ROZDZIAŁ JEDENASTYByło dobrze po szesnastej, kiedy Hermiona dotarła do Biura Aurorów. Gabinet Harry’ego był pusty, więc podeszła do sekretarki i zapytała, gdzie go znajdzie. Starsza kobieta podniosła się z fotela i zaprowadziła ją piętro niżej, do drzwi sali konferencyjnej.
Hermiona spojrzała na nią ze zdziwieniem i zapytała, czy na pewno nie zaszła żadna pomyłka, bo przecież ona aurorką nie była i chyba nie powinna wchodzić na zebranie, ale kobieta pokręciła tylko głową i otworzyła drzwi.
- Absolutnie nie ma żadnej pomyłki, panno Granger. Pan Potter prosił, żeby tu panią skierować. Zapraszam. – Wskazała wejście i odwróciła się, żeby odejść.
- Cóż, w takim razie dziękuję – odparła cicho Hermiona i weszła niepewnie do sporej sali.
Przy długim stole siedziało osiem osób, w tym Harry, Ron i Angela Levine, którą znała z widzenia. Reszty osób nie kojarzyła. Wszyscy odwrócili głowy, kiedy weszła, a Harry podniósł się ze stołka i wskazał jej miejsce obok siebie.
- Hermiona, dobrze, że już jesteś – powiedział i odsunął jej krzesło, gdy podeszła do niego. Po chwili dokonał szybkiej prezentacji, z której zapamiętała tylko ponurego aurora o nazwisku Summers, po czym posadził ją obok siebie, ciągnąc za rękę.
Klapnęła niezbyt elegancko, posłała Harry’emu złe spojrzenie i wybąkała cicho swoje nazwisko.
Mężczyźni skinęli głowami, a Angela uśmiechnęła się miło.
- Fajnie, że przyszłaś – powiedziała. – Może z twoją pomocą utniemy trochę ich bohaterskie zapędy.
- Tak? – zapytała zaintrygowana Hermiona.
Angela skinęła głową.
- Owszem. Chcą zrobić z naszego poszkodowanego tarczę do rzutek – powiedziała ostro, patrząc gniewnie na Rona.
- Wcale nie! – krzyknął Ron. – Tłumaczyliśmy ci…
Angela spojrzała twardo na Rona.
- To jak inaczej nazwiesz fakt, że chcecie puścić Malfoya samopas i czekać z założonymi rękami, aż ktoś go znowu zaatakuje?
Hermiona sapnęła i przeniosła zszokowany wzrok na Harry’ego.
- To prawda? – zapytała.
Harry westchnął.
- Nie widzę innej możliwości – powiedział po dłuższej chwili. – Ukrywanie Malfoya nie było dobrym pomysłem. I nie jest tak, że chcemy biernie patrzeć, jak ktoś go wykończy. – Tu zerknął gniewnie na swoją asystentkę. – Żeby wywabić tego zbira z kryjówki, musimy dać mu cel.
- To bzdura – powiedziała Hermiona. – Ryzykujecie jego życiem, bo nie możecie znaleźć tego psychopaty! Powinniście go chronić! – podniosła głos.
- Tak się o niego martwisz? – zapytał Ron jadowitym tonem. – Ciekawe dlaczego? Podobno on jest tylko… - zaczął cedzić, ale urwał, kiedy dostrzegł gniewny wzrok Harry’ego. – Co? – zapytał.
- Nie zajmujemy się tu prywatnym życiem Hermiony – powiedział twardo Harry – ale sposobem znalezienia groźnego przestępcy.
- Przez narażanie życia mojego pacjenta? – zapytała Hermiona, kładąc wyraźny akcent na ostatnie słowo.
Ron prychnął, a Angela mruknęła aprobująco.
- Nie narazimy jego życia – odparł spokojnie Harry. – Aurorzy będą przy nim na okrągło. Wszędzie. I będą tak zamaskowani, że nawet Malfoy zapomni o ich obecności. Będzie bezpieczny.
Hermiona nie potrafiła zaakceptować tego niby genialnego planu. Niósł zbyt wielkie ryzyko, aurorzy powinni to rozumieć. Pomyślała o klątwach w mieszkaniu Malfoya i popatrzyła z wyrzutem na Harry’ego.
- Tak, jak bezpieczny był do tej pory? – zakpiła. – Wybacz mi, Harry, ale jak dotąd aurorzy nie pokazali zbyt wiele.
- Z całym szacunkiem, panno Granger – powiedział spokojnie Summers – ale ile pani wie na temat prowadzonego śledztwa? Jest pani uzdrowicielką, więc co może wiedzieć o sposobach pracy aurorów?
Wbiła wzrok w ciemny blat stołu i westchnęła.
- Istotnie, panie Summers, jestem tylko uzdrowicielką i nie przeszłam szkolenia na aurorkę, jednak, mimo wszystko, będę się upierała, że wasze dotychczasowe działania nie były zbyt imponujące, żeby nie powiedzieć… żadne. – Podniosła głowę i spojrzała na Harry’ego. – Po co mnie tu wezwałeś? Chyba nie po to, żebyście mogli zbijać argumenty nic niewiedzącej baby?
- Nie. Oczywiście, że nie. – Harry pokręcił głową. – Mam do ciebie prośbę.
Hermiona zaśmiała się cicho.
- Och, to nawet zabawne. Najpierw dowiaduję się, że jestem niedoinformowaną impertynentką, a teraz jednak mogę się na coś przydać. Oczywiście, zamieniam się w słuch – powiedziała z przekąsem.
Wiedziała, że Harry się zmieszał, bo jego szyję i policzki pokrył delikatny rumieniec zażenowania, ale była tak rozżalona, że niewiele ją to obchodziło. Patrzyła na niego wyczekująco, bawiąc się zegarkiem na ręce, jakby chciała mu pokazać, że jej czas też jest ważny.
Harry chrząknął i spojrzał na Angelę. Kobieta podała Hermionie plik pergaminów.
- To są opisy wszystkich klątw, jakie do tej pory usiłowano rzucić na Malfoya – powiedziała. – Przestudiowałam ich skutki końcowe i zauważyłam, że wszystkie mają wywołać obfite krwotoki. Doszliśmy do wniosku, że sprawca bardzo potrzebuje krwi Malfoya do jakiegoś rytuału lub czegoś podobnego, a sam Malfoy chyba nie był z nami do końca szczery.
Hermiona przeglądnęła pergaminy i zmarszczyła brwi.
- Faktycznie – mruknęła. – Masz rację. Ale – podniosła głowę i spojrzała na otaczających ją aurorów – dalej nie rozumiem, po co mnie tu wezwaliście. Nie wiem, czy Malfoy coś ukrywa, a nawet jeśli jest coś takiego, to wątpię, żeby się tym ze mną podzielił, więc…
Młody auror, Jones, jak sobie z trudem przypomniała, pokręcił przecząco głową.
- Nie w tym rzecz, panno Granger – powiedział. – Potrzebujemy kogoś zdolnego i cierpliwego, żeby przejrzał historię Slytherinu i wyłapał wszelkie powiązania ze sprawą.
- Ależ to z tysiąc lat do tyłu! – wykrzyknęła z niedowierzaniem Hermiona. – Niby jak mam to zrobić?
- Nie, nie. – Jones pokręcił głową. – Chodzi nam o ostatnie pięćdziesiąt lat, czyli tę najświeższą historię.
- A skąd ja niby mam wziąć akta?
Harry zaśmiał się pod nosem.
- Co się tak szczerzysz? – obruszyła się Hermiona.
- Bo jestem tu, jakby to powiedzieć, szefem – odparł spokojnie. – Tak więc uzyskanie dostępu do starych akt nie jest dla mnie szczególnie trudne.
- Och… no tak. – Potarła skronie i westchnęła. Cóż, dla niej Harry był po prostu Harrym, nie żadnym tam Głównym Aurorem, więc nie brała pod uwagę ułatwień wynikających z pełnionej przez niego funkcji. – To i tak nie zmienia faktu, że ja muszę pracować, spać i od czasu do czasu coś jeść. Nawet nie wiem, kiedy miałabym przeglądać te akta.
- A może nie chcesz nam pomóc? – zapytał Ron. – Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było.
- Ron. – Harry ostrzegawczo spojrzał na przyjaciela, na co ten wzruszył ramionami i zmrużył gniewnie oczy.
Hermiona zignorowała zaczepkę Rona i odwróciła się do Harry’ego.
- Chcę pomóc, tylko nie wiem, jak to wszystko zorganizować, ani czego szukać…
- Porozmawiam z Millsem – powiedział Harry. – Jemu też ta sprawa ciąży.
- Tak – zgodziła się Hermiona. – Nadal nie wiemy, kto podłożył te nieszczęsne eliksiry.
- Właśnie – zgodził się Harry. – Myślę, że ograniczy ci czas pracy bez większych problemów.
- Ale ja mam pacjentów, Harry.
- Jakieś szczególnie ciężkie przypadki? – zapytał.
- Poza tym przebywającym aktualnie u mnie w domu, to nie, ale…
- Malfoyem się nie martw. Jutro zniknie z twojego mieszkania – zapewnił ją Harry.
Hermiona zacisnęła wargi.
- Jak uważasz. Pomogę wam, chociaż wątpię, żebym znalazła coś ciekawego. I sama porozmawiam z moim przełożonym. Czy to już wszystko?
- Tak, w zasadzie tak – powiedział Harry. – Jeszcze chciałem cię o coś spytać… Mogę cię odprowadzić?
Hermiona wzruszyła ramionami i wstała, żegnając się z aurorami z wymuszonym uśmiechem. Po chwili wyszła za Harrym z sali konferencyjnej, a kiedy ciężkie drzwi zamknęły się za nimi, stanęła i spojrzała na przyjaciela.
- Ginny zniknęła – powiedziała.
- Tak – powiedział ciężko Harry. – Wiem.
- Niepotrzebnie przychodziłeś. Za wcześnie.
- Nie mogłem czekać. – Spojrzał na nią z namysłem. – W Norze jej nie ma, w pracy też się nie pojawiła. Gdzie ona może być, Hermiona? Szukałem jej u znajomych, właściwie, to sprawdziłem wszędzie, gdzie tylko mogłem, i nic. Gdzie ona poszła?
Odwróciła wzrok.
- Nie wiem, Harry – powiedziała cicho.
- Na pewno? Może jest coś, czego mi nie mówisz?
Hermiona poderwała gwałtownie głowę.
- Czy ty coś insynuujesz?
- Nie. – Pokręcił głową. – Ja tylko pytam. Powiedziałabyś mi przecież, gdyby działo się coś złego, prawda?
Odwróciła wzrok i pochyliła głowę, mając nadzieję, że się nie rumieni.
- Nic złego się nie dzieje – odparła, dziwiąc się, że jej głos jest taki spokojny. – Ginny jest wściekła, Harry. Pewnie potrzebuje trochę samotności. Daj jej czas.
- Nawet nie wiesz, jakie to cholernie trudne!
Spojrzała na niego smutno.
- Ależ wiem, Harry. Obiecuję ci, że jak tylko się znajdzie, to poważnie z nią porozmawiam. Chciałam to zrobić w nocy, ale nie słuchała… Była naprawdę zła.
Harry wbił wzrok w posadzkę.
- Byłem strasznie głupi – powiedział gorzko.
- Nie. Byłeś ślepy – sprostowała. – Ale wierzę, że Ginny ci wybaczy. Naprawdę. Ona cię kocha, Harry.
- Taak. Ale sama wiesz, że to czasem za mało.
- Harry…
- Przyjdę jutro do ciebie, po Malfoya – powiedział, zmieniając temat.
Hermiona zwinęła dłonie w pięści.
- Dalej uważam, że to idiotyczny pomysł. Narażacie go…
Urwała, kiedy dostrzegła spojrzenie Harry’ego.
- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? – zapytała.
- Ciągle zaprzeczasz i ja nawet ci wierzę, bo to przecież Malfoy, ale czasem zastanawiam się, czy Ron nie ma racji…
- Nie ma.
- Jesteś pewna? Twoja troska jest co najmniej dziwna.
- To śmieszne! A Ron jest paranoikiem. Malfoy… on… Zresztą, nie muszę się tłumaczyć, prawda?
Harry pokręcił głową.
- Nie. Ja tylko pytam.
- Niepotrzebnie – powiedziała sucho. – Bo nie ma o co. Acha. Mógłbyś sobie kupić sowę. Wykorzystywanie Świnki przez tyle lat jest nienormalne. Do jutra, Harry.
- Hermiona…
Fuknęła ze złości.
- Nie macie innych problemów? Urojenia się leczy! – krzyknęła i odeszła szybko, wściekła, że Harry drąży taki idiotyczny temat.
CZYTASZ
Zakręty losu
FanfictionMoje dziecko dramione, moje pierwsze, najpierwsze. Wreszcie dodałam je tutaj! Niestety będą pojawiały się kwiatki typu literówki czy przecineczki, bo nie mam dosłownie kiedy poprawić całości. Przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko czytanie będ...