiał znaleźć jakąś pracę...
- Pomyślałam, że mogłabym cię ugościć u siebie - powiedziała powoli, obserwując jego reakcję - To z pewnością nie będą warunki, do jakich jesteś przyzwyczajony z klasztoru, ale przynajmniej miałbyś gdzie spać.
Kayn rozważył tą propozycję i bez większych uwag przyjął ją.Domostwo Ahri nie różniło się zbytnio od tych, które Kayn widział w wiosce podczas najazdu. Widział tam małą spiżarnię, sypialnię z ogromnym łóżkiem, ogród a nawet kurnik, na który miał widok z okna.
- Przytulnie - powiedział.
Ahri uśmiechnęła się, po czym poszła do kuchni, uprzedzając, że zrobi dla niego posiłek. Młodzieniec w tym czasie wziął orzeźwiający prysznic i przebrał się w świeżą szatę.
Ahri nakryła stół i przygotowała zastawę.
Kayn, gdy tylko wyszedł ochoczo pomógł jej z nakrywaniem do stołu.
- Usiądź, zaraz podam danie - szepnęła, gdy chłopak obejmował ją w pasie, gdy ta kończyła robić sos.
Kayn z zaciekawieniem obserwował jej ruchy w kuchni. Wydawała się być we własnym transie, tworząc chaos, który jako jedyna mogła okiełznać.
Położyła półmisek z upieczonym królikiem między nich, po czym zniknęła jeszcze na chwilę za ścianą w kuchni. Wróciła trzymając w dłoniach butelkę wina. Polała Kaynowi, pochylając się nad nim. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało. Nigdy wcześniej nie brał udziału w tak osobistej kolacji.
Nalała też sobie.
- Co ci się stało w policzek? - zapytała, gdy zauważyła, że zaczerwienienie na jego twarzy nie wynika z oświetlenia.
- Hmm... To nic takiego, prezent na pożegnanie od mistrza Zakonu Cieni - zaśmiał się Kayn, masując się w miejsce, o którym była mowa.
Ahri podnosiła kieliszek.
- Za nowe początki - szepnęła, patrząc w jego błękitne oczy.
- Więc, za nowe początki - odparł, stukając w jej kieliszek. Ogarnął swoje czarne włosy z czoła, popijając alkohol. Zabrał się za królika, którego aromatyczny zapach zdążył narobić nadziei.
W smaku okazał się równie wyborny. Nigdy nie mógł zarzucić tego, że kuchnia w klasztorze była zła, ale z pewnością umiejętności kulinarne tamtych ludzi nie mogły się równać z tym, co potrafi Ahri.
- Dziękuję, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś - szepnął, obejmując jej dłoń - Gdyby nie ty, sam nie wiem, gdzie spędziłbym tą noc.
- Gdyby nie ja to podejrzewam, że spędziłbyś ją w Zakonie - odparła smutno, kuląc uszy.
- Wolałbym spać pod gołym niebem do końca swojego życia, niż odpuścić chociaż jeden dzień, który mógłby być mi dany z tobą, Ahri. Kocham cię, bo to ty tak naprawdę mnie zmieniłaś. Nie Zed, czy Zakon Cienia, a właśnie ty.
- Ja ciebie też kocham... ale nie zmieniłam ciebie, przecież to z nimi spędziłeś tyle lat...
- Tak - wstał, podszedł za nią i podał jej rękę, by też wstała. - Ale gdyby nie twoja delikatność i szlachetność w lisiej postaci... Pewnie oszalałbym - powiedział, całując ją po szyi - Sama wiesz, co widziałaś tamtego dnia w moich oczach. Wiesz doskonale, jak bardzo były puste, czy wręcz martwe.Ahri przypominała sobie, jak ten mały chłopiec patrzył na swoje ofiary... A potem jak z troską mył jej sierść.
- To dzięki tobie jestem tutaj, bo wniosłaś do mojego życia piękno. Jesteś niezwykła, zjawiskowa - powiedział, mrucząc jej do ucha - a teraz mam nadzieję, że będziesz moją. Ja pragnę być twój.
- Od dawna marzyłam, aby być twoją. Widziałam w tobie wytrwałość, której chciałam się uczyć, czekając na moment, w którym w końcu będę mogła z tobą porozmawiać. - zaczęli się całować, dysząc sobie do gardeł z podniecenia.
Kayn wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
- Pragnę, abyś mi się oddał - szepnęła, obejmując jego twarz dłońmi - całego siebie...
- Nigdy wcześniej tego nie robiłem... - powiedział smutno Kayn, uciekając wzrokiem od jej złotych oczu. - Nie chcę cię zawieść.
- Spokojnie - potargała jego grzywkę - Ty nie jesteś w stanie mnie zawiść.
- No... dobrze - powiedział Kayn, ale wciąż pełen niepewności.

CZYTASZ
Oczy Lisa ✓[ZAKOŃCZONE] [Kayn x Ahri]
RomanceAhri, biała lisica o ogromnym zainteresowaniu do ludzi, wpatrywała się na noxiańską masakrę zgotowaną na jej Ioańskich rodakach. Jej uwagę przykuł mężczyzna w stanie agonii. Przerażona zaczęła się wycofywać, wtedy zauważyła cień jego oprawcy. Zaskoc...