7

4.7K 200 6
                                    


ROZDZIAŁ SIÓDMY

Hermiona spojrzała na zegarek i westchnęła ciężko. Minęła ósma rano. Jej zmiana dobiegła końca, ale nie mogła jeszcze wyjść. Czekała na Harry’ego. Było jej okropnie głupio, że wyciąga przyjaciela z domu o tak wczesnej porze i do tego w niedzielny poranek, ale Malfoy miał być wypisany do dziesiątej, więc czasu mieli niewiele.
Chodziła po atrium i rozmyślała o tym, co może się dziać w sali Malfoya. Strasznie chciała tam iść i przysłuchać się rozmowie, ale zdusiła w sobie ciekawość i obgryzając paznokcie dreptała tam i z powrotem, zerkając co chwilę w stronę schodów. Merlinie! Co oni tam robią? To już ponad godzina.
- Chcesz kawy?
Hermiona odwróciła się do Rosy i skinęła głową. Przynajmniej zajmie czymś ręce.
- Chętnie. Dziękuję.
I chodziła dalej, tyle że z kubkiem parującej kawy, której wypiła tej nocy rekordowe ilości. Znowu spojrzała na zegarek. Długo jeszcze? W końcu dojrzała Harry’ego na szczycie schodów i podeszła szybko do niego.
- I? – zapytała cicho.
Harry uśmiechnął się kpiąco.
- Co i? – Pochylił się, zbliżając usta do jej ucha. – Tajemnice śledztwa, ciekawska dziewczyno.
Odskoczył tak szybko, że nie zdążyła mu przyłożyć. Podniósł ręce do góry.
- Dobra. Już się nie denerwuj. – Wyjął kubek z jej ręki i odstawił na parapet.
- To nie jest śmieszne! – syknęła, widząc uśmiech na twarzy przyjaciela.
Harry przewrócił oczami.
- A właśnie, że jest. Ta twoja ciekawość kiedyś cię zgubi. Ale dobra, porozmawiamy, tylko skoczę do Malfoya po resztę listów Parkinson.
- Jak to, do Malfoya? – Hermiona spojrzała zszokowana na Harry’ego. – Idziesz z Malfoyem?
- No tak. I tak miał go odprowadzić jakiś auror, a skoro już tu jestem…
- Idziesz do jego domu…?
- A gdzie indziej, Granger?
Odwróciła się gwałtownie.
- Malfoy!
- Cały i zdrowy, we własnej, jakże idealnej osobie! A to wszystko dzięki tobie, pani doktor. A ty co tu robisz? Już za mną tęsknisz?
- Wcale – prychnęła. – Wszyscy odetchną z ulgą, kiedy tylko znikniesz za tą szybą. – Wskazała na wyjście. – Ja też.
Malfoy zrobił zbolałą minę.
- Jak możesz?!
Hermiona uśmiechnęła się promiennie.
- Zraniłam cię? Och, nie chciałam.
- Serce mi krwawi!
- Znowu? Chodź, zaraz cię zbadam. – Podniosła różdżkę.
Malfoy skrzywił się i pokręcił głową.
- Nie, dziękuję. Jakoś lepiej mi się zrobiło. Idziemy, Potter?
Harry skinął.
- E… Tak, tak, tylko… Hermiono…
- Idę z wami – powiedziała. – I tak już skończyłam zmianę. Weźmiesz, co tam masz wziąć od Malfoya, i pójdziemy do ciebie. Z chęcią wproszę się Ginny na śniadanie.
Harry zerknął niepewnie na Malfoya.
- Niech idzie. – Malfoy machnął ręką. – Jakby się można było jej pozbyć – mruknął i wyszedł ze szpitala.
Hermiona zmrużyła gniewnie oczy i wyszła za nim, ciągnąc Harry’ego za rękaw.
- Wiesz, gdzie on mieszka? – zapytała szeptem przyjaciela.
- Nie – odparł Harry. – Musimy się z nim teleportować.
- Z nim… Acha.
Malfoy stał w sporej odległości od wejścia i patrzył na nich z miną cierpiętnika.
- Idziecie czy nie? Ile można czekać?
Podeszli do niego. Harry był spokojny, Hermiona nieco mniej. Spojrzała Malfoyowi w oczy.
- Mam nadzieję, że nie rozszczepisz nas na części pierwsze po drodze.
- Spokojnie, Granger. W końcu jesteś uzdrowicielką, nie?
Już miała mu coś odpowiedzieć, ale ugryzła się w język, kiedy poczuła mocny uścisk na ramieniu. Po chwili brudna uliczka zniknęła, a oni stali między drzewami. Hermiona rozejrzała się. Co to jest? Ogród?
- Gdzie nas, u licha, zabrałeś? Na działkę?
Malfoy prychnął.
- Tak, Granger. Uwielbiam przyrodę do tego stopnia, że mieszkam w krzakach. Nigdy nie widziałaś wewnętrznych ogrodów? Cóż za ignorancja. – Odwrócił się i ruszył brukowaną ścieżką.
- Owszem, widziałam, ale w mugolskim… Zaraz! Jesteśmy w mugolskim Londynie?

Draco nie mógł powstrzymać śmiechu. Granger miała komiczny szok na twarzy.
- Sto punktów dla Gryffindoru! Brawo, pani doktor.
- Ale ty… Dlaczego?
- Co, dlaczego? Czumu mieszkam między mugolami?
Skinęła głową. Potter też wyglądał na zainteresowanego.
- Cóż, z wielu powodów. Podoba mi się ta kamienica. – Wskazał na budynek powoli wyłaniający się zza gęstych drzew. – To po pierwsze. Po drugie, to idealny sposób, żeby zirytować mojego ojca. No i po trzecie; mieszkam tu, bo tu pracuję.
- Pracujesz tu? – zapytała Granger. – A gdzie my właściwie jesteśmy?
Draco otworzył tylne drzwi kamienicy i wpuścił ich do środka. Weszli do ogromnego holu i rozejrzeli się. Wzrok Granger szybko pobiegł do głównego wejścia.
- Oxford Street? A co tu niby robisz?
Wskazał drzwi na parterze.
- Tu mam biuro. A wyżej mieszkam. Wygodne, prawda?
Granger skrzywiła się.
- Tak. Pieniądze zawsze są wygodne.
- Czyżbym wyczuwał lekką nutę zawiści? Nieładnie, pani doktor – pogroził jej palcem. – Chodźcie. – Wspiął się na schody i machnął na nich ręką. – Potter! Nie śpij!

Zakręty losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz