Tydzień później
Postanowiłam zadzwonić do moich starych przyjaciół.
Oczywiście nie mówię o Natali. Ona była dla mnie ważna. Lecz to wszystko było kłamstwem. Nigdy mnie nie lubiła. Nic z tym nie mogę zrobić.
- Halo?- odezwał się głos w telefonie.
- To..- nie dokończyłam bo mi przerwał.
- Jeśli to jakieś reklamy to ostrzegam, że...Czekaj... Czekaj...Lili?
- Nie, ksiądz.
- Czyli to ty. Kopę lat się nie widzieliśmy!
- Wiem. Max wiecie o Natali?
- Tak. Od razu dowiedzieliśmy się i opuściliśmy ją.
- A co z Anną?
- Jesteśmy razem.
- Naprawdę?!
- Tak.
- To zadzwonię do niej.
- Ok. Pa.
- Pa.
Rozłączył się. Zadzwoniłam do Ani.
- Halo?!
- To tylko ja.
- Ktoś ty?!- krzyknęła.
- To ja, Lili.
- Lili?! Jak to możliwe?! Gdzie ty jesteś?! Czemu się nie odzywałaś?!
- Jakoś możliwe. Muszę ci powiedzieć, że przeprowadziłam się do prawdziwych rodziców i dlatego mnie nie było.
- A. Czyli ty nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- Tego, że....
- Powiedz proszę!
- Twoi nie prawdziwi rodzice....
zginęli w wypadku samochodowym.- Jak to?
- Nie wiem. Halo?! Lili jesteś tam?!
Rozłączyłam się. Na pewno nie zginęli w wypadku samochodowym. Oni prawie nigdzie nie jeżdżą. Nie mają samochodu. Rozpłakałam się.
- Tomas!- krzyknęłam szlochając.
Po chwili pojawił się w drzwiach.
- Co się...
- Moi rodzice adopcyjni nie żyją.
Przytulił mnie. Nagle usłyszałam głos Camerona. Po minucie wpadł do pokoju niczym huragan.
- Co się stało?!- krzyknął.
Ja rozpłakałam się na dobre. Mój mate widząc to przytulił mnie.
- To ja zostawię was samych.- powiedział Tomas.
Wyszedł z pokoju.
- Powiedz co się stało.- powiedział łagodnie.
- Moi rodzice adopcyjni nie żyją.- odpowiedziałam.
- Przykro mi.
Przestałam płakać. Byłam wtulona w toros Camerona. Kocham go i nic tego nie zmieni.
Następnego dnia
Była już dziesiąta. Miałam iść do Camerona ale zadzwonił mój telefon.
- Halo?- powiedziałam do telefonu gdy odebrałam.
Byłam ciekawa kto dzwoni do mnie tak wcześnie.
- To ja Jack.
- Jack?!
- Tak to ja. Masz moje kondolencje.
- Czyli już wiesz o wypadku samochodowym?
- Jakim wypadku?!
- No tym w którym zginęli moi rodzice.
- Oni zginęli przez wilkołaka.
- Jak to?! Skąd wiesz?
- Widziałem jak uciekał a gdy zobaczyłem martwych ludzi zadzwoniłem po pogotowie.
- Czyli ty nie jesteś wilkołakiem?
- ...
- Jack?!
- Jestem i dlatego wiem kto to zrobił.
- Kto?
- Luke. Tak ma na imię i ma czarne włosy.
- Znam go...
- Dlaczego to zrobił?
- Ponieważ musieliśmy zabić jego mate.
- Aha.
- Muszę kończyć. Pa.
- Pa.
Usiadłam na łóżku. Czyli Luke też jest zły. Wiedział o tym, że Amelia chciała się mnie pozbyć. Ale dlaczego? Dlaczego chcieli się mnie pozbyć? Przecież ja im nic nie zrobiłam.
Tomas wszedł do mojego pokoju. Wziął mnie za rękę.
- Co się dzieje?- zapytałam go.
- Uciekamy.
- Dlaczego?
Nie odpowiedział mi ponieważ drzwi wyleciały z zawiasów. Moim oczom ukazały się dobrze znane mi osoby.
- Luke?! Natalia?!
Luke rzucił się na mojego brata. A ja rzuciłam się na Natalię. Oczywiście bym z nią wygrała gdyby nie to, że Luke jej pomógł. Uderzyłam mocno o ścianę i zemdlałam.
Gdy się obudziłam od razu wiedziałam co się stało. Porwali mnie. Teraz to mnie wkurzyli.
Luke wszedł do pokoju.
- Czemu mnie porwaliście?!
Nie odpowiedział. Zbliżył się do mnie i walnął w twarz. O nie! Na to se nie pozwolę. Zmieniłam się w wilka.
- Cameron?
- Gdzie jesteś?!
- W ogromnym budynku.
- Nie mogła byś się bardziej postarać.
- Nie wiem gdzie jestem!
Rzuciłam się na bruneta. Był pod postacią człowieka co ułatwiło mi pokonanie go. Szybko wyszłam z pokoju. Zobaczyłam inne wilki. Tylko dlaczego one go słuchają?
- Dlaczego tu jesteście?- zapytałam.
- Bo Luke jest Alfą zbuntowanych.
- Kto to zbuntowani?
Nie odpowiedzieli bo inne wilki wbiegły do domu. To było stado Srebrnej Rzeki.
Znaleźli mnie.
Za nimi zobaczyłam szarego wilka. To Cameron.
- Co oni ci zrobili?!- krzyknął.
- Nic tylko mnie porwali.
Zmieniliśmy się w ludzi. Wyszliśmy z budynku. Cameron szedł za mną a Maja przede mną.
CZYTASZ
Jestem wilczą alfą
Про оборотнейWiodłam spokojne życie aż do pewnego czasu. Byłam zwykłą dziewczyną. No właśnie, byłam. Pewnego dnia spotkałam w lesie wilka. Nie zaatakował mnie. Wpatrywał się we mnie a ja w niego. Od tego dnia coraz częściej przychodziłam do lasu ale go nie spotk...