ROZDZIAŁ PIĘTNASTYHermiona siedziała w kuchni Weasleyów, pijąc gorącą czekoladę i przyglądając się, jak Molly Weasley sprawnie przygotowuje obiad. Rozmawiała przy tym z nią i Ginny, ledwo zerkając na garnki – w kuchni pani Weasley nic nie miało prawa się przypalić.
Molly bardzo przejęła się wiadomością o śmierci ojca Hermiony. Długo tuliła do siebie dziewczynę, mówiąc słowa pocieszenia. W jej przypadku nie były ona puste. Zmierzyła się ze śmiercią własnego dziecka i widziała w życiu wiele nieszczęść. Hermiona była jej bardzo wdzięczna – potrzebowała zapewnienia, że wszystko jakoś się ułoży. Że jest silna i da sobie radę. Teraz czuła się rozdarta, niepewna. Ciepło i serdeczność tej dobrej kobiety były wspaniałe.
Przyszła tu z ociąganiem i obawą, bo po rozwodzie z Ronem całkowicie zerwała kontakt z jego rodziną, nie licząc Ginny, która nie pozwoliła jej się odsunąć. Spodziewała się wymówek albo obrazy, ale teraz, siedząc i słuchając mądrych słów Molly Weasley, zrozumiała, jak egoistyczna i głupia była. Matka Rona nigdy by jej nie odepchnęła - uświadomiła sobie w pewnym momencie. To ona odsunęła od siebie tę dobrą osobę, bo poczucie wstydu i przegranej okazały się silniejsze. Głupia duma.
A teraz patrzyła na przekomarzania matki i córki, i czuła całą sobą, jak bardzo brakowało jej niesamowitej atmosfery Nory. Tej autentyczności, miłości i spokoju. Ona sama doznała niesamowitego uczucia – coś w środku niej, to, co do tej chwili szarpało nią nieustannie, uspokoiło się. Odetchnęła, chłonąc powietrze przesycone dobrocią.
A później rozległ się trzask aportacji i przed kominkiem stanęli Ron, Harry i pan Weasley. Cały spokój Hermiony poszedł w cholerę.*
Draco zerwał się z łóżka, słysząc łomot dochodzący z dołu. Stanął niepewnie na nogach i owinął się szlafrokiem, a potem ruszył chwiejnym krokiem po schodach na dół, żeby zobaczyć, kto jest tak okropnie wychowany, żeby walić w drzwi pięściami.
Szarpnął klamkę i już otwierał usta, żeby objechać intruza, ale kiedy ujrzał twarz matki, zamknął je i odsunął się od drzwi.
- Mamo…?
Narcyza zmierzyła syna rozzłoszczonym wzrokiem, po czym weszła do mieszkania i przytuliła go mocno.
- Mamo… Dobrze się czujesz? – zapytał niepewnie Draco, obejmując matkę ramieniem.
- Czy ty masz chociaż blade pojęcie, co ja przechodziłam przez te ostatnie dni? – zapytała cicho i odsunęła się, żeby spojrzeć w oczy Draco. – Wiesz, jak się martwiłam? Nie wiedziałam o tobie nic. Nic. Myślałam, że oszaleję!
Draco chrząknął, próbując ocknąć się z sennego otępienia.
- Wysłałem wam list – powiedział niepewnie. – Nie dostaliście go?
Narcyza prychnęła. Podeszła do barku, sięgnęła po karafkę z wodą i nalała sobie trochę do szklanki. Usiadła na sofie, upiła łyk i przymknęła oczy. Kiedy je otworzyła po chwili, jej spojrzenie było łagodniejsze.
- Te marne strzępki informacji? – zapytała. – Muszę cię rozczarować, Draco, ale twoja wiadomość w ogóle mnie nie zachwyciła.
- Pisałem, że jestem bezpieczny… żebyś się nie martwiła.
- Tak? – Narcyza usiadła sztywno i spojrzała z namysłem na syna. – Cóż, wyobraź sobie, że takie listy mają wręcz odwrotny efekt. A kiedy dowiedzieliśmy się z ojcem, że ktoś nałożył klątwy na to mieszkanie, te kilka zdań, które skreśliłeś w przelocie, tylko bardziej mnie zmroziły.
Draco westchnął i usiadł obok matki.
- Nie chciałem tego. Naprawdę.
Narcyza skinęła głową.
- Wierzę ci. Tylko Draco… ta sytuacja nie miałaby miejsca, gdybyś wrócił do domu, jak cię o to prosiłam. – Pokręciła głową z rezygnacją. – Jesteś taki uparty.
- Nic mi się nie stało, mamo.
- Ale mogło! Dobry Merlinie, nawet nie wiesz, jakbym chciała, żeby ten koszmar wreszcie się skończył!
Rozległo się ciche pukanie i Draco zerknął na matkę.
Wzruszyła ramionami.
- To pewnie ojciec – powiedziała. – To on dowiedział się, że byłeś z Potterem w Biurze Aurorów. Na szczęście.
Draco podszedł do drzwi i otworzył je. Lucjusz obrzucił go badawczym spojrzeniem.
- Wyglądasz… dobrze – mruknął i wszedł do środka. – Spakowałeś się?
- Słucham? – Draco zamrugał oczami. – A niby po co?
Lucjusz spojrzał na żonę.
- Nie powiedziałaś mu?
- Nie zdążyłam.
- O czym mówicie?
Lucjusz obrzucił syna władczym wzrokiem.
- Wyjeżdżamy z Anglii – powiedział. – Ja mam kilka spraw do załatwienia we Włoszech, a dla matki i ciebie to będzie dobry czas na odpoczynek od tej całej… sytuacji.
- Ja nie jadę. – Draco pokręcił ostro głową.
- To nie jest propozycja.
- Nie? A już myślałem, że może zacząłeś liczyć się z moim zdaniem.
Lucjusz machnął ręką i rozsiadł się w fotelu.
- Oczywiście, że się liczę – odparł spokojnie. – Jednak w tej sprawie wykazujesz zaskakujący upór. Pomyślałem, że po wszystkich nerwach, których doświadczyła twoja matka w ostatnich tygodniach, wykażesz odrobinę dobrej woli i pozwolisz jej odetchnąć.
Draco zaklął w myślach i podszedł do barku. Ojciec dobrze wiedział, że na jego miłości do matki może wiele zyskać. Miał świadomość, że dla niej mógł zrobić bardzo dużo, jeśli nie wszystko. Nalał sobie whisky i upił trochę, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie było mowy, żeby teraz ruszył się z Anglii. Nie mógł.
Odwrócił się i spojrzał na matkę, która patrzyła na niego z nadzieją w oczach. Znowu zaklął cicho i dopił drinka.
- Nie jadę – wypalił. – Nie mogę.
- Owszem, możesz. – Lucjusz wstał i obrzucił go złym wzrokiem. – Nie wiem, dlaczego się upierasz…
- Nie wiesz? Czyli będzie jak najbardziej w porządku, jak teraz zwieję z podkulonym ogonem, zostawiając cały bajzel na głowie obcych ludzi, tak?
- Ale Draco, to nie tak. – Narcyza spojrzała błagalnie na syna. – Aurorzy znajdą tego mordercę, a my…
- A my będziemy na wakacjach. Genialnie! Że też sam o tym nie pomyślałem – ironizował Draco. Nagle spojrzał na rodziców ostro. – A nie pomyśleliście, ze uciekając, odwlekam tę sprawę na później? Że dopóki nie złapią tego drania, on będzie wiecznie wisiał nade mną? Albo zniknie i nigdy nie zostanie ujęty?
- Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze.
- Jestem bezpieczny, mamo. Potter już o to zadbał.
Lucjusz prychnął lekceważąco.
- Potter. Co on może? Ile czasu szuka i nic nie znalazł?
Draco potarł skronie i westchnął.
- Coś znalazł – mruknął.
- Tak? A co takiego?
- Elenę Daszkow znalazł – powiedział Draco.
Lucjusz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- A cóż ona ma z tym wspólnego? Jest tylko pracownikiem.
- Tak. I dobrze wykorzystała swoje stanowisko. To ona nałożyła klątwy na to mieszkanie.
Draco spodziewał się oburzenia, w końcu sam tak zareagował na wieść o zatrzymaniu swojej asystentki. Ale ojciec się nie oburzył, nie. On zaśmiał się drwiąco i przewrócił oczami.
- Draco, na Salazara. I ty w to wierzysz? Potter nakładł ci głupot do głowy, a ty powtarzasz za nim jak niemądra papuga.
- Tak? To wyobraź sobie, że zbadali jej różdżkę. Magia nie kłamie – odparował i pomyślał, że faktycznie, powtarza się za Potterem.
- Ale Draco? – Narcyza zmarszczyła brwi. – Jak ona mogła to zrobić? Miałeś swoje zabezpieczenia.
Draco uśmiechnął się zimno.
- Widocznie nie dość dobre. Ona długo przebywała w moim towarzystwie, widziała, jak zabezpieczam sejf, jak wychodzę do domu. Wystarczyło obserwować. Miała na to sporo czasu – powiedział ponuro i usiadł z powrotem obok matki. Spojrzał na nią poważnie. – Jak mam cię przekonać, że będę bezpieczny? Że nie mogę teraz wyjechać?
Narcyza pokręciła głową.
- Nie… nie dasz rady. To jest niemożliwe.
- Mamo…
- Ja wiem, że nie mogę cię zmuszać, ale naprawdę nie czujesz, że źle robisz? Rozumiem, że chcesz ujęcia tego zwyrodnialca, ale czy naprawdę musisz to widzieć na własne oczy? Aurorzy są od tego, to ich praca.
Nie mógł powiedzieć, że proszący ton matki go nie wzruszał. Bolało go, że musi jej odmówić. Wściekał go fakt, że ona się martwi i to przez niego. W jakiś niepojęty sposób zrozumiał postawę Granger, kiedy ta zabrała rodzicom pamięć. Nie, jego rodzina nie była zagrożona, ale zmartwienie na twarzy matki było wystarczające, żeby miał ochotę wymazać jej bolesne wspomnienia.
Westchnął i wziął ją za rękę.
- No dobrze. Nie wierzysz, że będę bezpieczny i nic na to nie poradzę, ale uwierz, że zrobię wszystko, żebyś nie miała powodów do zmartwień. Mam na sobie zaklęcie, które informuje aurorów o każdym moim kroku, więc nigdzie nie jestem tak naprawdę sam. Ponadto wystarczy, że poczuję silny niepokój, a już przy mnie będą. – Spojrzał na ojca. – Tak, to pomysł Pottera, ale tym razem chyba trafiony. Nie jest to przyjemne, ale czuję się bezpieczny, więc wy też możecie… Cholera! Naprawdę nie wiem, jak was przekonać. Nie możecie mi zaufać?
Lucjusz spojrzał na niego z zaciętą miną.
- To nie chodzi o zaufanie. Grozi ci śmierć. Jak mamy czekać z założonymi rękami, w nadziei, że może nic ci się nie stanie? – zapytał. – Wiesz, czego od nas oczekujesz? Matka już nie pamięta, co znaczy spokojnie zasnąć, nie potrafi…
- Przestań – powiedziała cicho Narcyza, patrząc na męża. – Nie wzbudzaj w nim poczucia winy, to mu nie pomaga.
- A tobie pomaga? Od tygodni nie umiesz usiedzieć na miejscu, płaczesz…
- Przestań! – krzyknęła. – Wystarczy!
- Mamo…
Narcyza wstała i podeszła do okna, odwracając się do nich plecami. Chwilę stała, patrząc w ciszy przez szybę, po czym odwróciła się i spojrzała na syna z rezygnacją.
- Ja… rozumiem cię – wyznała. Potarła czoło zmęczonym gestem. – A przynajmniej się staram. Nie musisz z nami jechać, ja zresztą też nie wyjadę.
- Mamo, nie powinnaś…
- Powinnam, Draco. Jeśli ty zostajesz w Anglii, to ja również się stąd nie ruszę. – Przeniosła wzrok na męża. – Załatwisz swoje sprawy i wrócisz. Ja zostanę w domu. Tak będzie najlepiej.
Lucjusz zacisnął usta i spojrzał na Draco.
- A ja cię nie rozumiem. I nie podoba mi się to chore bohaterstwo. Gdybym mógł cię zmusić, to już dawno siedziałbyś w bezpiecznym miejscu, a szukaniem przestępcy zajęliby się odpowiedni ludzie.
Draco odwrócił wzrok i uśmiechnął się cierpko.
- Cóż, potrafisz okazać troskę w bardzo oryginalny sposób, ojcze. No, ale chyba doszliśmy do jakiegoś porozumienia.
- Nie doszliśmy do żadnego porozumienia – odparował Lucjusz.
- Czyli jak zawsze – wzruszył ramionami Draco. – Nie żebym na to liczył.
CZYTASZ
Zakręty losu
FanfictionMoje dziecko dramione, moje pierwsze, najpierwsze. Wreszcie dodałam je tutaj! Niestety będą pojawiały się kwiatki typu literówki czy przecineczki, bo nie mam dosłownie kiedy poprawić całości. Przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko czytanie będ...