Dowód

352 12 1
                                    

Rhaast zdawał się uciszyć na moment podróży. To ucieszyło Kayna, był wykończony wysłuchiwaniem jego sarkastycznych monologów. Zamknął oczy, wciąż widział Ahri, która uroczo muskała jego usta swoimi.
Poczuł miękkość jej warg, słodki zapach jej ciała... Aksamitność jej skóry. Rozumiał mistrza, że pragnął doznać cudów, które kryją się w nocy spędzonej z Ahri, jednak był zniesmaczony faktem, że przyzwoliła na to.

Hej, Rhaast.
Usłyszał cichy pomruk demona.
Co?
Rhaast.
Co? - darkin brzmiał na poddenerwowanego.
Rhaast...
Czego chcesz, Kayn?! - ryknął demon.
Jak ją znajdę? - pomyślał, rozbawiony, zasłaniając usta dłonią.
Zaprowadzę cię do niej. W odpowiednim czasie.

Kayn zamknął oczy. Widział złote lisie oczy, wpatrujace się w niego. Oboje byli nadzy, ale to mu nie przeszkadzało, uwielbiał jej ciało. Znów otoczyła jego nadgarstki i kostki ogonami. Położyła go na łóżku w ten sposób, że leżał na brzuchu na skraju łóżka. Usłyszał za sobą śmiech. Zobaczył parę męskich dłoni wędrujących na jego biodra, uda. Ahri przyszpiliła go do materaca a ktoś zaczął go głaskać po plecach.
- Umowa, to umowa, Kaynie - usłyszał za sobą głos Zeda, a Ahri zacisnęła jeszcze jeden ogon, tym razem na jego szyi.
Kayn obudził się ze snu zlany zimnym potem.
Usłyszał w głowie śmiech Rhaasta.

Dałbyś już spokój... To na prawdę nie jest zabawne...

Już dobijamy do lądu. Skrzynia po prawej. Tam znajdziesz dwa krótkie noże.

Kayn z zaskoczeniem stwierdził, że rzeczywiście tam były. Schował je do sakiewek przy pasie.

Musisz wyjść z dok, kieruj się na wschód. Uważaj! Dwóch słabo uzbrojonych strażników. Jednak, aby nie wzbudzać alarmu daj im przejść. Dooobrze... Teraz. Lewo, lewo. Mmmmh, kolejny strażnik. Przeturlaj się i wystaw nóż na dziewiątą.

Kayn pewnie wykonał polecenie Rhaasta. Z zaskoczeniem słuchał  upadającego za nim ciała.

Nie oglądaj się, tylko biegnij. Użyj magii Cienia, wejdź w tą z szafą cegłówką. Dooobrze, teraz przejdź na lewo. Skryj się w zaroślach przy tamtym kamieniu. Maksymalnie kwadrans i będzie tu jechał powóz. Oni będą przewozić Kosę. Bądź gotowy.

Kayn pokiwał głową, obracając sztylet między palcami. Siedział w bezruchu, do momentu, aż nie usłyszał tupotu kopyt. Zacisnął rękę na sztylecie. Ostatni raz przerzucił go między palcami. Rzucił nożem w woźnicę. Mężczyzna upadł, wypadając z powozu. Czterech mężczyzn wyszło, by zobaczyć co się stało. Kayn wyszedł z ukrycia i zaszarżował na jednego z nich. Usłyszał szmer w powietrzu. Przystanął, odgarniając czarny warkocz z ramion. Jego pomocnik zeskoczył z drzewa.
- Mistrz miał rację, Kayn, to rzeczywiście ty - usłyszał głos zaskoczonego Nakuriego. Chłopak nic się nie zmienił odkąd ostatni raz się widzieli.
- Więc mistrz Zed rzeczywiście was tu przystał - jego ton stał się smutny. Nie dość, że Zed nie wierzył w to, że on zapanuje nad demonem, to jeszcze wychodzi na to, że Ahri oddała się mistrzowi. Zacisnął ręce na norzu. - Zamierzam posiąść tą Kosę.

Woźnica, głupcze!

Rhaast ryknął na niego. Kayn zauważył jak powóz się oddala w stronę wieży. Ruszył za nim, ale wcześniej odwrócił się do Nakuriego.
- Z tobą policzę się później, jeśli będziesz wciąż żył.

Znalazł się wewnątrz wieży. Wyłonił się ze ściany. Jeden ze strażników zaszarżował na niego. Kayn uchylił się przed ciosem, po czym zranił go w rękę. Przybrał postać ciemnego dymu i wleciał w ofiarę. Potem, tak jak na treningu uwolnił całą zgromadzoną energię i wyrwał się z ciała, które moc rozerwała. Drugi ze strażników patrzył się na niego z trwogą. Kayn się roześmiał.
- To ta scena, kiedy uciekasz. Opowiedz wszystkim, których napotkasz o tym co widziałeś.
- Niedoczekanie twoje - rzucił Nakuri, po czym wystrzelił strzałę z łuku. Ta trafiła strażnika w głowę. Padł martwy.
Ostatni ze strażników podbiegł do kamiennego sarkofagu i wyjął z niego Kosę.
Była czarna, ale w momencie, gdy chwycił za rękojeść otworzyło się na niej oko, które było ponizej ostrza.
Rozległ się wrzask, znajomego Kaynowi głosu.

KTO OKAŻE SIĘ GODNY??!

Wówczas strażnik zaczął na ślepo machać Kosą. Kayn odrazu usłyszał śmiech Rhaasta w swojej głowie. Wiedział, że człowiek nie daje rady opanować Darkina. Kayn rzucił w niego nożem i ponownie wszedł w ciało ofiary.
Stało się coś niesamowitego. Patrzył na świat przez ślepia wygłodniałego demona. Jego oczom ukazały się zakrwawione wioski, wojny, ogień. Ponownie zebrał energię i zabił cel, w którym był.
Strażnik padł, a oko w Kosie się zamknęło.
Nakuri spojrzał z niedowierzaniem na Kayna. Widział ten błysk, prowadzący do tylko jednego. On na prawdę jest na tyle głupi, by próbować swojej woli z demonem.
- Nie bądź głupi - powiedział Nakuri, podchodząc do Kayna - Widziałeś co to cholerstwo zrobiło z tamtym żołnierzem...
Kayn zachichotał.
- Tylko mi się ona należy. - podrzucił ją nogą i wylądowała w jego przygotowanych dłoniach.

Ohh tak silne ciało... Tak mocna siła woli... Dalej, użyj jej... Przekonaj się o mojej potędze!

Kayn uśmiechnął się szeroko, po czym zanurkował w ścianie.
Nakuri podszedł do latarni, która paliła się za nim.
- Wydałeś mnie Zedowi... - wzdrygł się, głos Kayna odbijał się echem o ściany. - MASZ COŚ TERAZ NA SWOJĄ OBRONĘ?
Nakuri zalał się łzami.
- Niezmiernie mi ciebie brakowało, po tym jak zostałeś wydalony...
Kayn zaśmiał się, zarzucając Kosę na ramię.
- Słowa mogą być ochroną, czy nawet atakiem - wzdechnął - W twoim przypadku pozostaną jednak nic nie wartym zlepkiem przypadkowych liter - Kayn podniósł Kosę oburącz - ŻEGNAJ, NAKURI.

Opuścił broń i rozciął przyjaciela na pół. Poczuł przypływ mocy.

Nie sądziłem, że to może być aż tak przyjemne.

Rhaast się zaśmiał.

Podążaj za moimi radami, a wszystko będzie tak łatwe.

Oczy Lisa  ✓[ZAKOŃCZONE] [Kayn x Ahri]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz